Ależ to jest dobre! "Rodzina Addamsów" to zadanie obowiązkowe dla każdego, kto... nie lubi musicali
Gdy kilka miesięcy temu pisałam recenzję musicalu "Czarownice z Eastwick" z warszawskiego Teatru Syrena, zaczęłam ją słowami: "Musical nie jest gatunkiem, który przyspieszałby bicie mojego serca". Po obejrzeniu kolejnej propozycji z Litewskiej 3 zaczynam coraz poważniej weryfikować swoje preferencje...
Problem polegał chyba trochę na tym, że do pewnego momentu, a dokładnie do 7 września, nie wierzyłam, że istnieje możliwość, bym w Polsce obejrzała coś, co jest znakiem rozpoznawczym nowojorskiego Broadwayu czy londyńskiego West Endu. Reżyser "Rodziny Addamsów", a jednocześnie dyrektor Syreny, Jacek Mikołajczyk, kolejny raz udowodnił mi, jak słabej wiary byłam.
Chociaż wiem, że powinnam najpierw zbudować napięcie i opisać wszystkie aspekty spektaklu, to jednak tego nie zrobię. W pierwszej kolejności, by każdy doskonale to zapamiętał, napiszę, że po prostu wizyta w teatrze Mikołajczyka jest obowiązkowa. Zarówno dla tych, którzy musicale kochają, ale chyba szczególniej dla tych, którzy nadal krzywią się, gdy ktoś właśnie ów gatunek im proponuje.
"Rodzina Addamsów"•teatrsyrena.pl
Trupio, ale fajnie
Największą zaletą opowieści jest właśnie jej klimat i mroczna atmosfera, na którą składają się niewybredne żarty o śmierci i potworach, stylizacje rodem z cmentarza i zainteresowania oscylujące bardziej wokół tortur i przemocy, aniżeli zbierania znaczków czy porannego joggingu.
Córka Mortici (absolutnie piękna i powabna w tej roli Marta Wiejak), Wednesday (czarująca głosem Anastazja Simińska), zakochuje się w Lucasie (Maciej Pawlak). Ot niby prosta, nastoletnia miłość. Może zauroczenie? A może jedynie pretekst do przewartościowania pewnych spraw? Trudno powiedzieć, ale właściwie odpowiedź na te pytania nie jest konieczna.
"Rodzina Addamsów"•teatrsyrena.pl
Danse macabre
I chociaż fabularnie nie zobaczymy nic innego (nastoletnia córka zakochuje się w "zwykłym" chłopaku i planuje z nim ślub, swoją tajemnicę powierza ojcu, oczekując, że ten nic nie powie matce), to twórcy postarali się o kilka uwspółcześnień w tekście, pozwalając sobie na subtelne komentarze dotyczące bieżących spraw społeczno-politycznych. To ciekawy zabieg, nie napastliwy, jednak znaczący dla polskiego widza.
Pomimo całego trupio-cmentarno-mrocznego klimatu "Rodzina Addamsów" w Syrenie daje dużo radości. Nie tylko ze względu na błyskotliwy język, natężenie żartów czy ironizowanie, ale głównie z powodu "wniosków ostatecznych", jak roboczo nazwałam je po wyjściu z teatru. Spektakl wyraźnie weryfikuje myślenie o "normalności", jest piękną opowieścią o poznawaniu drugiego człowieka, akceptowaniu jego odmienności, budowaniu relacji (szczególnie w rodzinie), a także o pogodzeniu się z tym, co nieuniknione, docenianiu i rozumieniu "ciemnej strony", którą przecież ma każdy z nas...
"Rodzina Addamsów"•teatrsyrena.pl
Gorzkie żale
Czego żałuję? Tego, że nie miałam jeszcze okazji obejrzeć syrenowej wersji Addamsów z Przemysławem Glapińskim w roli Gomeza – gdy recenzowałam "Czarownice z Eastwick" przyznałam, że nie jestem skłonna do przesady, ale jego Darryl był dla mnie zdecydowanie bardziej brawurowy niż Jack Nicholson w filmie o tym samym tytule z 1987 roku.
"Rodzina Addamsów"•teatrsyrena.pl
Może cię zainteresować także: Chcesz obejrzeć dobry kryminał? Wyłącz Netflixa i idź do teatru na "Króla". To dla mnie przełom!