Nie dyskryminuj osiedlowych knajpek. Znaleźliśmy takie, które mogą zasłużyć na gwiazdkę
Kulinarny wielki świat rządzi się mocno skostniałymi zasadami, z których większość jest spisana w formie wytycznych dla inspektorów przewodnika Michelin. Jednak nawet panom i paniom, którzy na co dzień mierzą linijkami odstępy pomiędzy kropelkami sosu na talerzu zdarza się zaszaleć i na przykład przyznać gwiazdkę właścicielowi budki z kurczakami w Singapurze. Od kilku dni jestem w stanie bronić tezy, że w tym szaleństwie jest jednak metoda, inna niż ta, podyktowana przez speców od reklamy i marketingu.
Eleganckie otoczenie, ekskluzywna obsługa, czy szlachetność metalu, z którego wykonane są sztućce to przecież tak naprawdę tylko dodatki do jakości składników, doboru smaków oraz techniki i powtarzalności wykonania dań. A te cechy może z powodzeniem kultywować zarówno absolwent Le Cordon Bleu,kucharz, który przez całe życie doprowadza do perfekcji przepis na kurczaka w pięciu smakach, czy szef kuchni osiedlowej knajpki na warszawskim Żoliborzu albo Muranowie.
“Sypka mąka i masło” oraz “Kromki” - tak nazywają się dwie restauracje, które odwiedziliśmy aby sprawdzić ich menu przygotowane w ramach Restaurant Week. O wydarzeniu, w którym uczestniczy kilkaset restauracji w całej Polsce pisaliśmy już wcześniej, zachęcając do wcześniejszego rezerwowania stolików.
I choć sam festiwal rusza dzisiaj, rezerwacje nadal są otwarte, może więc jeszcze zdołacie “wcisnąć się” do Kromek czy Sypkiej. Dlaczego akurat tam? Bo to dwie restauracje, które poza solidnym, dobrze skomponowanym menu, gwarantują że po wasze wrażenia sprzed wejścia i te po zakończeniu posiłku będą się miały do siebie jak fasolka po bretońsku do Bretanii.
Kromki - bistro w (innej) bajce
Nigdy nie wpadłabym na to, żeby obiad czy kolację w Kromkach zaplanować. Jeśli miałabym tu trafić, to pewnie na podobnej zasadzie, co do każdej innej knajpki czy baru znajdującego się w Pasażu Muranów, czyli z marszu, wiedziona nagłym głodem i kulinarno-awanturniczym nastawieniem do obiadu.
Kromki•Fot. naTemat
O osobliwości tego miejsca niech świadczy fakt, że salony sukien ślubnych przeplatają się z sex-shopami, banki z “chwilówkami”, a wietnamskie, gruzińskie i syryjskie “okienka” z jedzeniem na wynos, no właśnie, z “Kromkami”.
Trzeba przyznać, że na tle krzykliwych, różowych i zielonych ledowych tablic, wejście do Kromek jest dosyć niepozorne, opatrzone minimalistycznym szyldem. Przekroczenie progu to coś na kształt “Narnia experience” - wchodzimy do zupełnie innego, eleganckiego, stonowanego i przyjaznego wymiaru.
Fot. naTemat
A jednak. Łosoś ze świeżą marakują, sokiem z marchwi, kolendrą i czipsami z tapioki to jedno z tych dań, które długo ma się w pamięci: ze względu na niepospolite połączenie, które jest zadziwiające trafione w punkt. Kwaskowatość marakui i jej strzelające pestki równoważą tłustość ryby. Czipsy, a właściwie “prażynki”, bo dokładnie ten dziecięcy przysmak przypomina smażone ciasto z tapioki, odhaczają punkt pod tytułem “chrupkość”.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Do Sypkiej Mąki i Masła nie mieliśmy daleko - mieści się na parterze jednego z apartamentowców niedaleko redakcji. Gdyby nie polecenie pewnie przechodziłabym obok niej beznamiętnie kilka razy dziennie, klasyfikując jako następną nudną osiedlową lunchownię.
Być może któregoś razu zaintrygowałaby mnie nazwa i zastanowił dodatek masła - zdecydowanie niepotrzebnie ją wydłużający. Po wejściu okazałoby się, że to młodsza siostra ursynowskiej Sypkiej Mąki z podobną, włosko-polską kartą.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Jedząc idealnie przyrządzoną wołowinę, która dzieliła na setki delikatnych włókienek, a jej co bardziej tłuste kawałki delikatnie rozpływały się w ustach, trochę chciało mi się płakać. Zwłaszcza wtedy, gdy ząbek widelca nabrał za dużo słodkiego niczym sen lalki Barbie, sosu. Wspomniałam, że dookoła piętrzyły się też łezki bitej śmietany? Tak było.
Fot. naTemat
Deser za to polecam nawet tym, którzy deserów nie jedzą. Jako ciekawostkę dodam, że pralina z gorzkiej czekolady z oliwą truflową (i słuszną porcją tartej trufli!), karmelem oraz kwiatem soli morskiej była bardziej wytrawna, niż danie mięsne. Prawdziwy, gorzko-czekoladowy sztos.
Fot. naTemat
Artykuł powstał we współpracy z Restaurant Week.