Zwalcza ból, wspomaga regenerację i pomaga schudnąć. Czy rzeczywiście warto spróbować wibroterapii?

Monika Przybysz
Brak samochodu - dla jednych życiowa porażka, dla mnie - zbawienie, bo gdyby nie to że codziennie muszę przejść na przystanek, postać w tramwaju kilka minut, a po pracy powtórzyć całą operację ponownie, mój bilans dziennej mobilności mógłby czasami niebezpiecznie zbliżać się do zera. I choć wiara w to, że dwa kwadranse spaceru dziennie wystarczą, aby zatrzymać proces upodabniania się kręgosłupa do kształtu biurowego krzesła, jest lekko irracjonalna, to mimo wszystko, w charakterze samousprawiedliwienia sprawdzała się znakomicie. Do czasu pojawienia się argumentu o nieco większej sile perswazji: bólu pleców.
Wibroterapia to sposób na walkę z bólem kręgosłupa. Czy warto jej spróbować? Fot. naTemat
Z jednej strony nie ma się czemu dziwić - starość nie radość. Z drugiej, starość, która zaczyna się kilka miesięcy przed trzydziestką, to starość co najwyżej według standardów gimnazjalnych, albo średniowiecznych. Mając w perspektywie kolejne trzydzieści, plus minus, wolałabym, żeby nie upływało ono przy akompaniamencie stęknięć i jęknięć przy podnoszeniu się z krzesła. Jako że w najbliższym czasie nie planuję też przekwalifikowania się na pracę mniej biurową, postanowiłam poszukać sposobu na pozbycie się, albo chociaż zminimalizowanie irytującego łamania w krzyżu.

Wystarczy chwila konsultacji z doktorem Google, aby dowiedzieć się, że nie jestem wyjątkiem jeśli chodzi o zmagania z bólem: po całym dniu siedzenia w pracy, z bólu mniej lub bardziej krzywi się ponad 70 proc. mieszkańców państw wysokorozwiniętych. Spora część z nich, podobnie jak ja, zaczyna więc szukać rozwiązania problemu. Do wyszukiwarki trafiają kolejne hasła: plecy, ból, ćwiczenia, trening, terapia, wibroterapia... zaraz, zaraz, co?
Na problemy z kręgosłupem skarży się nawet 70 proc. populacjiFot. Unsplash.com / rawpixel
Wibroterapia - co to takiego?
Ścieżki hiperłączy bywają niezbadane, więc do końca nie wiem, w jaki sposób trafiłam na informacje dotyczące wibroterapii i jej zastosowaniu w leczeniu bólu pleców. Nazwa jest dość intuicyjna: chodzi o leczniczy efekt drgań. Jak się okazuje, wibracje o określonej częstotliwości (50-60 Hz), aplikowane w miejscu występowania bólu, mogą przyczynić się do jego niwelowania. W jaki sposób?

Eksperymenty, których celem było zbadanie wpływu wibracji na redukowanie bólu prowadzono już w latach 60. Teoria zakładała, że wibracje o o ściśle określonych parametrach powinny aktywować włókna czuciowe, a następnie, wchodząc w interakcję z przesyłanymi impulsami na ścieżkach bólowych, prowadzić do złagodzenia dolegliwości bólowych. Domysły okazały się trafne i dziś właśnie tak lekarze tłumaczą skuteczność tej formy terapii.

Innym pojęciem, które w kontekście wibroterapii należy sobie przyswoić jest Bramkowa Teoria Bólu według której jeżeli na drodze impulsu bólowego znajduje się inny, silniejszy, ten pierwszy może nie dotrzeć do mózgu i zostać pominięty. W ten sposób można wytłumaczyć dlaczego masaż jednego miejsca na ciele sprawia, że ból ustępuje również w innych.
Schemat bramkowej teoria bóluFot. materiały prasowe
Zagłębiając się w temat, dotrzemy również do informacji na temat innych zastosowań wibroterapii. Okazuje się, że drganiami można nie tylko leczyć ból, ale pobudzać ciało do… wysiłku. “Trening wibracyjny” to oczywiście stereotypowy wysiłek tylko w teorii. W praktyce polega on na poddawaniu się wibracjom, emitowanym przez specjalnie przeznaczone do tego urządzenia. W ten sposób dochodzi do stymulacji włókien mięśniowych, co z kolei przekłada się na wzrost siły mięśniowej.

Oczywiście, wyniki takiej stymulacji nie będą tak spektakularne, jak przy wykonywaniu codziennie rano 200 brzuszków i 100 pompek, ale jako metoda wspomagająca trening wibracyjny daje niezłe rezultaty - zwłaszcza wśród osób, które z powodu chorób czy znacznej otyłości muszą sobie intensywny wysiłek fizyczny dawkować. Warto tu dodać, że istnieją również badania dowodzące pozytywnego wpływu wibroterapii na poprawę metabolizmu i perystaltyki jelit.
Modułowe urządzenie do wibroterapii RAm Vitberg+Fot. naTemat
Wibracje działają więc na ciało w sposób bardzo zróżnicowany. Przeglądając strony poświęcone sposobom ich zastosowania w rehabilitacji czy leczeniu można odnieść wrażenie, że właściwie każdy z nas powinien od czasu do czasu dać wprawić się w ten specyficzny rodzaj ruchu. I nie mówię tu tylko o “pokrzywionych” pracownikach biurowych, czy osobach, które średnio przywiązują wagę do dietetycznych restrykcji. Z wibroterapii korzystają również sportowcy, którzy wykorzystują regenerujący wpływ wibracji na ciało.

