Jej partnerka urodziła syna i świat oszalał. Homoseksualna premier na czele konserwatywnego kraju

Katarzyna Zuchowicz
O Anie Brnabić od kilku dni piszą media na całym świecie. To ta słynna premier Serbii, której partnerka właśnie urodziła dziecko. To pierwszy taki przypadek, nigdy – jak chwalą się Serbowie – nic takiego nie zdarzyło się na świecie. W dodatku w mocno konserwatywnym kraju, w którym środowiskom LGBT nigdy nie było łatwo. Można powiedzieć, że Serbia idzie z duchem czasu? Wcale nie jest to takie oczywiste.
Ana Brnabić, homoseksualna premier Serbii. W lutym jej partnerka urodziła dziecko. fot. screen/https://youtu.be/XmBkbnRoV_I
Serbia nie uznaje małżeństw jednopłciowych. Takie pary nie mogą adoptować dziecka. A jeśli się urodzi, prawa rodzicielskie ma tylko rodzic biologiczny. Takie są fakty.

Gorsze są odczucia społeczne. "Osoby orientacji homoseksualnej wciąż spotykają się z częstym szykanowaniem. W wielu wioskach i miastach dominuje konserwatywna mentalność. Można trafić na książki, w których homoseksualizm uznawany jest za dewiację" – takie, i podobne, opisy wciąż znajdziemy w internetowych przewodnikach po Serbii.

– Osoby homoseksualne często są celem. Na przykład ja rzadko korzystam z publicznej komunikacji – wyjawił portalowi Balkan Insight Aleksandar Savić z Pride Info Center w Belgradzie. Mówił o tym dosłownie kilka dni temu, gdy świat obiegła informacja, że partnerka homoseksualnej premier Serbii urodziła syna Igora. - To dobra wiadomość, ale to tylko pokazuje, jak bardzo premier jest uprzywilejowana. Jest u władzy, jest chroniona przed problemami, których doświadcza społeczność homoseksualna. Homofobia jej nie osacza - mówił.



Powiedział nawet, że jej dziecko im nie pomoże. "Homoseksualizm jako choroba"
Serbia od zawsze postrzegana była jako kraj, który nie był przychylny LGBT. Tak ogromne były, i nadal są, wpływy serbskiego Kościoła.

Pięć lat temu Amnesty International zaliczyło Serbię do jednego z nielicznych krajów na świecie, w którym nawet nie było woli, wy walczyć z homofobią. W jednym z sondaży jeszcze 10 lat temu tylko 11 procent badanych pozytywnie wyrażało się o homoseksualistach, a aż 70 (!) procent uznało homoseksualizm za chorobę.

Badanie przeprowadzone w 2012 roku wykazało, że twierdzi tak już "tylko" 48 procent badanych. A teraz – jak donosi polski, katolicki portal Deon, "40 procent Serbów uważa homoseksualizm za chorobę".

Dołóżmy do tego jeszcze inne badania, które podają środowiska LGBT w swoich serwisach i obraz staje się pełniejszy. W czasie, gdy w Polsce do władzy dochodził PiS, w Serbii o doświadczaniu dyskryminacji mówiło ponad 50 procent osób homoseksualnych. A 48 procent Serbów przyznało, że gdyby dowiedziało się, że ich dziecko jest innej orientacji seksualnej, szukaliby pomocy medycznej.

Leciały kamienie, koktajle Mołotowa
Ta niechęć była widoczna podczas pierwszych Parad Równości w tym kraju. Pierwsza z nich w 2001 roku, zakończyła się takimi zamieszkami, że władze na dziewięć lat skutecznie wybiły sobie z głowy kolejne. Druga, w 2010 roku, zakończyła podobną bitwą mimo ogromnej akcji policji, która ochraniała uczestników. W ruch poleciały kamienie i koktajle Mołotowa, płonęły samochody, sto osób zostało rannych, tyle samo trafiło do aresztów. "Śmierć homoseksualistom!" – skandowały prawicowe bojówki, które zjechały z całego kraju.

Od tamtej pory serbskie władze nie raz odwoływały parady. Pierwszy raz poważnych incydentów nie zauważono w 2014 roku.

"Miała poprawić wizerunek kraju"
I nagle w 2017 roku na czele serbskiego rządu staje Ana Brnabić, lat 41, która otwarcie przyznaje się do homoseksualizmu. Co ciekawe, dokładnie w tym samym tygodniu na czele rządu w katolickiej Irlandii staje premier Leo Varadkar, który też jest orientacji homoseksualnej.

