Właściciel krakowskiej knajpy oskarżony przez feministkę o seksizm. Poszło o ten plakat
Mundialowy plakat z rozpiskami meczów wywołał aferę w jednej z krakowskich knajp. Feministce, która przyszła tam ze znajomymi nie spodobały się na nim skąpo ubrane modelki. W stronę właściciela padły oskarżenia o seksizm, szowinizm i przedmiotowe traktowanie kobiet. Kobieta domagała się natychmiastowego zdjęcia plakatu. – Nie zamierzam zdjąć plakatu, tylko dlatego, że jednej osobie się to nie podoba. Ten obrazek naprawdę nie służy po to, żeby eksponować panie w bikini, tylko żeby wpisywać tam wyniki meczów. To przecież jest to oczywiste – mówi w rozmowie z naTemat.pl Piotr Merta, właściciel krakowskiego lokalu "Punkt docelowy".
Bezpodstawny atak
– Pani naskoczyła na mnie w pewnym momencie. Zwyzywała mnie od seksistów, szowinistów, że w ten sposób uprzedmiotawiamy kobiety. Natychmiast kazała mi ściągnąć plakat. Nie zamierzam zdjąć plakatu, tylko dlatego, że jednej osobie się to nie podoba. Ten obrazek naprawdę nie służy po to, żeby eksponować panie w bikini, tylko żeby wpisywać tam wyniki meczów. To przecież jest oczywiste – podkreśla w rozmowie z naTemat.pl Piotr Merta.
Lokal "Punkt docelowy" w Krakowie•fot. Facebook/ Punkt docelowy
Mimo, że krakowski lokal "Punkt docelowy" słynie z dystansu do wszystkiego, jest jak najdalej od szowinizmu, seksizmu i nietolerancji. – Nasze miejsce jest otwarte dla wszystkich. Jesteśmy tolerancyjni dla feministek, lesbijek czy gejów. Nie tolerujemy skrajności, zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Tutaj zostałem oskarżony bezpodstawnie. Więc jeżeli ktoś na mnie naskakuje w miejscu pracy, to po prostu się bronię – mówi Piotr Merta.
Wysyp jednogwiazdkowych opinii na Facebooku
Po całym incydencie, na facebookowym profilu lokalu szybko zaczęły pojawiać się negatywne, jednogwiazdkowe recenzje knajpy. – Następstwem opisanej sytuacji stał się wysyp jednogwiazdkowych opinii na Facebooku od tej pani, ale też przez jej chłopaka, znajomych. Komentarze oczywiście "przypadkiem" pojawiały się jeden po drugim. Niektóre są wyjątkowo kłamliwe, na przykład niewpuszczanie psów do lokalu, co jest wierutną bzdurą – zdradza właściciel.
Całą sytuację właściciel "Punktu docelowego" nagłośnił nie po to, żeby zrobić jeszcze większą aferę. – Uważam, że cała sytuacja jest na tyle absurdalna, że warto o niej napisać. Jeżeli na kogoś się najeżdża zupełnie bezpodstawnie, w mniej lub bardziej zorganizowany sposób, to trzeba się liczyć z konsekwencjami. Prawo ofiary jest takie, żeby się bronić. A nie zdjęć plakat i udawać, że nic się nie stało – podsumowuje.