Kelnerzy od podsłuchów mówili o taśmie Morawieckiego. Teraz zniknęła w dziwny sposób

Mateusz Marchwicki
Afera taśmowa to jedna z przyczyn wyborczej porażki Platformy Obywatelskiej w wyborach w 2015 roku. Kelnerzy z restauracji "Sowa i Przyjaciele" nagrali m.in. Bartłomieja Sienkiewicza, Radosława Sikorskiego, Elżbietę Bieńkowską, Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika. W gronie podsłuchanych miał być także Mateusz Morawiecki. Jak wynika z ustaleń portalu Onet.pl, taśma z tym nagraniem... gdzieś zaginęła.
Dziwnym trafem, w aktach sprawy brakuje akurat tej taśmy. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Dziennikarze portalu Onet.pl przeanalizowali kilkadziesiąt tomów akt dotyczących afery podsłuchowej. W zeznaniach kelnerów, którzy podsłuchiwali prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej i ich rozmówców przewija się również nazwisko premiera Mateusza Morawieckiego, który był wówczas prezesem BZ WBK.

W aktach sprawy można znaleźć fragment zeznań Łukasza N., który opowiada o podsłuchanej rozmowie Morawieckiego z nieznanym mężczyzną:

Z tego, co pamiętam, to rozmawiali o jakichś budynkach. Tamten drugi człowiek, którego nie znam, powiedział, że jakaś osoba się obawia i chce się wycofać z tego interesu. Rozmawiali o zakupie budynków pod inwestycje i mieli tam wynajmować pod jakieś biznesy, ale dokładnie nie pamiętam. Rozmawiali, że dokumenty mają być sporządzone na jakąś osobę. Rozmawiali, że będą mieli te, że oni będą mieli te lokale zakupione na inne osoby, że na inne osoby będą wystawione dokumenty. Nie pamiętam, czy w tej rozmowie była mowa o pożyczkach i kredytach na słupy. Oni rozmawiali o tym, że będą kupować nieruchomości na podstawione osoby.

Jak wynika z dziennikarskich ustaleń, prokuratura w ogóle nie zajęła się tym wątkiem. Co więcej, nie wiadomo też, gdzie znajduje się taśma z premierem w roli głównej, ani kto ją posiada.


Przypomnijmy, kilka tygodni temu, "Gazeta Wyborcza" pisała o tym, że taśmami, których nagrywanie miał zlecić Marek Falenta zainteresowali się politycy Prawa i Sprawiedliwości, gdy ten zaoferował ich sprzedaż. Oni także mieli czuwać nad ich publikacją i wybuchem afery.

źródło: Onet.pl