Nazwali Morawieckiego "pieprzonym kłamcą". Zaskakujące stanowisko prokuratury
Przed konwencją wojewódzką Prawa i Sprawiedliwości Mateusza Morawieckiego nazwano "pieprzonym kłamcą". Premier jako osoba prywatna wspierał kandydata na prezydenta Bydgoszczy – Tomasza Latosa. Dlatego – jak podaje "Gazeta Wyborcza" – nie będzie śledztwa w tej sprawie.
Bogdan Dzakanowski, który kandyduje do rady miasta z listy PiS, przekonywał, że został przed Filharmonią Pomorską uderzony w głowę przez działacza bydgoskiego KOD-u. Prokuratura zaczęła badać sprawę i doszła do zaskakujących wniosków.
W ramach postępowania przesłuchano policjantów, którzy pilnowali porządku. Funkcjonariusze stwierdzili, że znieważona została inna osoba. Chodziło o Mateusza Morawieckiego, którego ktoś nazwał "pieprzonym kłamcą".
Nie ma jednak mowy o znieważeniu premiera. Wszystko dlatego, że – jak twierdzi prokuratura – Morawiecki przebywał w Bydgoszczy jako osoba prywatna. Prezes Rady Ministrów nie ma obowiązku występowania na wiecach związanych z kampanią wyborczą. Nikt nie będzie więc ścigany z urzędu. Morawiecki może jednak dochodzić swoich praw na drodze prywatnej.
"Mateuszek to kłamczuszek"
Przypomnijmy, że Morawiecki musiał sprostować nieprawdziwe słowa o Platformie Obywatelskiej. Koalicja Obywatelska złożyła pozew przeciwko premierowi. Chodziło o słowa, które padły 15 września na spotkaniu z mieszkańcami Świebodzina. Wówczas Morawiecki stwierdził, że za czasów poprzedniej władzy "nie było dróg ani mostów".
Wspominał, że w ciągu jednego do półtora roku wydawana zostanie przez PiS większa suma na drogi lokalne niż za czasów koalicji PO i PSL – i to przez osiem lat. Jak stwierdził sąd apelacyjny, takie słowa okazały się nieprawdziwe.
źródło: "Gazeta Wyborcza"