Następna może być akcja z pomnikami Kaczyńskiego. To ona nakleiła "PZPR" na biurze polityka PiS

Daria Różańska
– Mam nadzieję, że nasza akcja pokazała bzdurność tych zarzutów. Teraz każdy, kto napisze "PZPR", to w zasadzie powinien być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za propagowanie systemu totalitarnego – mówi nam Krystyna Malinowska z Obywateli RP, która w akcie solidarności z Elżbietą Podleśną na drzwi biura posła Czabańskiego nakleiła hasła "PZPR".
Krystyna Malinowska jest członkiem stowarzyszenia Obywateli RP. W lutym ubiegłego roku pozwała Jarosława Kaczyńskiego za określenie "najgorszy sort Polaków". Sąd jednak uznał, że prezes Prawa i Sprawiedliwości nie jest niczemu winny, a jego wypowiedzi są Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
"PZPR", "Kocham Polskę, ale nie lubię PiS-u" – takie dwa napisy nakleiła pani na drzwiach biura poselskiego Krzysztofa Czabańskiego w Chełmnie. Dlaczego?

To już powoli staje się moją specjalnością.

Protestowanie w różnej formie?


Chodzi o to, by uwidaczniać absurdy obecnie rządzącej władzy. Oni tak się boją, że posuwają się do tak kuriozalnych rzeczy.

Jak na przykład zarzut o "propagowaniu totalitaryzmu", jaki postawiono pani Elżbiecie Podleśnej. Chciała się pani z nią solidaryzować?

Dokładnie tak. Jednej osobie to oni mogą założyć sprawę. Natomiast jeżeli znajdzie się ich więcej, to może wtedy otrzeźwieją. Jeśli jeden człowiek mówi, że jest się pijanym, to można to pominąć, ale jak już 20. osoba powtarza to samo, to należy pójść się położyć.


Oprócz pani tylko wczoraj na ten sam krok zdecydowały się kolejne osoby. Dziennikarze "Gazety Wyborczej" i "Polityki" również na drzwiach biur poselskich Krzysztofa Czabańskiego nakleili napis "PZPR".

To była skorelowana akcja. We wszystkich biurach poselskich Krzysztofa Czabańskiego w województwie kujawsko-pomorskim miał się ktoś pojawić i nakleić napis "PZPR". I w Osięcinach było pięć osób, ja byłam w Chełmnie, w Toruniu – kolega. Nieszczęśliwym tylko trafem w Brodnicy nikogo nie było.

W jaki sposób się państwo skrzyknęliście i kto wyszedł z pomysłem zorganizowania takiej akcji?

Można powiedzieć, że to Obywatele RP. Akurat Ela Podleśna nie jest w naszym ruchu, ale bardzo często wspólnie z nami demonstruje w Warszawie. Pomysłodawcą akcji był Piotr Pytlakowski z "Polityki". Wzięłam w niej udział, ponieważ uznałam, że należy się z Elą solidaryzować.

Tak samo, jak zrobiliśmy to w sprawie pana Antoniego Szpaka, który usłyszał zarzut znieważenia narodu polskiego poprzez użycie sformułowania "ten durny kołtuński kraj". Też składaliśmy samodonosy. Dlatego też mówię, że to zaczyna się robić moja specjalność.

No właśnie, po wyklejeniu nalepek "PZPR" sami na siebie donieśliście. Jaka była reakcja policji?

Jak zgłosiłam się na dyżurkę i powiedziałam, że chcę złożyć pismo o samodonosie, to dyżurny je przyjął. Już na początku zapytał mnie, czy czasem nie leczę się psychiatrycznie.

Kiedy stanowczo zaprzeczyłam, to pan powiedział, że on tego ode mnie przyjąć nie może, ale przyjdzie dwóch takich, którzy mnie przesłuchają.

Jak wyglądało przesłuchanie?

Przyszedł pan dzielnicowy i na początku mnie zapytał: "naprawdę, przyjechała pani w niedzielę z Bydgoszczy do Chełmna po to, żeby nakleić dwie kartki?". Kiedy odpowiedziałam mu, że tak, to się uśmiechnął.

Ten funkcjonariusz miał świadomość, że "te kartki"nakleiła pani na biuro posła PiS i że na obu widniał napis "PZPR"?


Tak, miał świadomość. Oni później wysłali w to miejsce patrol. Przyszedł policjant z telefonem i pokazał mi zdjęcie drzwi biura poselskiego Krzysztofa Czabańskiego. Zapytał, czy to te kartki. No więc potwierdziłam.

Spisali moje dane, upewniali się czy są one aktualne. Zapytałam, czy mogę sobie iść. Odpowiedział, że tak. I to wszystko. Później usiadłam w samochodzie i przez 10 minut nie mogłam dojść do siebie. Po prostu tak się uśmiałam.

Czego się pani spodziewała?

