Najlepszy sposób, żeby w końcu wdrożyć politykę zero waste. W tych restauracjach nie zostawicie nic na talerzu
Zapłacić mało, dostać dużo i tak smacznie, żeby nic nie zostało na talerzu - to definicja idealnego posiłku w restauracji. To również sposób, aby w najlepszy możliwy sposób zainaugurować wdrażanie polityki “zero waste”, bo przecież jeśli smakuje, to się nie marnuje. O tym, ile prawdy jest w tym pozornie naiwnym stwierdzeniu, możecie przekonać się podczas kolejnej edycji Restaurant Week, której hasło przewodnie brzmi: “Szanuj jedzenie”.
Mimo, że zapisy rozpoczęły się jeszcze przed startem festiwalu, decyzję gdzie zjecie, można podejmować przez cały czas trwania imprezy - do 17 kwietnia. Oczywiście pod warunkiem, że wybrany przez was lokal będzie miał jeszcze wolne terminy. Liczba festiwalowych stolików jest bowiem w każdym miejscu ograniczona.
I choć system rezerwacji to nie nowość, tym razem organizatorzy festiwalu postanowili zwrócić na uwagę na ważny fakt, który się z tym wiąże: zapowiadając się wcześniej dajesz wyraźny znak restauratorom co do liczby porcji, które mają danego dnia wydać. Znając wcześniej liczbę gości, przygotują dokładnie tyle jedzenia, ile potrzeba - tak, aby nic się nie zmarnowało.
Pod warunkiem, że nie odwołasz rezerwacji na pięć minut przed podaniem przystawki, pierwszy etap misji pod hasłem “Szanuj jedzenie” masz zaliczony. Ale to nie jedyna zasada, dzięki której zarówno restauratorzy, jak i my, ich goście, możemy ograniczyć marnowanie jedzenia.
O tym, jak rozumieją poszanowanie dla produktów warszawskie restauracje mieliśmy okazję przekonać się podczas przedfestiwalowych degustacji w trzech z nich: Koreance, Trattorii Boccone oraz Rest. Baczewskich.
Wnioski? Optymistyczne, bo pomijając fakt, że swoją cegiełkę dołożyliśmy wylizując większość talerzy do czysta, to zauważyliśmy że każdy z lokali ma na oszczędzanie jedzenia inny sposób.
Koreanka: przerabiaj na proszek
Malutka, ukryta w jednym z podwórek przy ulicy Koszykowej Koreanka na przestrzeni zaledwie kilku lat działalności zapracowała sobie na miano kultowego miejsca dla miłośników “tajszczyzny”.
Fot. natemat
Niezależnie od tego, jak dużo (lub mało) widzicie podobieństw pomiędzy kuchnią wschodu i zachodu, zasiadając na malutkim, nieco chybotliwym zydelku w Koreance nie będziecie mogli oprzeć się wrażeniu, że kolejne stawiane przed wami miski są wypełnione esencją comford food.
Bulgogi•Fot. natemat
Plotki z kuchni głoszą, że to najbardziej pikantne danie w menu Koreanki, ale jeśli wasza tolerancja na chili jest na dobrym poziomie, najwyżej lekko się zasmarkacie, siorbiąc esencjonalny, lekko kwaskowaty wywar i zagryzając go delikatnym tofu. Jeśli wasze podejście do diety roślinnej nie jest restrykcyjne, koniecznie spróbujcie wersji z boczkiem - fakt, że spory kawałek teoretycznie ciągnącego się mięsa da się pokroić pałeczkami jest argumentem nie do przebicia.
Dania główne to dość popularne już nawet nad Wisłą bulgogi oraz równie popularny, choć pewnie nie z nazwy, makaron ze skrobi ziemniaczanej smażony z warzywami i grzybami. Znowu, jeśli nie jesteście ortodoksyjnymi wegetarianami - wybierzcie bulgogi. Lekko podduszone plasterki wołowiny pluskające się w sezamowo-sojowym sosie, przykryte ledwo-co ściętym jajkiem sadzonym nie mogą być niesmaczne. To znaczy, oczywiście, mogą, ale nie w Koreance, gdzie bulgogi są daniem sztandarowym.
