"Mama przerobiła ją na firanki". Zapytaliśmy kobiety, co zrobiły z własnymi sukniami ślubnymi

Ola Gersz
Sprzedać, oddać, zostawić w szafie? A może przerobić? Albo wykorzystać w jakimś niezwykłym celu? Te pytania zadaje sobie każda kobieta, która wzięła ślub. Bo coś z tą suknią ślubną trzeba przecież zrobić.
Suknię ślubną zakłada się raz w życiu i... co dalej? Fot. Jaroslaw Kubalski / Agencja Gazeta
Suknia ślubna to bardzo nietypowy element garderoby. Elegancka, strojna sukienka za kilka tysięcy złotych, którą... założysz tylko raz. Do tego najczęściej w białym kolorze, który jest średnio "nośny".

Jasne, gwiazdy Hollywood też zakładają kreacje na wielkie gale jednorazowo, ale one zazwyczaj wypożyczają je od wielkich projektantów. Co ma jednak większy sens.

Ale suknia ślubna to strój szczególny. To przede wszystkim symbol dnia, który z założenia ma być najcudowniejszym w życiu. Sukienka ma być piękna i doskonała, bo tak właśnie chce czuć się panna młoda. Nieważne, czy swoją suknię wypożyczy, odziedziczy czy kupi – chce żeby była ona idealna.


Ale w takim razie co zrobić z suknią (oczywiście nie tą wypożyczoną, bo tu rozwiązanie jest proste) już po wielkim dniu i sesji zdjęciowej?

Spytaliśmy o to kobiety – i te po ślubie, i te jeszcze przed. Okazuje się, że ile panien młodych, tyle rozwiązań.

"Wisi na stronie i cisza"
Oczywiście najczęściej suknie ślubne się sprzedaje. Nie dość, że nie zalegają w szafie i młodym żonom zwróci się trochę pieniędzy (do już bardzo nadwyrężonego weselem budżetu), to inna kobieta będzie mogła taniej kupić swoją wymarzoną kreację.

Brzmi idealnie, ale jak się okazuje, sprzedać suknię wcale nie jest tak łatwo.

Kamila: "Moja czeka na drugie życie. Mam do niej sentyment i uważam, że jest piękna, ale najwięcej zyska, gdy kolejny raz sprawi jakiejś dziewczynie tyle radości, co mi. Sprzedaję na stronach internetowych, grupach na Facebooku i byłam z nią raz na targach".

Marta: "Moja w szafie wyprana i odświeżona. Nikt nie chce kupić, a wisi na OLX i na wielu grupach na Facebooku. W lipcu będą trzy lata od ślubu".

Karolina: "Moja została oddana do komisu i zobaczymy co będzie. Na OLX zainteresowanie znikome, dodatkowo jest problem z tym, żeby ktoś przyszedł do domu, sukienka zostanie pobrudzona od podkładu... Nie dla mnie to. A i najlepiej jakby "za darmo pani oddała". Trudno nie sprzeda się, to będzie wisiała w szafie".

Dorota: "Moja wisi na stronach sprzedażowych i cisza. Widzę też po koleżankach, jak trudno jest sprzedać suknię. Z dzisiejszej perspektywy chyba kupiłabym używaną. Zastanawiam się, czy jej nie zafarbować albo jakoś przerobić, ale za rzadko chodzę na takie balety, no i miałam nadzieję, że ją sprzedam i uda mi się się odzyskać trochę kasy".

Natalia: "Oddałam suknię, do salonu w którym ja kupiłam, tam ją sprzedali i dostałam od nich kwotę, którą ustaliliśmy. Ciężko było mi ją sprzedać w internecie, mimo że była piękna".

Dlaczego tak trudno sprzedać suknię? Mówią o tym nawet kobiety, które swój ślub mają już za sobą – wciąż najpopularniejsze jest kupowanie nowych sukien. Jest to bowiem znacznie wygodniejsze, mimo że droższe. Zauważa to druga Natalia.

