Jej partnerka urodziła syna i świat oszalał. Homoseksualna premier na czele konserwatywnego kraju
O Anie Brnabić od kilku dni piszą media na całym świecie. To ta słynna premier Serbii, której partnerka właśnie urodziła dziecko. To pierwszy taki przypadek, nigdy – jak chwalą się Serbowie – nic takiego nie zdarzyło się na świecie. W dodatku w mocno konserwatywnym kraju, w którym środowiskom LGBT nigdy nie było łatwo. Można powiedzieć, że Serbia idzie z duchem czasu? Wcale nie jest to takie oczywiste.
Gorsze są odczucia społeczne. "Osoby orientacji homoseksualnej wciąż spotykają się z częstym szykanowaniem. W wielu wioskach i miastach dominuje konserwatywna mentalność. Można trafić na książki, w których homoseksualizm uznawany jest za dewiację" – takie, i podobne, opisy wciąż znajdziemy w internetowych przewodnikach po Serbii.
– Osoby homoseksualne często są celem. Na przykład ja rzadko korzystam z publicznej komunikacji – wyjawił portalowi Balkan Insight Aleksandar Savić z Pride Info Center w Belgradzie. Mówił o tym dosłownie kilka dni temu, gdy świat obiegła informacja, że partnerka homoseksualnej premier Serbii urodziła syna Igora.
Powiedział nawet, że jej dziecko im nie pomoże.
Serbia od zawsze postrzegana była jako kraj, który nie był przychylny LGBT. Tak ogromne były, i nadal są, wpływy serbskiego Kościoła.
Pięć lat temu Amnesty International zaliczyło Serbię do jednego z nielicznych krajów na świecie, w którym nawet nie było woli, wy walczyć z homofobią. W jednym z sondaży jeszcze 10 lat temu tylko 11 procent badanych pozytywnie wyrażało się o homoseksualistach, a aż 70 (!) procent uznało homoseksualizm za chorobę.
Badanie przeprowadzone w 2012 roku wykazało, że twierdzi tak już "tylko" 48 procent badanych. A teraz – jak donosi polski, katolicki portal Deon, "40 procent Serbów uważa homoseksualizm za chorobę".
Dołóżmy do tego jeszcze inne badania, które podają środowiska LGBT w swoich serwisach i obraz staje się pełniejszy. W czasie, gdy w Polsce do władzy dochodził PiS, w Serbii o doświadczaniu dyskryminacji mówiło ponad 50 procent osób homoseksualnych. A 48 procent Serbów przyznało, że gdyby dowiedziało się, że ich dziecko jest innej orientacji seksualnej, szukaliby pomocy medycznej.
Leciały kamienie, koktajle Mołotowa
Ta niechęć była widoczna podczas pierwszych Parad Równości w tym kraju. Pierwsza z nich w 2001 roku, zakończyła się takimi zamieszkami, że władze na dziewięć lat skutecznie wybiły sobie z głowy kolejne.
Od tamtej pory serbskie władze nie raz odwoływały parady. Pierwszy raz poważnych incydentów nie zauważono w 2014 roku.
"Miała poprawić wizerunek kraju"
I nagle w 2017 roku na czele serbskiego rządu staje Ana Brnabić, lat 41, która otwarcie przyznaje się do homoseksualizmu. Co ciekawe, dokładnie w tym samym tygodniu na czele rządu w katolickiej Irlandii staje premier Leo Varadkar, który też jest orientacji homoseksualnej.
Dlaczego ona? Urzędujący od 2017 roku prezydent Aleksander Vučić - wcześniej premier, który wywodzi się ze skrajnych nacjonalistów, a karierę zaczynał w czasach Slobodana Milosevicia - najwyraźniej chciał zrobić gest w stronę UE, z którą Serbia prowadzi negocjacje od 2014 roku, i do której chciałby ją wprowadzić. Sam jednak w Paradach Równości nigdy nie chciał chodzić.
"Nominacja Brnabić miała poprawić wizerunek Serbii w oczach Zachodu, który był sceptycznie nastawiony do przestrzegania równouprawnienia mniejszości seksualnych w Serbii. Homoseksualna i technokratyczna premier ma polepszyć obraz Serbii" - mówił Goran Miletić z organizacji pozarządowej Civil Rights Defenders, którego cytuje portal Euractiv.pl.
Brnabić nie tylko jest jedną z dwóch przedstawicielek LGBT na takim stanowisku na świecie (oprócz byłej premier Islandii Jóhannie Sigurðardóttir), ale jest też pierwszą kobietą premierem w historii Serbii w ogóle. A także pierwszym szefem serbskiego rządu, który wziął udział w Paradzie Równości.
Przekaz z Serbii popłynął wtedy jeden. Brnabić przetarła szlaki, w konserwatywnym kraju coś się zmienia. Staje się bardziej liberalny? Trudno się dziwić, że środowiska LGBT pokładały w niej ogromne nadzieje. To był bardzo wymowny symbol. Coś jak w Polsce, gdy do Sejmu dostał się Robert Biedroń, a potem został prezydentem Słupska.
Liczyli na zmiany
Oczywiście, przeciwko jej nominacji protestowali zwolennicy kościoła, prawica, skrajni nacjonaliści. Do dziś im się nie podoba. W internecie grzmią, że przyjechała z Zachodu (studiowała w Wielkiej Brytanii), że Serbia musi bronić tradycyjnej rodziny.
Zresztą dziś - od grudnia, tydzień w tydzień - przez Serbię przetaczają się wielotysięczne antyrządowe protesty, skierowane głównie przeciwko prezydentowi.
Środowiska LGBT też są dziś rozczarowane. Ana Brnabić jest premierem trzeci rok i w prawie praktycznie nic się nie zmienia.
Na przykład w ubiegłym roku, gdy w Chorwacji pojawiła się książka dla dzieci o parach jednopłciowych, a media pisały, że wkrótce ma być opublikowana w Serbii, minister innowacji w jej rządzie podniósł alarm, że nie można tego dzieła wpuścić do kraju. "Jako państwo walczymy o wzrost dzietności, a jednocześnie importujemy z Chorwacji gejowskie książki. Trzeba ją natychmiast zatrzymać. Musimy powstrzymać tych, którzy chcą nas przekonać, że to OK, że Roko ma dwie mamy, a Ana dwóch tatusiów" - napisał na Twitterze.
Nie chcieli jej na paradzie
Jak podaje portal BalkanInsight, premier nie zareagowała publicznie, gdy rok temu ośrodek Pride Info Center trzykrotnie był atakowany.
W ogóle nie mieszała się w sprawy środowisk homoseksualnych. W wywiadzie dla "Guardiana" tłumaczyła dlaczego. Twierdziła, że Serbia stanie się bardziej tolerancyjnym krajem, gdy ludzie będą mieli lepiej płatną pracę i nie będą musieli martwić się o przyszłość swoich dzieci. "Nie chcę być postrzegana jako homoseksualna premier. Nie uważam, że Serbia jest tak homofobiczna" - powiedziała.
W 2018 roku Brnabić ponownie wzięła udział w Paradzie Równości. Razem z nią pojawili się inni ministrowie, był też burmistrz Belgradu, a także ambasadorzy Francji, USA, czy szef delegacji UE.
I znów sygnał poszedł w świat. Ale nie obyło się bez zgrzytów. Tym razem przedstawiciele LGBT nie chcieli jej obecności na pardzie. Twierdzili, że jako premier niewiele dla nich nie zrobiła.
A zatem konserwatywny kraj ma "liberalną" premier, która na Zachodzie zrobiła furorę, ale w kraju środowiska LGBT czują się przez nią zaniedbane. Na pewno się rozwijają, mają wiele ośrodowków, co w porównaniu z tym, co było jeszcze kilka lat temu jest dużym krokiem do przodu. Ale jak słychać - nie jest to zasługa "ich" pani premier.