W Darłowie wznowiono poszukiwania zaginionego rodzeństwa. W Sulmierzycach ogłoszono żałobę
To już trzeci dzień, jak dziesiątki osób poszukują dwójkę rodzeństwa, 13-letniego chłopca i 11-letnią dziewczynkę. Ich starszy 14-letni brat zginął w morzu po tym, jak fale rzuciły go na kamienie falochronu w Darłowie. Szanse na znalezienie żywych dzieci maleją z każdym dniem.
Odnaleziono tylko 14-latka - leżał na kamieniach i betonowych blokach osłaniających falochron. – Udało mu się przywrócić funkcje życiowe, niestety zmarł później w szpitalu – wyjawił w rozmowie z naTemat Sylwester Kowalski, szef ratowników WOPR w Darłowie. W jego ocenie chłopak został roztrzaskany na kamieniach.
Co się stało z jego młodszym rodzeństwem do dziś nie wiadomo. W czwartek morze w okolicach falochronu przeszukiwali nurkowie, ale nie trafili na żaden ślad. Jeśli dzieci weszły do wody, razem z bratem, to szans na znalezienie ich żywych właściwie nie ma już żadnych.
– Co morze zabiera to zwraca. Kilka lat temu utonęło dwóch mężczyzn, jeden wypłynął dopiero kilka dni później w okolicach Dębek – przypomina Kowalski. Szef ratowników szansy na pozostanie dzieci przy życiu upatruje tylko w tym, że widząc śmierć brata przerażone uciekły i gdzieś się schowały. – Dorośli w szoku różnie reagują, a co dopiero dzieci – przekonuje Kowalski.
Tymczasem jak donosi gazeta.pl, burmistrz Sulmierzyc z których pochodziły dzieci ogłosił żałobę. Przyjaciele rodziny mogą skorzystać z opieki psychologa, porozmawiać ze szkolnym pedagogiem i nauczycielami o tragedii.
Dyrektor szkoły, do której uczęszczały dzieci wspomina je jako porządne i radosne. Jej znaniem matka dzieci to przykład matki idealnej. – Zawsze była ona opiekuńcza i zaangażowana w życie szkoły – chwaliła Annę K. szkolna pedagog.
Przyjaciel burmistrza Sulmierzyc Dariusza Dębskiego senator Łukasz Mikołajczyk zwrócił się z prośbą do premiera Mateusza Morawieckiego. Chodzi o pomoc finansową dla rodziny dotkniętej tak straszną tragedią.
Tymczasem jak donowi portal Wirtualna Polska, adwokat rodziców dzieci złożył doniesienie na ratowników, którzy jego zdaniem mogli nie dołożyć wszelkich starań w tej sprawie. Zgłoszenie brzmi o tyle irracjonalnie, że jak dowiedzieliśmy się z rozmowy z szefem ratowników w Darłowie Sylwestrem Kowalskim, teren przy falochronie jest oznakowany jako miejsce, w którym kategorycznie nie można wchodzić do wody, a strzeżona plaża znajduje się w pewnym oddaleniu od falochronu.
źródło: gazeta.pl