Kpiono z niej i wytykano wagę, teraz jest mistrzynią. Mama Ewy Swobody: "Pożegnała nawyki z przeszłości"

Kamil Rakosza
Od początku roku zachwycała swoimi wynikami w polskich i europejskich halach. W sobotę przybiła stempel i udowodniła, kto jest najszybszą kobietą w Europie. – Ewa zawsze ciężko pracowała. W zeszłym roku była w formie, ale musiała sobie wszystko poukładać w głowie – mówi mama sprinterki w rozmowie z naTemat.
W sobotę Ewa Swoboda została halową Mistrzynią Europy w biegu na 60 m. Fot. Piotr Gutkowski / Agencja Gazeta
– Nie mam już siły, mam dość. No źle to wyglądało. Zobaczymy, czy w ogóle będzie kolejny sezon – choć dzisiaj ciężko w to uwierzyć, dokładnie w tych słowach Ewa Swoboda komentowała na gorąco swoje ubiegłoroczne wyniki na bieżniach Londynu i Berlina.

Wyniki mocno poniżej obecnych "standardów" sprinterki: 11,28 s i piąte miejsce w finale biegu na 100 m w Londynie i 11,30 na takim samym dystansie i brak kwalifikacji do finału ME w stolicy Niemiec.
Swoboda po biegu w Londynie była pod wpływem silnych emocji, popłakała się przed kamerą w czasie wywiadu dla TVP. To wtedy padły słowa o tym, że ma już dość. Internauci, a wśród nich także kibice lekkoatletyki, zarzucali wówczas sprinterce, że "z takim rozemocjonowaniem nie będzie z niej materiału na sportowca".


"Kolejny sezon chce przejechać na łzach i kombinowaniu. Ile by się nie lansowała, cwaniakowała i żaliła na cały świat , to bieżnia jest bezwzględna, pokaże wszystko bez litości. Do kolejnych igrzysk zostało 2 lata, jeszcze nie jest za późno, ale zamiast pajacować musi za*****alać!" – pisali inni.

W wielu komentarzach pojawiały się również krytyczne uwagi odnośnie wagi polskiej sprinterki. "Nawet jak na sprinterkę, to Swoboda ma kłopoty z wagą. Zamiast płakać niech weźmie się do roboty i ćwiczeń" – komentowano.

Ale to było w zeszłym roku
– Popatrz gdzie byłam tam 2 lata temu. A gdzie jestem teraz. Jestem Mistrzynią Europy. Halową. Mistrzynią. Europy – tymi słowam Swoboda rozpoczęła swoją wypowiedź dla TVP po sobotnim finale biegu na 60 m w hali w Glasgow. Dwa lata temu Swoboda była w fazie narzekania – że nie może zejść do granicy 7,15 lub 7,10 czy pójść na kanapkę do McDonald's. – Boli mnie to, że nie mogę zejść do granicy 7,10 czy 7,15. Takie jest życie. Raz się biega lepiej, raz gorzej. Przed startami na stadionie nie będę już miała wakacji, więc będzie czas na normalne treningi – mówiła wtedy biegaczka.
Przy sobotnim 7,09 lub 7,08 z mityngu IAAF World Indoor Tour w niemieckim Karlsruhe, który odbył się na początku lutego, słowa Swobody sprzed dwóch lat brzmią jak rozbrajające wspomnienie z dzieciństwa. W pierwszym kwartale 2019 roku polska sprinterka pokazała, że jest w gazie, jednak by dojść do obecnej formy, musiała pożegnać się z pewnymi nawykami z przeszłości.

Niepotrzebne znajomości
– Zmieniła nawyki żywieniowe i zerwała z ludźmi, którzy jej nie rozumieli, a tym bardziej nie wspierali – wyjaśnia Beata Swoboda-Zając, matka sprinterki. – Jest szczęśliwa, to przełożyła na bieżnię. My jako rodzice staramy się ją zawsze wspierać, Ewunia bardzo to sobie ceni – dodaje. Mama sprinterki zwróciła uwagę na zmianę nawyków żywieniowych 21-latki. Komentarze odnośnie wagi były jednymi z najczęstszych pod adresem biegaczki. Kolejną ważną zmianą jest pożegnanie się ze złym towarzystwem. Wcześniej narzekała na nie również wieloletnia trenerka Swobody, Iwona Krupa.

Być może to o pożegnaniu z tym środowiskiem mówiła sprinterka w jednym z najnowszych wywiadów, gdzie powiedziała o tym, że zamknęła się na ludzi. – Dowiedziałam się wiele o ludziach. Zamknęłam się na nich bardziej niż kiedyś. Już nie biegnę do wszystkich i nie mówię: "ale jesteście super". Sorry, to się skończyło i nie wróci – podkreślała.

Czy pożegnanie złych nawyków i starego środowiska przełoży się na jeszcze większe osiągnięcia 21-latki? Jej mama nie ma najmniejszych wątpliwości. – Wszystko przed nią. Ten wielki sukces pchnie ją jeszcze bardziej by spełniać marzenia – zapewnia Beata Zając-Swoboda.