"Ściema, żerują na naiwności". Uważaj, jeśli chcesz skorzystać z usług detektywa od testowania wierności

Michał Jośko
Coraz więcej Polek i Polaków zgłasza się do firm zajmujących się testowaniem wierności. Rzecz wydaje się prosta: za odpowiednią kwotę możesz dowiedzieć się, czy twoja druga połowa jest osobą lojalną i uczciwą. Jeżeli nie, otrzymasz na to twarde dowody. Niestety, zdaniem detektywa Łukasza Wiszniewskiego, rzeczywistość wcale nie wygląda różowo.
Fot. 123rf
Co może odwieść od skorzystania z usług testerki lub testera wierności?

Przede wszystkim to, że w tej branży panuje patologia. W mojej ocenie jakieś 90 procent tego rodzaju usług to najzwyczajniejsza ściema. Na rynku pojawia się coraz więcej ofert, które są sposobem zarabiania świetnych pieniędzy w sposób nieuczciwy.

Wiadomo, branża detektywistyczna jako taka często działa na granicy prawa, lecz to, co robią osoby zajmujące się testowaniem wierności, woła o pomstę do nieba.

Nie silą się nawet na sprawdzanie faktycznego stanu rzeczy, zamiast tego skupiając się na udowodnieniu za wszelką cenę winy figuranta, czyli osoby, na którą jest zlecenie. Aby to osiągnąć, posuwają się do odpowiednich manipulacji.
Fot. 123rf
Jak może wyglądać to w praktyce?

Na hotelowym parkingu podziemnym podchodzi do pana kobieta i – podkreślmy: bez jakiegokolwiek flirtowania, bez żadnych podtekstów – prosi o pomoc, mówiąc, że zepsuł się jej samochód.


Weźmie ją do samochodu i podrzuci gdzieś? Wiadomo, że tak. Ja też pomógłbym w podobnej sytuacji. Tyle tylko, że wszystko jest ustawką: przy wyjeździe czeka już detektyw, który robi zdjęcia.

Całość ma być wyrwana z kontekstu, wyglądać tak, że opuszcza pan hotel z kochanką.

Do tego owa dama niepostrzeżenie zostawia w pańskim wozie swój telefon. Później kontaktuje się, aby ustalić sposób odebrania go.

Choć umawia się pan z nią wyłącznie po to, aby oddać cudzą własność, to wpada w kolejną pułapkę: zostają wykonane kolejne zdjęcia, które mają przedstawiać "schadzkę".

Tego rodzaju usługi są powszechne. Jakiś czas temu, w ramach testu, zgłosiłem się jako potencjalny klient do jednej z tego rodzaju firm. Włosy stanęły mi dęba!

Człowiek, z którym rozmawiałem, nawet nie owijał w bawełnę – od razu wyłożył kawę na ławę, proponując usługi polegające właśnie na tym, że część ekipy robi "show", a druga to dokumentuje.
Fot. 123rf
Tego rodzaju działania są zgodne z prawem?

Są nieetyczne, lecz polskie prawo nie zabrania podobnych prowokacji. Do przestępstwa może dojść dopiero wówczas, gdy sprawa dotycząca niewierności trafia do sądu, a testerzy wierności zostaną powołani jako świadkowie, zeznając pod przysięgą.

Wówczas, jeżeli sytuacja była ukartowana i doszło do mistyfikacji, wszystko może zakończyć się zarzutami dotyczącymi krzywoprzysięstwa.

Zaznaczmy w tym miejscu, że choć firmy działające w tej branży bardzo często gwarantują klientom zebranie twardych dowodów, bezcennych w przypadku procesu sądowego, jest to kolejny przykład celowego wprowadzania w błąd.

Żerują na ludzkiej naiwności, doskonale wiedząc, że takie pseudodowody nie mają praktycznie żadnej wartości, są naprawdę łatwe do zbicia przez jakiegokolwiek prawnika, a sędziowie zazwyczaj nawet nie biorą ich pod uwagę.

Jako świadek biorę udział w naprawdę sporej ilości rozpraw, a w całym ubiegłym roku zetknąłem się z dosłownie dwiema sytuacjami, w których sąd w ogóle rzucił okiem na zdjęcia. Kluczowe są zawsze zeznania świadków.

A jednak klienteli na tego rodzaju usługi w Polsce nie brakuje. Stanową istotną część działalności pańskiej agencji detektywistycznej?