Natalia: "Sama początkowo chciałam kupić używaną suknię, ale męczyło mnie to umawianie się na przymiarki, nie miałam czasu żeby specjalnie umawiać się na oglądanie ostatecznie nieodpowiadających mi sukienek gdzieś za miastem. W końcu kupiłam nową".

Na bal przebierańców
Te kobiety, które nie zdecydowały się na sprzedaż, wybrały różne rozwiązania. Króluje wśród nich przerabianie sukien ślubnych na sukienki wyjściowe.

Wiele kobiet przyznaje, że to niesamowicie praktyczne – nie dość, że z głowy ma się problem pod tytułem "jak pozbyć się sukni", to jeszcze ma się kreację na... wesela. Oczywiście pod warunkiem, że sukienkę przerobić się da.

Kinga: "Ja chyba obetnę tren sukni i zostawię małą białą. Ale ja miałam suknię rybkę, więc łatwiej będzie wyczarować".

Marta: "Moja została obcięta i pofarbowana, wiec dostała drugie życie. Miałam ją już na weselu znajomej".

Klaudia: "Moja suknia odbiegać będzie od standardowych, więc razem z krawcową planujemy ją po ślubie przerobić. Skrócimy dół na tzw. "do kolana", zmienimy kolor podszewki pod tiulem i zrobimy z niej elegancką sukienkę na różne wyjścia".

Julka: "Ja moją suknię skróciłam do kolan i będę nosić ją w lecie (jest bez ramiączek, z dekoltem tzw. amerykańskim). Była na mnie szyta, więc aż szkoda nie korzystać".

Są też historie mam, które w swoich sukniach postanowiły również poimprezować. Pomysłowość i praktyczność przede wszystkim!

Maria: "Moja mama w latach 70. skróciła swoją sukienkę, pofarbowała na niebiesko i wynosiła na potańcówki".

Diana: "Moja mama suknię ze ślubu cywilnego z moim tata włożyła na bal przebierańców (chyba była wróżką), na który poszła z nowym mężem".

Na firanki
Jednak suknie niekoniecznie trzeba przerabiać na inne sukienki. Wszystko jest kwestią pomysłu i umiejętności (albo numeru telefonu do dobrej krawcowej).

Gabriela: "Moja mama ze swojej pięknej sukni z długim trenem zrobiła dla mnie dwie sukienki i uroczy garniturek dla mojego brata".

Marta: "Moja mama dała przerobić swoją suknię na sukienkę komunijne dla swojej siostry (wtedy każdy szył we własnym zakresie), a następnie na sukienki dla mnie i sióstr na bal kostiumowy w szkole. Nikt nie miał takich ładnych sukienek jak my w tamtym okresie".

Magdalena: "Z góry sukni mojej mamy miałam uszyte ubranko do chrztu. A dołu użyłam raz jako kostium na jakieś przedstawienie w szkole".

Maja: "Moja mama swoją suknię przerobiła na sukienki dla mnie i mojej siostry na wesele w rodzinie. To było ponad 20 lat temu. Teraz moja córka występowała w tej sukience na przedstawieniu w przedszkolu na dzień babci i dziadka".

Patrycja: "Moja mama uszyła sobie suknię ślubną z firan, a po ślubie przerobiła ją na krótsze firanki".

Pomoc i sztuka
Suknię ślubną można też wykorzystać w różnych inicjatywach. W Warszawie organizowany był Bieg Sukien Ślubnych, białe kreacje można też założyć na protesty kobiet.

Wyjątkowo szczytna akcja to Tęczowy Kocyk. Z przekazywanych sukien ślubnych wykonywane są ubranka, czapki, kocyki i beciki dla hiperwcześniaków lub dzieci, które urodziły się martwe.

Suknię ślubną wykorzystała też w swoim projekcie Natasza oraz jej koleżanki z The Bill Concept Store.