O tym, że wibracje z powodzeniem mogą stosować u swoich pacjentów sportowi fizjoterapeuci może świadczyć choćby fakt, że na krakowskim AWF-ie otwarto niedawno pierwszą dydaktyczno-naukową pracownię wibroterapii. I ku mojemu zdziwieniu nie wyposażono jej w wielkie wibrujące łóżka (bo tak właśnie wyobrażałam sobie sprzęt do tego rodzaju zabiegów). Zamiast nich, na zwykłych leżankach porozkładane były poduszki, przypominające trochę poszczególne części samochodowych kanap. Co ciekawe, po chwili googlania okazało się, że takie “poduchy” nie są wcale sprzętem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla profesjonalistów.
Fot. naTemat
Dobre wibracje -również w domu
RAM Vitberg +, bo tak nazywa się modułowe urządzenie do wibroterapii, to sprzęt przeznaczony do domowego, indywidualnego użytku. Nie wymaga dyplomu z fizykoterapii ani doświadczenia medycznego. Wystarczy trochę miejsca, aby rozłożyć wibrujące “poduchy” oraz w miarę blisko umiejscowione gniazdko elektryczne.

Trzeba przyznać, że w porównaniu z pudełkiem proszków przeciwbólowych, Vitberg + zajmuje “odrobinę” więcej miejsca. Z drugiej strony, jeśli kilkanaście minut “wibrowania” kilka razy w tygodniu ma mi przynieść ulgę i jednocześnie oszczędzić wątrobę, warto opróżnić część szafy. Poza tym, to co widzicie na zdjęciach, stanowi jeśli nie całość, to znaczną część tego, co firma Vitberg ma w swojej ofercie - wszystkie moduły przeznaczone do stymulacji różnych partii ciała. Wybierając urządzenie dostosowane do własnych potrzeb, kupujecie tylko moduł bazowy oraz te “poduchy”, które będą wam potrzebne.
Fot. naTemat
Moduły dzielą się na aktywne i nieaktywne. Te drugie stanowią tylko (lub aż) dodatki poprawiające wygodę użytkowania, jednak ich stosowanie jest bardzo polecane: same zabiegi trwają po kilkanaście minut, więc przyjęcie wygodnej pozycji jest tu dość istotne.
Fot. naTemat
Z obsługą urządzenia raczej nie ma większych problemów. Podłączenie zasilacza do modułu bazowego uruchamia urządzenie. Następny krok wybór programu, odpowiadającego konkretnej terapii. W przypadku zakupu samego modelu bazowego możemy korzystać z trzech programów: Kręgosłup, Relaks i Nogi. Każdemu z nich odpowiada litera na pilocie, każdy wymaga też nieco innego ułożenia modułów: na urządzeniu można się położyć lub oprzeć na nim łydki i stopy.

Naciśnięcie przycisku “włącz” rozpoczyna zabieg. Jego intensywność można dostosowywać indywidualnie - do wyboru mamy cztery moce drgań. I tu właściwie kończy się nasza rola, jako “fizjoterapeutów”, bo urządzenie, w zależności od wybranego programu samo kontroluje czas i zasięg wibracji. Jeśli myślicie, że możecie mieć problem z wyborem zestawu odpowiedniego do waszych potrzeb, obawy te znikną po wejściu na stronę firmy. Podobnie jak poszczególne programy, nazwy zestawów są dosłowne: Nogi, Kolana, Biodra, Szyja i Metabolizm.

Na poszczególnych elementach urządzenia Vitberg+ znajduje się ilustracja pozycji, w jakiej należy ułożyć moduły, które łączy się ze sobą jednym, charakterystycznym kabelkiem. Dodatkowo, w każdym zabiegu używamy tylko dwóch aktywnych modułów, więc możliwości pomyłki są właściwie żadne.
Fot. naTemat
Poza jasno opisanymi instrukcjami, cieszy “inteligencja” urządzenia, które rozpoznaje konfigurację w jakiej znajduje się moduł bazowy względem “dodatków”. Jeśli więc podłączymy do niego moduł “Metabolizm”, na pilocie automatycznie zapali się lampka literka odpowiadająca właśnie temu programowi. Nie ma więc możliwości, że będziemy omyłkowo chcieli poprawiać sobie przemianę materii za pomocą programu Szyja czy Nogi.
Fot. naTemat
Vitberg: nasza opinia
I na tym właściwie kończy się opis obsługi urządzenia. Pytanie, jak sprawdza się w praktyce? Sam “zabieg” (choć właściwie bardziej pasuje tu słowo: masaż) jest niezwykle przyjemny. Delikatne mrowienie, które biegnie po całym ciele, momentalnie wprawia mnie stan całkowitego odprężenia. Wielką zaletą urządzenia jest fakt, że pracuje bardzo cicho. Nawet przy ustawieniu maksymalnej siły wibracji, słychać właściwie tylko delikatne “bzyczenie”.

Na długofalowe skutki wibroterapii na pewno trzeba czekać dłużej niż tydzień, na przestrzeni którego testowałam urządzenie. Jednak już bezpośrednio po pierwszym zabiegu czułam się jak po dobrym masażu - ciało wydaje się jakby bardziej “rozruszane”. Biorąc pod uwagę, że zabieg trwa dobrych kilkanaście minut, myślę że z powodzeniem mógłby się stać moim codziennym relaksacyjnym rytuałem. Kwadrans masażu, który sam w sobie jest przyjemny, a w dłuższej perspektywie, być może, uchroni mnie przed chronicznym bólem pleców? Zdecydowanie warto wykroić na niego miejsce w grafiku.
Fot. naTemat

Artykuł powstał we współpracy z firmą Vitberg.