Choć w tego rodzaju sprawach zgłasza się sporo ludzi, to podobne zlecenia stanowią zaledwie 5 procent mojej działalności. Dlaczego? Po prostu: często ich nie przyjmuję.

Zawsze dokładnie weryfikuję dany przypadek. Muszę mieć absolutną pewność, że klient jest stabilny psychicznie.

Zazwyczaj zgadzam się w sytuacjach, w których jakaś rodzina ma istotne podstawy, aby sądzić, że związek córki lub syna zmierza w bardzo złą stronę, że mogą wziąć ślub z kimś, kto ich oszukuje.

Jednak gdy czuję, że mam do czynienia z "wariatem", osobą paranoiczną, która na siłę chce namieszać w związku, odmawiam. Choć to duże pieniądze.
Fot. 123rf
No właśnie – ponoć kwoty zleceń mogą sięgać nawet setek tysięcy złotych…

Górnej granicy finansowej nie ma, wszystko zależy od skali przedsięwzięcia. Jeżeli natomiast mówić o cenie minimalnej, możemy przyjąć tutaj 1500 zł.

Za taką kwotę możemy prześwietlić kogoś w internecie, sprawdzić np. męża, którego żona podejrzewa o aktywność na portalach randkowych.

Gdy mamy do czynienia ze sprawdzeniem kogoś w "realu", robi się znacznie drożej. W takim przypadku musimy zebrać dobrać odpowiednią ilość informacji, dobrać odpowiednią testerkę wierności itp. Wówczas cennik zaczyna się od 10 000 zł.

Jakie osoby można znaleźć w pańskiej "stajni"?

Jeżeli mowa o ludziach, z którymi współpracuję, stawiam na jakość, nie ilość. Zasadniczo współpracuję z pięcioma paniami i jednym panem.

Lepiej mieć kilka naprawdę sprawdzonych i dobrze przeszkolonych osób, niż zacząć działać z ludźmi nieodpowiednimi.

Wie pan, brunetkę zawsze można przefarbować na blondynkę, wbrew pozorom wygląd fizyczny nie jest sprawą kluczową. O niebo istotniejsze są predyspozycje psychiczne, charakter, talent do wykonywania takiej pracy.
Fot. 123rf
Niektóre z firm reklamują się, że ich pracownice i pracownicy przeszli zaawansowane szkolenia w tym zakresie, są arcymistrzami z zakresu psychologii

… marketingowy bełkot, mający na celu przyciągnięcie klientów. Oczywiście, moje testerki i testerzy są odpowiednio przeszkoleni, lecz absolutną podstawą zawsze są wrodzone predyspozycje.

Nie ma szkoleń, podczas których można kogoś nauczyć seksapilu. Gdy zaczynam współpracę z nową osobą, sprawdzam ją w sposób naprawdę prosty.

Załóżmy, że jest to dziewczyna: umawiam się z nią w barze hotelowym, gdzie proszę, aby podeszła do jakiegoś nieznajomego mężczyzny i wróciła z jego numerem telefonu.

Gdy widzę, że nie ma problemów z nawiązywaniem znajomości (nawet jeżeli owego numeru nie otrzyma), to już pierwszy sygnał, że mam do czynienia z właściwą osobą.
Fot. 123rf
Jak długo będzie kuszony figurant?

W przypadku mojej firmy wygląda to tak: jeżeli przy pierwszej, maksymalnie drugiej próbie kontaktu osoba, którą sprawdzamy, nie daje się sprowokować testerce lub testerowi, nie brniemy w to dalej, zlecenie się kończy.

Choć zdecydowana większość testerów wierności będzie prowokować, naciskać aż do skutku. Wiadomo, że im dłuższe, bardziej praco- i czasochłonne zlecenie, tym więcej pieniędzy można wycisnąć z klienta.

Radziłbym trzymać się pewnej zasady: nawet jeżeli chcemy prześwietlić naszą drugą połówkę, wybierajmy poważne agencje detektywistyczne, dla których podobne przedsięwzięcia są tylko jedną z form działalności.

Lepiej unikać firm bądź osób zajmujących się wyłącznie testowaniem wierności, gdyż z założenia mogą być nastawione na wspominane wcześniej robienie "show", preparowanie dowodów i wynajdywanie winy nawet tam, gdzie jej nie ma.