Zwalcza ból, wspomaga regenerację i pomaga schudnąć. Czy rzeczywiście warto spróbować wibroterapii?
Brak samochodu - dla jednych życiowa porażka, dla mnie - zbawienie, bo gdyby nie to że codziennie muszę przejść na przystanek, postać w tramwaju kilka minut, a po pracy powtórzyć całą operację ponownie, mój bilans dziennej mobilności mógłby czasami niebezpiecznie zbliżać się do zera. I choć wiara w to, że dwa kwadranse spaceru dziennie wystarczą, aby zatrzymać proces upodabniania się kręgosłupa do kształtu biurowego krzesła, jest lekko irracjonalna, to mimo wszystko, w charakterze samousprawiedliwienia sprawdzała się znakomicie. Do czasu pojawienia się argumentu o nieco większej sile perswazji: bólu pleców.
Wystarczy chwila konsultacji z doktorem Google, aby dowiedzieć się, że nie jestem wyjątkiem jeśli chodzi o zmagania z bólem: po całym dniu siedzenia w pracy, z bólu mniej lub bardziej krzywi się ponad 70 proc. mieszkańców państw wysokorozwiniętych. Spora część z nich, podobnie jak ja, zaczyna więc szukać rozwiązania problemu. Do wyszukiwarki trafiają kolejne hasła: plecy, ból, ćwiczenia, trening, terapia, wibroterapia... zaraz, zaraz, co?
Na problemy z kręgosłupem skarży się nawet 70 proc. populacji•Fot. Unsplash.com / rawpixel
Ścieżki hiperłączy bywają niezbadane, więc do końca nie wiem, w jaki sposób trafiłam na informacje dotyczące wibroterapii i jej zastosowaniu w leczeniu bólu pleców. Nazwa jest dość intuicyjna: chodzi o leczniczy efekt drgań. Jak się okazuje, wibracje o określonej częstotliwości (50-60 Hz), aplikowane w miejscu występowania bólu, mogą przyczynić się do jego niwelowania. W jaki sposób?
Eksperymenty, których celem było zbadanie wpływu wibracji na redukowanie bólu prowadzono już w latach 60. Teoria zakładała, że wibracje o o ściśle określonych parametrach powinny aktywować włókna czuciowe, a następnie, wchodząc w interakcję z przesyłanymi impulsami na ścieżkach bólowych, prowadzić do złagodzenia dolegliwości bólowych. Domysły okazały się trafne i dziś właśnie tak lekarze tłumaczą skuteczność tej formy terapii.
Innym pojęciem, które w kontekście wibroterapii należy sobie przyswoić jest Bramkowa Teoria Bólu według której jeżeli na drodze impulsu bólowego znajduje się inny, silniejszy, ten pierwszy może nie dotrzeć do mózgu i zostać pominięty. W ten sposób można wytłumaczyć dlaczego masaż jednego miejsca na ciele sprawia, że ból ustępuje również w innych.
Schemat bramkowej teoria bólu•Fot. materiały prasowe
Oczywiście, wyniki takiej stymulacji nie będą tak spektakularne, jak przy wykonywaniu codziennie rano 200 brzuszków i 100 pompek, ale jako metoda wspomagająca trening wibracyjny daje niezłe rezultaty - zwłaszcza wśród osób, które z powodu chorób czy znacznej otyłości muszą sobie intensywny wysiłek fizyczny dawkować. Warto tu dodać, że istnieją również badania dowodzące pozytywnego wpływu wibroterapii na poprawę metabolizmu i perystaltyki jelit.
