"Jesteśmy rozczarowani. Była jedną z nas". Nauczyciele bardzo zawiedli się nA Agacie Dudzie
– Liczyliśmy, że pani prezydentowa wciąż żyje sprawami edukacji i co jak co, ale wynagrodzenia nauczycieli są jej znane. Liczyliśmy, że jakiś głos z jej strony padnie – mówi nam prezes małopolskiego oddziału ZNP. Agata Duda przez lata była nauczycielką w krakowskim liceum. Jako prezydentowa chętnie odwiedzała szkoły i nie raz życzyła nauczycielom satysfakcji z pracy. Jednak dziś, gdy w środowisku wrze, a jej koledzy szykują się do strajku, ona konsekwentnie milczy.
Ale to, że jako nauczycielka nie zabiera głosu w sprawie, którą od miesięcy żyje jej środowisko, jeszcze bardziej daje do myślenia. Już nawet nie zaskakuje. Nauczycielom jest po prostu przykro. Bo w sytuacji, gdy rząd nie chce z nimi rozmawiać, a prezydent też milczy, niektórzy widzieliby jej rolę.
"Wystarczyłby jeden gest"
– Jesteśmy głęboko rozczarowani. Będąc nauczycielem przez tyle lat, zna dobrze problemy tego środowiska. Wie, jakie są realia szkoły. Dlatego liczyliśmy na jakieś wsparcie z jej strony. Ale ona milczy, nie podejmuje żadnego działania. Przynajmniej nie ma żadnej informacji na ten temat – mówi nam Grażyna Ralska, prezes małopolskiego oddziału ZNP.
Uważa, że Agata Duda powinna porozmawiać z prezydentem: - Nie podejrzewam, że nie podziela naszego stanowiska, że nauczyciele nie są usatysfakcjonowani drobnymi podwyżkami, które proponuje pani Zalewska. Przecież sprawa jest głośna, nie wierzę, że nie dociera to do pani prezydentowej.
Wystarczyłby choćby gest. Jakiś symbol. – Wystarczyłoby, gdyby prezydentowa powiedziała, że sytuacja nauczycieli jest trudna – słyszę.
Mogłaby zostać mediatorem
I nie jest to jednostkowa opinia w Krakowie. Być może również w innych częściach kraju pokładano w prezydentowej nadzieje. – Myślę, że środowisko nauczycielskie oczekuje dziś, że pani prezydentowa powie: Panie Prezydencie, Panie Premierze, ostatnia szansa, żeby dowartościować i docenić nauczycieli, by właściwie ich wynagradzać – uważa Maria Stalmach-Krzyworzeka, szefowa oddziału ZNP w Krakowie Śródmieście.
Ona jest zdania, że Agata Duda mogłaby być wręcz mediatorem między rządem, związkami zawodowymi i nauczycielami. – Mogłaby wyjaśnić pewne problemy tym, którzy ich nie rozumieją. Prezydentowa znała pensję nauczycielską, pobierała taką pensję, jaką wszyscy mamy. Zna problemy środowiska. Przecież te problemy dotyczą również jej liceum – mówi naTemat.
Tymczasem nauczyciele w liceum Agaty Dudy również mogą strajkować. Ona sama wciąż oficjalnie jest pracownikiem tej szkoły. Grażyna Ralska: – To normalna szkoła, w której pracują normalni nauczyciele. Sytuacja tam jest taka jak wszędzie.
"Agata Duda odwiedzała nas raz w miesiącu"
Pytamy dyrektora szkoły o nastroje. – Czekamy na referendum, trudno przewidzieć, jaka będzie decyzja. Ale sądząc po nastrojach wśród nauczycieli, pewnie do strajku dojdzie – mówi nam Marek Stępski, dyrektor II LO im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie, w którym Agata Duda uczyła niemieckiego.
Żona prezydenta cały czas utrzymuje kontakt z tą szkołą. Jak słyszę, raz w miesiącu ich odwiedzała, tylko ostatnio nie było jej od grudnia. – Zawsze wpadała do mnie do gabinetu, zawsze spędzała u nas dwie, trzy godziny. Wypytywała, co się dzieje w szkole, a my o to, co się dzieje na górze, jak się jej pracuje. Kontakt był bardzo fajny – opowiada dyrektor.
