Obcisłe dżinsy i obozy pracy. Codzienne życie w Korei Północnej ma z „komuną” niewiele wspólnego
Szary i sztywny mundurek Kim Dzong Una z charakterystyczną stójką wychodzi z mody — na ulicach północnokoreańskich miast pojawiają się kobiety w obcisłych dżinsach. Zmiana obyczajowa idzie w parze z technologiczną — rzesza posiadaczy tabletów lub telefonów komórkowych stale się powiększa. Koreę Północną nękają również typowo zachodnie bolączki w postaci powszechnego uzależnienia od twardych narkotyków. Czyżbyśmy przespali jakąś rewolucję? I tak, i nie.
Tego typu obrazy, choć prawdziwe, przedstawiają koreańską rzeczywistość w zbyt krzywym, jak na obecną sytuację, zwierciadle — tak przynajmniej twierdzą autorzy „Tajemnic Korei Północnej ” - Daniel Tudor i James Pearson.
Mało kto zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że w Korei panuje dzisiaj ciche przyzwolenie na prywatny handel i że to właśnie dzięki prężnej działalności mikro przedsiębiorców udało się złagodzić klęskę głodu, która w latach 90. panowała na Północy.
Doniesienia o tym, że sklepy w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej posiadają w asortymencie Coca-Colę, szkocką whisky czy angielską herbatę, a w centrum Pjongjangu znajduje się sklep Adidasa, również rzadko przedostają się do zachodnich mediów.
Fot. materiały prasowe
Na ulicach koreańskich miast zaczynają coraz częściej pojawiać się również samochody zachodnich marek, a natężenie ruchu staje się wystarczająco duże, aby zaczęły tworzyć się korki uliczne — zjawisko jeszcze kilkanaście lat temu w KRLD nieznane.
Popyt napędzający podaż oraz coraz prężniejszy rozwój wspomnianych wcześniej prywatnych biznesów sprawia, że równość majątkowa obywateli jest dzisiaj melodią przeszłości. Jak podkreślają autorzy „Tajemnic…” w KRLD można się dzisiaj dorobić fortuny — co prawda pod warunkiem, że jest się gotowym sprytnie kombinować i rozdawać łapówki na prawo i lewo, ale można.
Pseudo-kapitalizm i szybsze tempo życia sprawiają, że koreańskie społeczeństwo zaczynają nękać typowo zachodnie bolączki: po alkohol sięga codziennie około 80 proc mężczyzn, pije też coraz więcej kobiet. Twarde narkotyki, głównie amfetamina, są powszechnie dostępne, a liczba uzależnionych rośnie w tempie lawinowym.
Mając na uwadze powyższe, autorzy „Tajemnic…” przekonują, jak bardzo obiegowa opinia o warunkach życia w KRLD rozmija się z prawdą.
„Typowe relacje z Korei Północnej są pisane z ogromnym współczuciem wobec cierpiących w milczeniu obywateli tego kraju. Taka perspektywa odbiera jednak często tym ludziom sprawczość i podmiotowość, sprowadza ich wręcz do zdehumanizowanych karykatur, takich jak poddany praniu mózgu wyznawca Kim Ir Sena czy bezbronna ofiara aparatu bezpieczeństwa państwa” - piszą we wstępie do „Tajemnic…” Tudor i Pearson.
Odmienne od mainstreamowego spojrzenie na koreańskie społeczeństwo sprawiło, że ich książka została uznana przez magazyn „The Economist” za jedną z najważniejszych pozycji wydanych w 2015 roku.
I choć miejscami aż trudno w to uwierzyć, informacje zawarte w „Tajemnicach…” są wiarygodne i wielokrotnie sprawdzone, o czym świadczy chociażby wcześniejszy dorobek zawodowy autorów: Daniel Tudor to były korespondent brytyjskiego „The Economist”, James Pearson — były reporter Agencji Reutera.
Obaj spędzili w Korei Północnej sporo czasu i chociaż ich „turystyczny” status raczej nie ułatwiał im zdobywania informacji na miejscu, to z pewnością miał wpływ na umiejętność weryfikacji doniesień pozyskiwanych, w znacznej mierze od tych, którzy w reżimowej rzeczywistości wyrośli.
W przeciwieństwie jednak do wielu innych autorów, którzy wcześniej opisywali życie w dzisiejszej KRLD, Tudor i Pearson w rozmowach ze swoimi informatorami w mniejszym stopniu skupiają się na represjach, jakie mogą spotkać Koreańczyków z północy, a w większym — do jakiego stopnia byli w stanie nakazy i zakazy władz ignorować.
W „Tajemnicach…” słowa „reżim”, „ludobójstwo” czy „wódz” padają oszczędnie, co nie oznacza, że autorzy bagatelizują represje, jakim władze w Pjongjangu poddają swoich obywateli. Podkreślając fakt, że na terenie KRLD funkcjonują jedne z najostrzejszych obozów pracy, w których mordy i tortury są na porządku dziennym Pearson i Tudor zaznaczają, że aby do nich trafić, nie wystarczy dzisiaj po prostu ubrać się niezgodnie z partyjnym kanonem. Za takie wykroczenie grozi obecnie „tylko” zsyłka do placówki, z której po kilku miesiącach można wyjść na wolność.
I tu pojawia się problem: bo z jednej strony, rzeczywiście, tego rodzaju „dywersję” w kwestiach stroju, której dopuszcza się obecnie wiele Koreanek z Północy, to spory krok naprzód biorąc pod uwagę, że mówimy o kraju, który do 2002 roku formalnie zakazywał noszenia kolczyków. Entuzjazm warto jednak trzymać na wodzy:
„Niebieskie dżinsy są nie do przyjęcia. Młodzi ludzie oglądają zagraniczne filmy i widzą, że ich ulubieni aktorzy i aktorki je noszą, ale ponieważ takie spodnie za bardzo wyglądają na zagraniczne, istnieje większe ryzyko, że urzędnicy z Ligi Młodzieży będą się czepiać. Dlatego nosi się raczej mniej rzucające się w oczy czarne dżinsy, niekoniecznie dzwony”.
Takich paradoksów znajdziemy w „Tajemnicach Korei” znacznie więcej: komputery i tablety są powszechnie dostępne, ale żadne z tych urządzeń nie może mieć funkcji wi-fi. Telewizory można posiadać, ale każdy z nich ma fabrycznie zablokowaną możliwość odbioru jakiegokolwiek kanału poza narodowym.
Najdroższe mieszkania to te na parterze — z powodu nieustannych przerw w dostawach prądu, bezpieczniej jest mieszkać niżej, kiedy akurat przestanie działać winda. Teoretycznie, w razie takiego wypadku można zadzwonić po pomoc z komórki — jej posiadanie również jest dozwolone, ale doładować kartę można tylko na miejscu, w biurze narodowego tele-monopolisty.
Czy sytuacja w Korei Północnej rzeczywiście zmienia się więc na lepsze? Autorzy nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Oceńcie sami.
Artykuł powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.