Idziesz na protest przed Senatem? Dla takich, jak ty stworzono ten poradnik
Choć w ostatnich miesiącach fala protestów jakby osłabła wprost proporcjonalnie do wzrostu temperatury za oknem, to działania rządu i zdominowanego przez PiS parlamentu nie pozwalają zupełnie zapomnieć o tym, że czasem trzeba wyrazić swój sprzeciw. Warto więc zapoznać się z podstawowymi "zasadami BHP" obrońców demokracji.
Weź aparat
"Jak nie masz czym nagrywać, dobrze jest włączyć chociaż dyktafon. Funkcjonariusze w czasie interwencji dużo mówią. Do grubych interwencji przystępują, gdy jest ciemno albo w dużym tłumie" - to kolejna ważna informacja dla protestujących. Choć w piątek policjanci wyciągnęli z tłumu Dawida Winiarskiego jeszcze przy dziennym świetle...
Autor postu zwraca uwagę na to, żeby zostawić w domu wszelkie ostre przedmioty, inaczej narażamy się na zarzut chęci użycia przemocy. "Warto też zostawić pieniądze. W przypadku zatrzymania policja nawet 100 zł może zabrać na poczet przyszłej kary. Zabrać może też twój aparat, jako materiał dowodowy" - dodaje.
Jeśli policja chce zabrać aparat warto wcześniej wyjąć kartę pamięci i komuś ją przekazać. "W Puszczy zdarzyło się, że strażnicy starli wszystkie zdjęcia z aparatu, który wpadł w ich ręce" - tłumaczy internata. W przypadku zatrzymania zabiorą nawet sznurówki, zostaniesz bez telefonu - choć na ścianie będzie wisiał nr do RPO" - to kolejne ostrzeżenie autora postu.
Opór musi być
Swoisty dekalog opozycjonisty kończy się akapitem na temat stawiania oporu. "Opór musi być, ale bierny. Dobrze jest zrobić sobie szkolenie z Nonviolent Direct Action, czyli oporu bez przemocy. Ta przemoc to też język, dlatego warto nie rzucać mięsem na manifestacjach, a jeśli chcesz coś napisać, to lepiej bez wulgaryzmów" - przekonuje internauta.
Ostatnia porada przyda się wszystkim tym, którzy chcieliby coś napisać na szybie biura poselskiego polityka PiS. "Lepiej pisać merytorycznie i dowcipnie, no i na ziemi (chodniku), obciążą cię mniejszymi kosztami" - twierdzi autor postu, który swój wpis kończy stwierdzeniem, że rok temu w Puszczy działo się to, co teraz w Warszawie. Tylko było mniej kamer.