Prawda o polskiej misji w Afganistanie: ta książka leczy z romantycznych marzeń o pracy w wywiadzie
“Są drogi, którymi nie należy podążać, armie, których nie należy atakować, fortece, których nie należy oblegać, terytoria, o które nie należy walczyć, zarządzenia, których nie należy wykonywać” - tym cytatem ze „Sztuki wojny” rozpoczyna się epilog książki pod tytułem „Kontakt”. Jeśli do tej pory mieliście jakiekolwiek złudzenia, że zasadność udziału polskich żołnierzy w afgańskiej „misji pokojowej” da się jakkolwiek obronić, po lekturze „Kontaktu” stracicie ostatnie argumenty.
W rubryce „autor” nie figuruje oczywiście żadne nazwisko. Książka ukazuje się osiem lat po opisanych w niej wydarzeniach i trzy lata po zakończeniu polskiej misji — to czas zdecydowanie za krótki, aby ujawniać personalia działających tam oficerów. Tak, jak zmienił imiona i pseudonimy swoich bohaterów, tak i siebie autor przedstawia jedynie ogólnikowym terminem „kafir”. - To niewierny, który nie wierzy w Proroka — dowiemy się z wypowiedzi jednego z tłumaczy, opisywanych w książce.
I jeśli lekturę „Kontaktu” zaczniecie właśnie od końca, nie znajdziecie tam nic odkrywczego: wspomniane wcześniej słowa Sun Tzu trafiają w punkt: zarówno „podbój” Afganistanu, jak i późniejsze próby zwrócenia go miejscowym siłom wojskowym i policyjnym, wyszkolonym na zachodnią modłę, był z góry skazany na porażkę.
"Kafir" - autor książki•Fot. materiały prasowe
Jeszcze bardziej bezlitosny jest w krytyce propagandy sukcesu, której maszyna ruszyła w mediach właściwie równocześnie, co pierwsze polskie wozy opancerzone po pustynnych drogach:
Światowe media, opłacane przez rządy państw NATO, od kilkunastu lat karmiły opinię publiczną informacjami, że (...) kwestią niedługiego czasu jest pełny sukces prowadzonej operacji. Niestety z roku na rok było tylko gorzej, porażki przykrywano mało znaczącymi sukcesami oraz na szybko i chaotycznie opracowywanymi nowymi koncepcjami, które dla lepszego efektu propagandowo nagłaśniano.
Z perspektywy czasu i odległości łatwo wysuwać takie wnioski. Trudniej używać ich jako narzędzi racjonalizatorskich, kiedy wracając z interwencji, przez szyby wojskowej toyoty dostrzegasz trzy uzbrojone sylwetki i w ułamku sekundy musisz zdecydować: „Są uzbrojeni? Nie są?”. Trzymając palec na spuście karabinu, zastanawiasz się, czy zdążysz się uchylić, gdyby jednak byli.
Kafir z tego rodzaju myślami mierzył się codziennie, a nie była to jedyna pozycja na liście potyczek, jakie musiał toczyć oficer wywiadu na misji w Afganistanie. Wojenny stres potęgowała atmosfera przygnębiającej prowizorki, która właściwie cały czas im towarzyszyła.
Fot. materiały prasowe
Dwie krótkie w chudego, kolejne dwie w środkowego, dwóch leży, trzeci już zdążył przeładować, strzela jakoś chaotycznie, seria idzie po ziemi przed toyotą, zaczyna biec w kierunku suchych krzaków winogron. Ja puszczam jedną, drugą, krótkie serie. Cel ruchomy pada po trzeciej. Środkowy jest ranny, leży, kręci się, puszcza serie z kałacha nad toyotą. (...) Trafiona toyota jedzie (...) – Kocham toyoty! – krzyknąłem. W samochodzie śmiech, nerwy puściły.
Braki w wyposażeniu, to jedno. Deficyt panował również wśród specjalistów. Uszczuplenie szeregów, obecni na zmianie nadrabiali podwójnym wysiłkiem („Sypiamy na stojąco i gdzie popadnie, na postojach, na krzesłach w biurze. Czasem wygląda to tragikomicznie, co nie zmienia faktu, że wszyscy padają na twarz”).
Zmęczeniu towarzyszyły ciągle nawracające braki w wyposażeniu („Sytuacja z wozami w Warrior powoli staje się tragiczna. Nawet serwisanci z Siemianowic odpowiedzialni za naprawę „rośków” zaczynają płakać, że części im brakuje. Dochodzi do tego, że „dawcami” części zamiennych stają się wraki rosomaków”).
W ciągu miesiąca śmierć poniosło trzech polskich żołnierzy, 14 było rannych i niezdolnych do walki. W trakcie walk 10 naszych wozów bojowych zostało uszkodzonych, z tego cztery wymagały generalnego remontu, a sześć było już tylko wrakami. Dodatkowo średnio co drugi dzień mieliśmy ostrzał rakietowy.
Fot. materiały prasowe
– Teraz będą polować na was – stwierdził bez ceregieli (...) – Jak na nas? – spytałem trochę zaskoczony; nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi. – Nagroda jest za zabicie każdego żołnierza ISAF-u [Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa - red.] – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. (...) – Tak, zgadza się, ale za was jest większa. Ponadto wymienia się was personalnie jako polskich żołnierzy wywiadu (...)
Kafir wrócił z misji cały. Czy zdrowy? Czy choćby z resztką wiary w sens „misji pokojowych”? Dowiecie się czytając „Kontakt”.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona.