Księgowa, nauczycielka i pani z ZUS-u. To one są najlepszymi cheerleaderkami w Polsce

Aneta Olender
Kiedy myślą o tym, co wydarzyło się w Kielcach, nadal mają ciarki. Emocje są bardzo żywe. 2,5 minuty – tyle musiało im wystarczyć. Dały więc z siebie wszystko. Niczego nie mogły już zmienić. Pozostało tylko czekanie...
Zespół Solstare okazał się najlepszy w kategorii Pom Dance Senior 2. Fot. Facebook / Olsztyńska Szkoła Cheerleaders SOLTARE
Na decyzję sędziów czekały siedząc na scenie Kieleckiego Teatru Tańca i trzymając się za ręce. W tym sporcie właśnie tak odczytuje się wyniki. Wszystkie zespoły cheerleaders proszone są na parkiet. Najpierw miejsce ostatnie... Nie były najgorsze. Mogły odetchnąć z ulgą.

Miejsce czwarte, to też nie one. Już wiedziały, że są na podium. Trzecie, drugie... Nie słyszały nazwy swojego zespołu. Chwilę im zajęło nim zdały sobie sprawę, co się wydarzyło. Księgowa, pracownica ZUS-u, nauczycielka, panie z MOPS-u, pani, która pracuje w ubezpieczeniach, dyrektorka szkoły. To właśnie m.in. te kobiety tworzą najlepszy w Polsce zespół cheerleaders w kategorii 29+.


Najmłodsza rzeczywiście ma 29 lat, najstarsza ponad 50, ale bywało i tak, że pomponami machała 68-letnia kobieta. – W pewnym wieku przychodzi świadomość, że trzeba zrobić coś dla siebie. Na szczęście coraz więcej kobiet zdaje sobie z tego sprawę. Ten czas, który oddały rodzinie, był wyjątkowy, ale w życiu każdego musi przyjść taki moment, kiedy zajmie się sobą – mówi Małgorzata Orzeł, aktualnie najstarsza tancerka w zespole SolStare.
Fot. archiwum prywatne
Księgowa nie tylko od rachunków
Marzena Bałtronowicz tańczy w zespole od 5 lat. Na co dzień pracuje w biurze rachunkowym, jest księgową. – Tak, jestem cheerleaderką. Mam 42 lata i jestem cheerleaderką. To jest moja miłość. Jeśli należy się do takiego zespołu, to musi to sprawiać dużą frajdę, ale jest to także wymagające zajęcie. To nie jest wyjście na aerobik. Jeżeli nie pójdę na aerobik, to po prostu nie pójdę. Mięśnie nie będą pracowały, a tłuszczyk będzie się zbierał nadal. Jeżeli jednak nie pójdę na trening, to już coś zupełnie innego – podkreśla Marzena.

Cheerleading to gra zespołowa. Jeśli odpadnie jedna z pań, cały układ może się rozsypać. Każda ma swoje miejsce nie tylko w zespole, ale i w choreografii. Nieobecność opóźnia pracę i komplikuje sytuację. Na kolejnych zajęciach trzeba wszystko tłumaczyć od początku.

– Zawsze się śmieję, że w zespole nie ma normalnej kobiety, a jest ich 21. Motywują się wzajemnie. Pani, która tańczy 5 lat mówi: "A co, ja nie dam rady?", "Ja nie podskoczę wyżej?", "Nie zatańczę szybciej?" – podkreśla Monika Pukis, trenerka zespołu.

Spotykają się zawsze po wakacyjnej przerwie. Od października, jak mówią: "Nie ma zmiłuj się". Co oznacza, że wtedy zaczynają intensywną pracę nad tańcem, który zaprezentują przed sędziami podczas Mistrzostw Polski. Rozmówczynie naTemat zgodnie przyznają, że taka współpraca i wspólny cel uczą odpowiedzialności za grupę. To, co robią, to też ciężka praca, ale daje ona duża satysfakcji.

– To jest pełna odpowiedzialność. Nie miałam takiej świadomości, kiedy zaczynałam tańczyć, ale teraz wiem, że decyzja o dołączeniu do grupy musi być naprawdę przemyślana. Trzeba wszystko podporządkować pod zespół. Planujemy urlopy pod mistrzostwa. Mistrzostwa Polski są najważniejsze – podsumowuje Małgorzata Bałtronowicz.
Mistrzyni Polski z salonu samochodowego
Małgorzata Orzeł ma 52 lata. Do SolStare należy od początku jego działania, czyli od ośmiu lat. Nie dołączyła do zespołu z nudów. Ma co robić. Pracuje w salonie i serwisie samochodowym. Jednak to taniec zawsze był tym, co sprawiało, że czuła, że żyje.