Modułowe urządzenie do wibroterapii RAm Vitberg+•Fot. naTemat
O tym, że wibracje z powodzeniem mogą stosować u swoich pacjentów sportowi fizjoterapeuci może świadczyć choćby fakt, że na krakowskim AWF-ie otwarto niedawno pierwszą dydaktyczno-naukową pracownię wibroterapii. I ku mojemu zdziwieniu nie wyposażono jej w wielkie wibrujące łóżka (bo tak właśnie wyobrażałam sobie sprzęt do tego rodzaju zabiegów). Zamiast nich, na zwykłych leżankach porozkładane były poduszki, przypominające trochę poszczególne części samochodowych kanap. Co ciekawe, po chwili googlania okazało się, że takie “poduchy” nie są wcale sprzętem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla profesjonalistów.
Fot. naTemat
RAM Vitberg +, bo tak nazywa się modułowe urządzenie do wibroterapii, to sprzęt przeznaczony do domowego, indywidualnego użytku. Nie wymaga dyplomu z fizykoterapii ani doświadczenia medycznego. Wystarczy trochę miejsca, aby rozłożyć wibrujące “poduchy” oraz w miarę blisko umiejscowione gniazdko elektryczne.
Trzeba przyznać, że w porównaniu z pudełkiem proszków przeciwbólowych, Vitberg + zajmuje “odrobinę” więcej miejsca. Z drugiej strony, jeśli kilkanaście minut “wibrowania” kilka razy w tygodniu ma mi przynieść ulgę i jednocześnie oszczędzić wątrobę, warto opróżnić część szafy. Poza tym, to co widzicie na zdjęciach, stanowi jeśli nie całość, to znaczną część tego, co firma Vitberg ma w swojej ofercie - wszystkie moduły przeznaczone do stymulacji różnych partii ciała. Wybierając urządzenie dostosowane do własnych potrzeb, kupujecie tylko moduł bazowy oraz te “poduchy”, które będą wam potrzebne.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Naciśnięcie przycisku “włącz” rozpoczyna zabieg. Jego intensywność można dostosowywać indywidualnie - do wyboru mamy cztery moce drgań. I tu właściwie kończy się nasza rola, jako “fizjoterapeutów”, bo urządzenie, w zależności od wybranego programu samo kontroluje czas i zasięg wibracji. Jeśli myślicie, że możecie mieć problem z wyborem zestawu odpowiedniego do waszych potrzeb, obawy te znikną po wejściu na stronę firmy. Podobnie jak poszczególne programy, nazwy zestawów są dosłowne: Nogi, Kolana, Biodra, Szyja i Metabolizm.
Na poszczególnych elementach urządzenia Vitberg+ znajduje się ilustracja pozycji, w jakiej należy ułożyć moduły, które łączy się ze sobą jednym, charakterystycznym kabelkiem. Dodatkowo, w każdym zabiegu używamy tylko dwóch aktywnych modułów, więc możliwości pomyłki są właściwie żadne.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
I na tym właściwie kończy się opis obsługi urządzenia. Pytanie, jak sprawdza się w praktyce? Sam “zabieg” (choć właściwie bardziej pasuje tu słowo: masaż) jest niezwykle przyjemny. Delikatne mrowienie, które biegnie po całym ciele, momentalnie wprawia mnie stan całkowitego odprężenia. Wielką zaletą urządzenia jest fakt, że pracuje bardzo cicho. Nawet przy ustawieniu maksymalnej siły wibracji, słychać właściwie tylko delikatne “bzyczenie”.
Na długofalowe skutki wibroterapii na pewno trzeba czekać dłużej niż tydzień, na przestrzeni którego testowałam urządzenie. Jednak już bezpośrednio po pierwszym zabiegu czułam się jak po dobrym masażu - ciało wydaje się jakby bardziej “rozruszane”. Biorąc pod uwagę, że zabieg trwa dobrych kilkanaście minut, myślę że z powodzeniem mógłby się stać moim codziennym relaksacyjnym rytuałem. Kwadrans masażu, który sam w sobie jest przyjemny, a w dłuższej perspektywie, być może, uchroni mnie przed chronicznym bólem pleców? Zdecydowanie warto wykroić na niego miejsce w grafiku.
Fot. naTemat
Artykuł powstał we współpracy z firmą Vitberg.