W środę wybierał się do Warszawy. Wspomniał, że być może uda mu się spotkać z prezydentową. Czy gdyby miał okazję porozmawiać z Agatą Dudą, namawiałby ją do zabrania głosu? – Z całą pewnością tak. Ona zawsze była po stronie środowiska nauczycielskiego. Nie sądzę, żeby było inaczej. Pani prezydentowa z pewnością wie o problemach nauczycieli. Mam nadzieję, upewnię się w najbliższych dniach.
Dyrektor Stępski podkreśla, że Agata Duda jest bardzo zżyta ze środowiskiem nauczycielskim i na pewno jest po stronie nauczycieli. – Tak sądzę, zawsze tak było i myślę, że nic się nie zmieniło. Ona od zawsze ma szkołę w sercu – mówi.
I właśnie z tego powodu dla części środowiska jej milczenie jest dziś najbardziej rozczarowujące. Nie dość, że nauczycielka, to jeszcze w czasie prezydentury nie raz odwiedzała szkoły i gościła nauczycieli u siebie. Wiele szkół chwali się tym na swoich stronach internetowych.
"Jako nauczycielka życzyła swoim koleżankom i kolegom satysfakcji z pracy, uczniom – aby szkoła była dla nich miejscem nie tylko zdobywania wiedzy, rozwijania pasji, ale także miejscem nawiązywania wspaniałych, koleżeńskich relacji – na całe życie" - to wspomnienie z jej wizyty w LO im. Jana Długosza w Nowym Sączu.
Dlaczego milczy, można tylko spekulować. Jak za każdym razem, gdy zwracała tym na siebie uwagę. – Już raz zawiodła nas, kiedy była dyskusja o reformie edukacji. Jako związek zwracaliśmy się do niej, liczyliśmy, że zajmie jakieś stanowisko. Ale było zero pomocy, czy choćby dyskusji – mówi Maria Stalmach-Krzyworzeka.
Grażyna Ralska: – Wtedy mieliśmy ogromne nadzieje związane z Agatą Dudą. Liczyliśmy, że znajdziemy zrozumienie zarówno u niej, jak i pana prezydenta. Wysłaliśmy do prezydenta księgę gimnazjów. Każde gimnazjum zamieściło w niej informacje o swoim osiągnięciach, o sukcesach w międzynarodowych i krajowych konkursach. Jednak odbiło się to zupełnie bez echa, a pani prezydentowa również nie zabrała głosu w tej sprawie. Zwyciężyła koncepcja partyjna.
"Rola prezydentowej mogłaby być ogromna"
Dziś nauczyciele zmagają się ze znieczulicą rządu. Nikt nie chce z nimi rozmawiać. Cały ten spektakl rozgrywa się na naszych oczach. Premier, który nie chciał się z nimi spotkać, dziś apeluje do nauczycieli, by nie strajkowali. Jakby obwiniał ich za to, co się dzieje.
– Od kilku miesięcy próbujemy spotkać się z panem premierem i nam się nie udaje. Wysłaliśmy trzy listy z prośbą i uzasadnieniem. Ale premier nie ma dla nas czasu – mówi Grażyna Ralska.
Maria Stalmach-Krzyworzeka: – Rząd nie chce z nimi rozmawiać. Pani minister mówi, że były rozmowy. Żadnych rozmów nie było. Ja uczestniczyłam w takiej "rozmowie". To jest monolog pani minister, która powtarza rzeczy albo nieprawdziwe, albo własną interpretację faktów. Jest nastawiona na sukces, nie patrzy na rzeczywistość. Dlatego myślę, że rola prezydentowej mogłaby być ogromna.
Szef ZNP Sławomir Broniarz powiedział w rozmowie z "Super Expressem", że żona prezydenta "jedzie na tym samym wózku co my": "I po powrocie do pracy będzie otrzymywała jakieś 2700 zł na rękę".
Dlatego mogłaby np. wyjaśnić rządzącym, że we wrześniu szkoły mogą mieć ogromny problem ze znalezieniem nauczycieli do pracy. – Tego się boimy. Oczekiwalibyśmy, że pani prezydentowa zwróci uwagę na to, że nie będzie miał kto uczyć. Jej liceum też od września będzie miało taki problem – wskazuje Maria Krzyworzeka.
– Liczylibyśmy, że wiedza i zaplecze intelektualne pani prezydentowej da jej ogromną szansę, by na te problemy zwrócić uwagę pana prezydenta, czy premiera. To jest naprawdę ostatnie dojście do ściany. Bo środowisko jest zdeterminowane – podsumowuje nasza rozmówczyni.
Czasu jeszcze trochę zostało. Tylko czy Agata Kornhauser-Duda pozytywnie nas jeszcze zaskoczy?