– Może nie być jedzenia, może nie być alkoholu, ale musi być muzyka. Taniec to moja miłość. Zaczęło się w przedszkolu. Był balet, taniec towarzyski i... 20 letnia przerwa. Urodziły się dzieci, pojawiły obowiązki. Jednak ta pasja zawsze gdzieś we mnie siedziała. To nie jest dla mnie jakieś tam wykonywanie ruchów. To jest sposób bycia i życia. Dzięki temu, że tańczę uczę się wielu rzeczy. Dbam o siebie – opowiada Małgorzata.

Cheerleading pozwala naszym bohaterkom zrzucić z siebie złe emocje i oderwać się od codzienności. – Od codziennych obowiązków: praca, dom, dzieci. Były takie momenty, że nie chciało mi się iść na zajęcia, ale jak tam już byłam to wszystko mijało. Wcześniej wracałam do domu, czymś się zajęłam, później było oglądanie telewizji lub ewentualnie przeczytałam jakąś książkę. Ten taniec naprawdę odmładza – mówi Magdalena Gajdowska.

– One się tym nakręcają. Wiadomo, że czasami się denerwują. Muszą pokonywać swoje słabości. Natomiast z drugiej strony mogą przecież wrócić do tego co było przed zespołem, a nie chcą. To jest coś innego – dodaje trenerka.
Fot. archiwum prywatne
Pani z ZUS-u na parkiecie
Magdalena Gajdowska w zespole SolStare jest najkrócej. Dołączyła do grupy we wrześniu ubiegłego roku. Przyznaje, że ten pomysł zrodził się w jej głowie dużo wcześniej, ale nie wiedziała jak zrobić pierwszy krok.

– Chciałam wyjść do ludzi. Udało się dzięki koleżance z pracy. Ona mnie wciągnęła, ponieważ wcześniej trochę jej zazdrościłam. Obydwie pracujemy w ZUS-ie. To jest praca urzędowa, za biurkiem. Ze szpilek wskakuję w buty taneczne i strój sportowy. Taka przemiana – śmieje się Magdalena.

Większość "początków" wygląda podobnie. Najwięcej pań w zespole to jednak mamy cheerleaderek. Przywoziły swoje córki na zajęcia, jeździły z nimi na zawody i tak to się zaczęło. – Zaprowadziłam córkę na zajęcia i już zostałam. Później okazuje się, że dzieci już nie tańczą, a mamy robią to nadal. Chociaż moja córka nie zrezygnowała. Jest srebrną medalistką w kategorii, w której obowiązkowymi elementami są piramidy, wyrzuty itd. – dodaje Marzena Bałtronowicz.

Kategoria w które z innymi zespołami rywalizuje SolStare nie wymaga tak skomplikowanej choreografii. Chociaż ich układy także są trudne i wymagające. Tu jednak zabrania się wykonywania np. salt, czy fikołków.

– Myślę, że ci którzy mówią, że cheerleaderki machają pomponami też się nie mylą. To co tańczy się na co dzień, na meczach to nie są choreografie niesamowicie ambitne, one mają być po prostu przyjemne dla oka. Natomiast czymś zupełnie innym są mistrzostwa. Nie ulega wątpliwości, że gdyby tylko kręciły pupami, to by nie wygrały – podkreśla Monika Pukis.
Fot. archiwum prywatne
Pierwsze kroki bywają trudne
Każda z pań (łącznie z trenerką) przyznaje, że podczas pierwszych treningów miały różne myśli. Nikt nie wiedział czego się spodziewać. Były chęci i dobra energia. – Na początku myślałam sobie: "Boże jak ja to ogarnę, jak zapamiętam?". Trzeba było się uśmiechać, a nie liczyć kroki – wspomina Magdalena Gajdowska.

– Pierwszy trening przypominał trochę aerobik. Takie rozgrzewanie się. W moim przypadku. rozgrzewanie się i budowania wytrzymałości. Dziś jest inaczej. Wrzesień zawsze jest miesiącem poznawczym. Układ zaczyna się od października. Jest oczywiście rozciąganie, bo fajne gdybyśmy machały tymi nogami jak należy. Poznajemy technikę figur, bo są one specyficzne: układ rąk, układ nóg. Czasami najmniejsze elementy sprawiają kłopoty – dodaje Marzena Bałtronowicz.