Dlaczego ona? Urzędujący od 2017 roku prezydent Aleksander Vučić - wcześniej premier, który wywodzi się ze skrajnych nacjonalistów, a karierę zaczynał w czasach Slobodana Milosevicia - najwyraźniej chciał zrobić gest w stronę UE, z którą Serbia prowadzi negocjacje od 2014 roku, i do której chciałby ją wprowadzić. Sam jednak w Paradach Równości nigdy nie chciał chodzić.

"Nominacja Brnabić miała poprawić wizerunek Serbii w oczach Zachodu, który był sceptycznie nastawiony do przestrzegania równouprawnienia mniejszości seksualnych w Serbii. Homoseksualna i technokratyczna premier ma polepszyć obraz Serbii" - mówił Goran Miletić z organizacji pozarządowej Civil Rights Defenders, którego cytuje portal Euractiv.pl.

Brnabić nie tylko jest jedną z dwóch przedstawicielek LGBT na takim stanowisku na świecie (oprócz byłej premier Islandii Jóhannie Sigurðardóttir), ale jest też pierwszą kobietą premierem w historii Serbii w ogóle. A także pierwszym szefem serbskiego rządu, który wziął udział w Paradzie Równości.

Przekaz z Serbii popłynął wtedy jeden. Brnabić przetarła szlaki, w konserwatywnym kraju coś się zmienia. Staje się bardziej liberalny? Trudno się dziwić, że środowiska LGBT pokładały w niej ogromne nadzieje. To był bardzo wymowny symbol. Coś jak w Polsce, gdy do Sejmu dostał się Robert Biedroń, a potem został prezydentem Słupska.

Liczyli na zmiany
Oczywiście, przeciwko jej nominacji protestowali zwolennicy kościoła, prawica, skrajni nacjonaliści. Do dziś im się nie podoba. W internecie grzmią, że przyjechała z Zachodu (studiowała w Wielkiej Brytanii), że Serbia musi bronić tradycyjnej rodziny. Nie brakowało opinii, że jej nominacja miała być przykrywką dla autorytarnych rządów Vukicia.

Zresztą dziś - od grudnia, tydzień w tydzień - przez Serbię przetaczają się wielotysięczne antyrządowe protesty, skierowane głównie przeciwko prezydentowi.

Środowiska LGBT też są dziś rozczarowane. Ana Brnabić jest premierem trzeci rok i w prawie praktycznie nic się nie zmienia.

Na przykład w ubiegłym roku, gdy w Chorwacji pojawiła się książka dla dzieci o parach jednopłciowych, a media pisały, że wkrótce ma być opublikowana w Serbii, minister innowacji w jej rządzie podniósł alarm, że nie można tego dzieła wpuścić do kraju. "Jako państwo walczymy o wzrost dzietności, a jednocześnie importujemy z Chorwacji gejowskie książki. Trzeba ją natychmiast zatrzymać. Musimy powstrzymać tych, którzy chcą nas przekonać, że to OK, że Roko ma dwie mamy, a Ana dwóch tatusiów" - napisał na Twitterze. W burzy, która później wybuchła minister tłumaczył, że wypowiedział się jako rodzic i obywatel Serbii, którą jest ostoją tradycyjnych wartości.

Nie chcieli jej na paradzie
Jak podaje portal BalkanInsight, premier nie zareagowała publicznie, gdy rok temu ośrodek Pride Info Center trzykrotnie był atakowany.

W ogóle nie mieszała się w sprawy środowisk homoseksualnych. W wywiadzie dla "Guardiana" tłumaczyła dlaczego. Twierdziła, że Serbia stanie się bardziej tolerancyjnym krajem, gdy ludzie będą mieli lepiej płatną pracę i nie będą musieli martwić się o przyszłość swoich dzieci. "Nie chcę być postrzegana jako homoseksualna premier. Nie uważam, że Serbia jest tak homofobiczna" - powiedziała.

W 2018 roku Brnabić ponownie wzięła udział w Paradzie Równości. Razem z nią pojawili się inni ministrowie, był też burmistrz Belgradu, a także ambasadorzy Francji, USA, czy szef delegacji UE.

I znów sygnał poszedł w świat. Ale nie obyło się bez zgrzytów. Tym razem przedstawiciele LGBT nie chcieli jej obecności na pardzie. Twierdzili, że jako premier niewiele dla nich nie zrobiła.

A zatem konserwatywny kraj ma "liberalną" premier, która na Zachodzie zrobiła furorę, ale w kraju środowiska LGBT czują się przez nią zaniedbane. Na pewno się rozwijają, mają wiele ośrodowków, co w porównaniu z tym, co było jeszcze kilka lat temu jest dużym krokiem do przodu. Ale jak słychać - nie jest to zasługa "ich" pani premier.