Makaron ze skrobi ziemniaczanej smażony z warzywami i grzybami•Fot. natemat
Niespotykany deser, jak i wcześniejsze “produkcje” Koreanki zjecie tym chętniej wiedząc, że podczas ich przygotowania nic się nie zmarnowało. Dosłownie, jak przekonuje jeden z szefów - Grzegorz Bińczycki.
Mochi - ciasteczko z matchą, czarnym cukrem i lodami waniliowymi•Fot. natemat
Bińczycki nie chce wypowiadać się za innych, ale dodaje, że mając doświadczenie w pracy w innych restauracjach - znacznie większych, niż kameralna Koreanka, może potwierdzić, że “wyciskanie” z produktów wszystkich możliwych soków, to praktyka stosowana szerzej.
Trattoria Boccone: bierz na wynos
Kolejne miejsce, kolejna wersja comfort food - tym razem już całkowicie dla nas, Europejczyków, zrozumiała: makarony i pizza. Powrót do czasów dzieciństwa, ociekających pomidorowym sosem, albo wakacji w Toskanii pachnących czosnkiem, szpinakiem i serem - to właśnie da wam wizyta w Trattorii Boccone.
Trattoria Boccone•Fot. natemat
Na pierwszy ogień idzie ravioli - w wersji A: z mięsem wołowo-wieprzowym i sosem pomidorowym, w wersji B: ze szpinakiem, kozim serem, czosnkiem i cebulą. Porcje zdecydowanie przystawkowe nie są, więc jeśli większą miłością darzycie ciasto drożdżowe, niż jajeczne, zostawcie sobie kilka pierożków na później.
Ravioli•Fot. natemat
Pizza Nera•Fot. natemat
Tiramisu i semifredo•Fot. natemat
Rest. Baczewskich: nie śpiesz się
Kuchni serwowanej w Rest. Baczewskich do comfort food nieco daleko. Komfortowa jest tu za to atmosfera. Zamszowym krzesłom i fotelom przyznajemy “gwiazdkę” za wygodę, podobnie jak szerokim i przestronnym wnętrzom i długim, zachęcającym do wspólnego biesiadowania stołom.
Fot. natemat
Sandacz w cytrusach•Fot. natemat
Skrei z polentą•Fot. natemat
Nie ma znaczenia, czy zdecydujecie się na menu rybne czy mięsne - jeśli należycie do szczęśliwego grona wszystkożerców, z obu opcji będziecie tak samo zadowoleni.
W pierwszej konfiguracji, główną rolę w przystawce i daniu głównym grają białe ryby: sandacz marynowany w cytrusach z koprem włoskim, kozieradką i oliwą koperkową, a następnie dorsz skrei z duszonym porem, chrupiącą polentą, confitowaną szalotką i sosem maślano-szafranowym.
Rostbef•Fot. natemat
Skrei, czyli norweski dorsz zimowy, to gratka o tyle, że dostępny jest on w sprzedaży jedynie od stycznia do kwietnia. Restaurant Week to jeden z ostatnich dzwonków, żeby go spróbować. Polany maślanym sosem, który nie dominuje smaku mięsa, a jedynie lekko podkreśla jego delikatną strukturę to niemal idealna forma podania.
Jełśi chodzi o mięso, to owszem, można rozwodzić się nad lekko podsmażonym rostbefem, podanym na sałacie i piklami z dyni, bo rzeczywiście jest to danie często pretendujące do ideału w swojej prostocie. Kiedy jednak na kolejnym talerzu pojawia się przed nami kawał idealnie upieczonego, delikatnego boczku - konkurencja musi skapitulować.
Fot. natemat
Fot. natemat
Artykuł powstał we współpracy z Restaurant Week.