Natasza: "Chciałyśmy stworzyć nie tylko kolekcję dyplomową, ale też stworzyć dla niej przestrzeń, gdzie będzie mogła wybrzmieć w pełni. Zdecydowałyśmy się stworzyć "sklep odzieżowy", tyle że w krzywym zwierciadle, a na afterparty przygotowałyśmy pokaz. Wcześniej przeprowadziłyśmy bowiem wywiady z 10 osobami, które przy okazji oddawały nam swoje ubrania, których już nie nosiły.

Chodziło generalnie o to, że w większości ubrania te były nacechowane emocjonalnie, np. zostały nam przekazane całe siatki dżinsów, które należały do dziewczyny chorującej na anoreksję w przeszłości. Dostałyśmy też od naszej znajomej właśnie suknię ślubną.

Była to czarna suknia, nie wyglądała w ogóle na ślubną. Była kupiona na szybko, nie przyniosła młodej parze szczęścia, ponieważ po stosunkowo niedługim czasie małżeństwo się rozpadło. Nasza znajoma mówiła, że nie oddała jej ze względu na jakiś wielki sentyment, tylko pomyślała, że suknia dobrze pasuje do naszego projektu.

Właścicielka sukni powiedziała też ciekawą rzecz – że czasem jest tak, że czas niektórych rzeczy się kończy i musimy pozwolić im odejść, żeby "nie gniły" nie tylko w naszej przestrzeni, ale też w życiu, ogólnie".

Zostaw!
Suknie można też po prostu zachować. Niektóre kobiety zostawiają suknie dla potomnych, bo chcą żeby ta wyjątkowa kreacja została w rodzinie i była ważną pamiątką.

Nina: "Zostawię moją suknię dla córki, może będzie chciała ją przerobić albo użyć jej elementów przy własnym projekcie".

Kasia: "Zostawiam dla pierworodnej. Chcę, żeby ją wykorzystała w przyszłości na swoją suknię – nawet jeśli wykorzysta tylko koronkę".

Agata: Ja mam swoją w kufrze na strychu (jak babcie), bo chciałam zostawić dla córki, ale w drodze jest drugi – i ostatni – syn".

Agata: "Moje suknie czekają na młodszą siostrę".

Ale jeśli nie dla dzieci czy wnuków, to można zostawić suknię po prostu dla siebie. Niektóre kobiety wcale nie ukrywają, że mają do swoich sukni sentyment. Uwielbiają je i nie chcą się z nimi rozstawać.

Karolina: "Moja suknia wisi w szafie – jakoś nie mam serca jej sprzedać, zresztą tańcząc tyle osób ją podeptało, że tiul spódnicy jest w kilku miejscach wyrwany. Ale może kiedyś wykorzystam ją na jakiejś imprezie – przebiorę się za Królową Śniegu lub, po odpowiednim tuningu, za Gnijącą Pannę Młodą".

Miriam: "Moja suknia wisi w szafie, miałam ją też w podróży poślubnej, zrobiliśmy dodatkową sesje na plaży i w ogrodach hotelu. Nie planuję sprzedawać, jakoś chcę ją mieć".

Dorota: "Ja moją suknię ślubną dostałam od przyjaciółki, wymagała tylko maluśkiego dopasowania. Leży sobie na szafie, nie mam szans w nią wejść, bo sporo przytyłam. Czuję się z nią związana, przypomina mi o najcudowniejszym dniu mojego życia, czyli ślubie nad wodą".

Justyna: "Moja wisi sobie. Wisi i jest piękna. Uwielbiam ją".

Zawsze można też oczywiście odtworzyć scenę z "Przyjaciół", w której podłamane Rachel, Monica i Phoebe w sukniach ślubnych popijają piwo, jedzą popcorn i oglądają telewizję. Albo poprosić mężatki, aby na swoje wesele, założyły własne suknie ślubne, jak zrobiła to amerykańska aktorka Audrey Moore, która uznała, że sukni nie powinno się zakładać tylko raz.

Jak widać, rozwiązań jest bez liku.