"Powiedział, że dostanę pracę w zarządzie spółki". Nie dał się przekupić PiS, zdradza kulisy

Adam Nowiński
Lojalność wobec wyborcy to rzadka cecha wśród polityków, zwłaszcza, jeśli chodzi o samorządy. Tym bardziej więc to, co zrobił Bartosz Wiśniakowski, świeżo upieczony radny sejmiku mazowieckiego z ramienia Nowoczesnej, jest warte odnotowania. Samorządowiec odmówił poparcia PiS, chociaż oferowano mu intratne stanowisko w spółce Skarbu Państwa. Nam zdradza kulisy.
Bartosz Wiśniakowski, radny sejmiku mazowieckiego z Nowoczesnej nie uległ kuszeniom samorządowców z PiS. Fot. Facebook.com / wisniakowski.bartosz
Czy trudno jest odmówić i mówiąc kolokwialnie "nie sprzedać się" innej opcji politycznej?

Nie, nie jest. Ja po prostu uważam takie działania za nieetyczne i koniec. Jestem związany z moją opcją polityczną i będę wobec niej zawsze lojalny. Takich propozycji się nie przyjmuje i tyle. Oczywiście nie jestem jedyną osobą, której coś proponowano i ją przekonywano, na pewno byli i inni.

Ale tutaj chodzi przecież o ludzi, o samorząd i o te 41 tysięcy wyborców Koalicji Obywatelskiej, którzy oddali na mnie głos. Przepisanie się do PiS, czy po prostu wspieranie tej partii, nie wchodzi w ogóle w grę. To jest duży mandat społeczny od mieszkańców, który doceniam i szanuję.


No właśnie, bo rozpoczyna pan teraz swoją przygodę w polityce lokalnej, ale przecież to nie jest pana pierwszy kontakt z samorządem...

Nie, od kilkunastu lat współpracuję z samorządowcami. Spokojnie mogę powiedzieć, że konkretnie znam ich ponad stu w całej Polsce. Branża, w której pracuję, dotyczy szeroko pojętej ochrony środowiska, związana jest też z energetyką, gospodarką wodno-ściekową oraz systemowym zagospodarowaniem odpadów. W tych dziedzinach prowadzimy projekty, opracowujemy biznesplany i nadzorujemy inwestycje. Stąd też współpracowałem z wieloma samorządowcami na terenie całego Kraju.

Owszem, w polityce samorządowej jestem debiutantem, ale jako ekspert mam już wypracowaną pozycję. Wykonując swoje obowiązki współpracowałem ze wszystkimi, niezależnie od ich barw partyjnych. Jeśli był jakiś problem, nie kierowałem się światopoglądem i polityką, tylko działałem dla dobra lokalnego i mieszkańców. I jeden z takich znajomych samorządowców zadzwonił do mnie po wyborach.

I co chciał?

Powiedział, że chce się spotkać. Myślałem, że chodzi o sprawę służbową...

Ale było inaczej...

Dokładnie tak.

Gdzie się spotkaliście?

Na mieście, w kawiarni.

Jak przebiegła wasza rozmowa?

Powiedział, że został poproszony, żeby wysondować mnie. Chodziło o to, czy nie byłbym skłonny współpracować. W rozmowie zasugerował, że koalicja wisi na jednym głosie i, że mógłbym oczywiście liczyć na pracę w zarządzie spółki energetycznej Skarbu Państwa.

Nie padła jej nazwa?

Nie, nie powiedział, ale w sumie dużego rozstrzału nie ma. W Polsce są tylko cztery takie spółki.

Co pan mu odpowiedział?

Że mnie to absolutnie nie interesuje. Nie dopytywałem o żadne szczegóły. Po prostu podszedłem do tego ideowo. Podziękowałem za spotkanie. Może to był mój błąd, może powinienem zapytać o coś więcej, żeby lepiej przedstawić opinii publicznej jak działa obecna władza. Ale zareagowałem w taki sposób. Nie po to wchodziłem do polityki, żeby z niej zaraz wychodzić, bo ma tu znaczenie to, z kim się współpracuje. Na tym skończyła się nasza rozmowa.

A co na to pana rozmówca?

Podziękował mi za rozmowę. Stwierdził, że ceni we mnie to przywiązanie do idei, i że jeśli nie chcę, to trudno.

Może to, że zaczyna pan właśnie swoją karierę w samorządzie, sprawiło, że stał się pan celem takiego nagabywania?

Nie, myślę, że to bardziej przez tę wieloletnią znajomość z samorządowcami. Może skoro dobrze współpracowało im się ze mną podczas realizacji wspólnych projektów, to pomyśleli, że tak samo będzie w polityce...

Teraz już się chyba tego nie dowiemy.

To prawda.

A jak pan widzi dalszą pracę z politykami z tej drugiej strony barykady? Będzie ciężej, zważywszy na omawianą przez nas sytuację?

Nie, raczej nie, chociaż powiem panu, że zależy od sytuacji. Byłem na wielu posiedzeniach rad gmin, miast, powiatów i jeśli chodzi o inwestycje infrastrukturalne, to często jest tak, że przeciwne opcje polityczne są co do konkretnych rozwiązań zgodne. Owszem, zdarzają się jakieś małe utarczki słowne, czy spięcia, ale generalnie samorządowcy współpracują dla dobra mieszkańców. Dlatego wierzę, że w tej sferze będziemy zgodni.

Inaczej będzie zapewne w kwestiach dotyczących sfery światopoglądowej np. przy finansowaniu in vitro, bo przecież część szpitali podlega urzędowi marszałkowskiemu. Tu na pewno będą spory i może nie być zgody.