Taki wysiłek i zaangażowanie się jednak opłacają. Najlepszym potwierdzeniem tego jest zwycięstwo zespołu SolStare w swojej kategorii podczas mistrzostw Polski. Ich taniec zrobił na sędziach wrażenie. – Powiedzieli, że tak było podkręcone tempo, że była taka wyrazistość i jakość wykonania tej choreografii, że spokojnie mogą rywalizować ze swoimi dziećmi – chwali się sukcesami trenerka.

Cheerleaderki z Olsztyna zdobyły rekordową liczbę punktów, jaką kiedykolwiek w historii zawodów udało się komukolwiek uzyskać. – Dopóki taniec sprawia człowiekowi radość i potrafi się przy tym dobrze bawić, cieszyć z tego, że robi coś dla siebie, to ma sens. Natomiast jeśli chodzi tylko o zdobywanie wyróżnień, to nie jest już pasja – podkreśla Małgorzata Orzeł.
Fot. archiwum prywatne
Zapomina się o wszystkim, tylko nie o tańcu
Każda z pań, która należy do zespołu ma napięty grafik, ale zwłaszcza przed mistrzostwami nie ma w nim miejsca na dużo więcej niż taniec. – Moja rodzina się śmieje, że na miesiąc przed zawodami nie ma z nami o czym rozmawiać. Bliscy są trochę zazdrośni, ale zaakceptowali to. Mają świadomość z czym to się wiąże. Praca 22 osób nie może pójść na marne – mówi Marzena Bałtronowicz.

– Czy rodzina nie jest zazdrosna? To zabiera czas, ale najfajniejsze są przecież związki, kiedy człowiek ma swoją pasję. Trzeba mieć wspólne pole, ale musi być też swoja odskocznia – podkreśla Małgorzata Orzeł.

Kiedy jednak wychodzą na scenę zapominają o wszelkich niedogodnościach. Towarzyszy temu bardzo duży stres, ale kiedy usłyszą muzykę i zaczynają tańczyć, wszystko się zmienia. – Chwilę przed wejściem serce biło mi niemiłosiernie, ale jak już puścili muzykę, to wszystko minęło. Rozpierała mnie też duma bo tańczyłyśmy na scenie teatru tańca – wspomina Magdalena Gajdowska.

– W momencie kiedy wypuszczają nas na parkiet zostawia się wszystkie problemy z tyłu głowy i wkłada się uśmiech na twarz od ucha do ucha, aż ósemki widać i dajesz z siebie wszystko. Wiesz, że to jest ten raz kiedy zapomina się o wszystkim oprócz układu. W tym momencie jestem ja, jest zespół i są sędziowie przed nami – dodaje Orzeł.
Fot. archiwum prywatne
Trzeba się spełniać
Cheerleading dodaje kobietom z zespołu energii. Chociaż w grupie bywają i konflikty, to panie bardzo się wspierają. – Dzisiaj miałam kłopot i napisałam do dziewczyn: "słuchajcie potrzebuję tego i tego". Po 3 minutach miałam odpowiedź: "słuchaj jestem w stanie ci pomóc". Do dziś pamiętam moje 40. urodziny z zespołem. Dziewczyny przyjechały do mnie. Może to nie są rodzinne imprezy, bo one są zawsze jakby hermetycznie zamknięte. Tylko dla nas. Któż by wytrzymał z 20 babami? – żartuje Marzena Bałtronowicz.

Zespół to mieszanka charakterów. Każda z pań ma mocną osobowość. Mówią o sobie: "Jesteśmy szalone, zwariowane". Zgodnie twierdzą jednak jedno, że spełniać można się w każdym wieku. Pasja nadaje życiu sens. Wtedy też człowiek czuje się potrzebny.

– Jeśli coś sprawia ci przyjemność to po prostu baw się. Życie jest tak krótkie, tak szybko przeminie, że trzeba je doceniać i korzystać. Jeśli człowieka coś interesuje, chce poznawać świat i ludzi, to się nigdy nie zestarzeje. Warto znaleźć sobie coś nawet małego. Jeśli jest się spełnionym to się wygrało życie. Jeśli mamy marzenia, to trzeba chociaż próbować. Podobno na koniec życia najbardziej żałujemy tego, czego nie spróbowaliśmy – kończy Małgorzata Orzeł.