Kolejne rewelacje na temat afery podsłuchowej sprzed lat ujawnia wtorkowa "Gazeta Wyborcza". Okazuje się, że twarz tej afery, Marek Falenta, zaoferował ówczesnemu skarbnikowi PiS nagrania, które miały skompromitować polityków rządu PO.
W swoim tekście, Wojciech Czuchnowski twierdzi, że politycy PiS o nagraniach z restauracji "Sowa i przyjaciele" wiedzieli pół roku przed ich publikacją.
Biznesmen Marek Falenta miał spotkać się z ówczesnym skarbnikiem PiS Stanisławem Kostrzewskim na jednym z przyjęć opłatkowych pod koniec 2013 roku. Tam miał zaoferować nagrania, które skompromitują ministrów rządu Donalda Tuska.
Jak mówi informator "Gazety Wyborczej", który ma być powiązany z Mariuszem Kamińskim, skarbnik partii wziął namiary do Falenty. Kierownictwo partii zaś zleciło sprawdzenie biznesmena, który od kilku lat miał współpracować z ABW i CBA jako osobowe źródło informacji o kryptonimie "Prefekt".
Po weryfikacji zdecydowano, by pierwsze nagrania z podsłuchów opublikować na łamach "Wprost" – tygodnika nie kojarzonego bezpośrednio z obozem prawicy – dla wzmocnienia efektu – pisze Czuchnowski. Potem temat podsłuchów trafia do tygodnika "DoRzeczy".
Jak twierdzi autor artykułu, najważniejszym celem dysponentów nagrań było wygranie wyborów przez PiS. I - jak w wielu podobnych przypadkach - najwięcej stracił pomysłodawca całego procederu. Przypomnijmy – firma Marka Falenty upadła, a on sam został skazany na 2,5 roku więzienia.