Ten drugi policjant zapytał, czy mam świadomość, że oni mogą mnie zamknąć. Powiedziałam, że wiem, iż mają prawo to zrobić na 48 godzin. Na tym posterunku spędziłam jakieś 30 minut.

Za podobny czyn Elżbieta Podleśna na komisariacie spędziła kilka godzin, skuto ją, kazano jej się rozebrać do naga. No i usłyszała, że propaguje totalitaryzm. Jak pani sądzie, skąd tak różne podejście policji?

Nie chciałabym nikomu ubliżać i umniejszać inteligencji, ale wydaje mi się, że trafiłam na bardziej rozgarniętych policjantów. Albo ci funkcjonariusze, którzy interweniowali w sprawie Eli, po prostu spanikowali.

Pani Podleśna opowiedziała mi, że za jej sprawę zabrała się "cała śmietanka", prokurator rejonowy z Bydgoszczy, a sami policjanci – w jej poczuciu – z zażenowaniem wykonywali wtedy swoją pracę.

Oni nie mają wyjścia. Dostają zlecenie od prokuratury i muszą wykonać te czynności z urzędu. A że prokurator miał swój punkt widzenia na ten czyn... Tylko należy płakać, że mamy takich prokuratorów.

Pani sprawa pozostała – póki co – na szczeblu lokalnym i jeszcze prokurator się nią nie zajął?

Komisariat Policji w Chełmnie przyjął moje pismo, które było adresowane do Prokuratury Rejonowej w Bydgoszczy. I sądzę, że policja już im przekazała tę sprawę. Być może już dziś jest to w prokuraturze.

Nie wiem, co mnie czeka. Być może przyślą tu jakichś policjantów, przetrzepią mi mieszkanie. Nie jestem w stanie powiedzieć na sto procent, że nic mi w tej sytuacji nie grozi. Mam nadzieję, że nasza akcja pokazała bzdurność tych zarzutów. Teraz każdy, kto napisze "PZPR", to w zasadzie powinien być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za propagowanie systemu totalitarnego.

Zastanawiamy się teraz, czy takiej samej akcji nie zrobić z panem koszulkowym ze Szczecina, który na pomnik Lecha Kaczyńskiego włożył koszulkę z hasłem: "Konstytucja, Jędrek".

Obawia się pani, że jutro czy pojutrze wejdą do pani mieszkania o 6:00 i znajdą pretekst, żeby panią zatrzymać?

Nie boję się. Zatrzymać mogą mnie na 48 godzin. Gorzej jeśli w trakcie tego zatrzymania spadnę z krzesła. Czasami mogę wyjść uszkodzona albo nie wyjść wcale. Tego się bardziej boję.

Od dłuższego czasu publicznie manifestuje pani swój sprzeciw wobec rządzących. W marcu 2016r roku napisała pani deklarację nieposłuszeństwa wobec prezydenta. A w niej oświadczyła pani, że "Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą, niegodnym sprawowania żadnej godności w Rzeczypospolitej". Dodała pani, że ma świadomość, że grozi pani do trzech lat pozbawienia wolności. Wysłała to pani do Kancelarii Prezydenta. Ktoś odpowiedział, w jakikolwiek sposób zareagował?

Nie, nikt mi nie odpowiedział. Oni to po prostu przyjęli to do wiadomości. Nie ma żadnej reakcji. Nasza bydgoska policja z posterunku znajdującego się w Śródmieściu zarekwirowała nam ten plakat. Teraz wiem, że sprawa jest w prokuraturze. Plakat zwrócili, ale nie wiem, co dalej w tej sprawie.

Byliśmy już przesłuchiwani w Komendzie Miejskiej Wojska Polskiego. Do tej pory nikt nam nie postawił żadnych zarzutów. I myślę, że tego nie zrobi. Uważam, że to zostanie utrącone. A to dlatego, że w kwestii tego, czy rzeczywiście pan Andrzej Duda złamał konstytucję i jest krzywoprzysięzcą musiałby się wypowiedzieć niezależny sąd. A ten werdykt mógłby być niekorzystny dla pana Andrzeja Dudy.

Obawia się pani, że trafi w ręce prokuratura lub sądu, który niesprawiedliwie panią skarze?

Istnieje taka możliwość. Czy się boje? Jak wszyscy będziemy się bać, to nikt na tą ulicę nie wyjdzie i nie będzie protestował. A dzieje się źle.

No i władzy o to chodzi, żeby przestraszyć demonstrujących. Bianka Mikołajewska z OKO.press.pl napisała tekst o tym, jak inwigilowano niektórych z nich.


My robimy to samo, policjantom czytamy Rotę, ich przysięgę. Uświadamiamy ich w kwestii artykułu 15. ustawy o policji. Niektóre sytuacje są po prostu żenujące, bo policjanci nie znają swoich praw i uprawnień. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy jakiś ogon mnie śledzi. Może teraz zacznę się bardziej rozglądać.