Rosati chce od Śmigielskiego 22 tysięcy złotych alimentów? Aktorka odpowiada: "Jestem matką proszącą"
"Dość milczenia, to też jest przemoc! Lekarz nie jest Bogiem!" – napisała Weronika Rosati o byłym partnerze Robercie Śmigielskim. Znany lekarz, którego oskarża o znęcanie się nad nią, ma nie płacić alimentów na ich córkę. Ale czy Rosati rzeczywiście domaga się aż tak kosmicznej kwoty, jak piszą media?
Sprawa trafiła już do sądu, a magazyn "Party" podał nawet, że aktorka chce pozbawić Śmigielskiego praw rodzicielskich. Para ma bowiem ponad roczną córkę Elizabeth. Tego jednak nie skomentowała sama aktorka.
To nie jedyne plotki o Rosati. Ostatnio w prasie pojawiły się spekulacje, że Rosati żąda od byłego partnera limentów w wysokości aż 22 tysięcy złotych miesięcznie. Aktorka jednak nie wytrzymała i odniosła się do tego na swoim Instagramie.
"Oczywiście nie ma żadnego żądania z mojej strony alimentów w kosmicznej kwocie 22 tysięcy! Na razie zostałam zepchnięta do roli matki proszącej, której ojciec dziecka narzucił kwotę alimentów, których... tak, zgadliście, nie płaci! Co miesiąc muszę błagać o pieniądze na podstawowe potrzeby Eli" – napisała aktorka.
Rosati wyjawiła również, że to ona na razie utrzymuje córkę. "Czy kolejnym etapem będzie »zapomnienie« o Eli, tak jak w tym wywiadzie »zapomniał« o trójce swoich dzieci (w momencie, gdy go udzielał miał ich siedmioro, w wywiadzie jest ich tylko czworo)? Na razie zapomniał o tym, że od pół roku staram się o porozumienie wychowawcze, podczas gdy on... udając dobre chęci wobec wszystkich zakłada sprawę w sądzie" – pisała dalej Rosati.
"Dość milczenia, to też jest przemoc! Lekarz nie jest Bogiem! #metoo" – zakończyła post.