Powraca sprawa wypadku samochodowego Tomasza Adamka, kandydata Solidarnej Polski w eurowyborach, do którego doszło w styczniu 2013 roku. W miejscowości Lake Placid w stanie Nowy Jork pod wpływem alkoholu bokser staranował auta na parkingu. Odbyło się bez ofiar, ale Adamkowi na pół roku odebrano prawo jazdy i zasądzono grzywnę.
Sprawa prowadzenia po alkoholu Adamka była już wcześniej opisywana w polskich mediach, ale sam zainteresowany nie chciał tego komentować. Bokser tylko krótko skwitował te rewelacje, mówiąc: "Z małej kolizji drogowej, zwykłego poślizgu w górskiej miejscowości zrobiono megasensację". Po tym sprawa przycichła.
Teraz na światło dzienne wychodzą nowe fakty, które dowodzą, że kandydat Solidarnej Polski prowadził samochód po spożyciu i został skazany na grzywnę w wysokości ponad 1600 dolarów (5 tys. złotych) - podaje gazeta.pl.
Dodatkowo Adamkowi odebrano sądownie prawo jazdy na pół roku i zobowiązano go do zamontowania w aucie tzw. alkolocka. Urządzenie te wymaga dmuchnięcia w popularny balkonik przed każdorazowym uruchomieniem silnika. Jeśli w wydychanym powietrzu wykryje alkohol, to samochodu nie można włączyć.
Pojawia się zatem pytanie czy skazany prawomocnym wyrokiem może startować w wyborach? Wątpliwości rozwiewa Krzysztof Lorentz z PKW. - Biernego prawa wyborczego, a więc prawa do kandydowania pozbawieni są wyłącznie ci, którzy za przestępstwo umyślne zostali skazani na karę pozbawienia wolności. Jeśli sąd orzekł jedynie grzywnę, to taka osoba może kandydować - przekonuje w serwisie gazeta.pl.
Ponownie zapytany o komentarz Tomasz Adamek tym razem szerzej komentuje całe zajście i posypuje głowę popiołem. - Wyjeżdżając z restauracji, na łuku drogi wpadłem w poślizg i doszło do drobnej stłuczki, gdyż droga była oblodzona. Zarysowałem dwa auta. Sam wezwałem na miejsce policję - czytamy na gazeta.pl. Kandydat partii Zbigniewa Ziobry dodał również, że jest mu przykro z powodu tego zdarzenia, ale podkreśla, że media wyolbrzymiają całą sprawę.