Coraz więcej dowodów na istnienie taśm. Ujawniono nowe fakty ws. seksafery na Podkarpaciu
Są taśmy czy ich nie było? W sprawie seksafery na Podkarpaciu, w którą rzekomo są zamieszani prominentni politycy, nie ma prostych odpowiedzi na trudne pytania. Nowe dowody wskazują na to, że taśmy jednak istnieją i obecnie są na Ukrainie. Tymczasem Kancelaria Prezydenta rzuciła nowe światło na kwestię polskiego obywatelstwa braci R. stojących za aferą.
Jak podaje gazeta, o tym, że kamery były ukryte w niektórych pokojach, informowali już w 2015 roku podczas śledztwa kelnerzy, prostytutki, a nawet właściciele agencji. Wtedy nikt się tymi doniesieniami nie przejął. Dopiero gdy dzięki byłemu agentowi CBA Wojciechowi J. sprawa wypłynęła na jaw, zaczęto zastanawiać się, gdzie są taśmy z tymi nagraniami.
Wojciech J, dowodzi, że wszystkie 4 tysiące nagrań zostały zdeponowane na Ukrainie. Stanowić mogą narzędzie szantażu, bowiem z usług prostytutek rzekomo korzystali prominentni politycy. Według niektórych doniesień zamieszany jest w aferę nawet marszałek Sejmu Marek Kuchciński. On sam twierdzi, że to element brudnej gry politycznej i jest niewinny.
W poniedziałek dziennikarze "Rzeczpospolitej" postawili jeszcze jedno ważne pytanie. Wiadomym jest, że bracia R. uzyskali polskie obywatelstwo. Kancelaria Prezydenta początkowo w ogóle nie komentowała tej sprawy. Po poniedziałkowym wydaniu dziennika pojawiła się jednak informacja, że obywatelstwo dostał tylko jeden z braci i nie zostało przyznane ani przed prezydenta Dudę, ani przez Kaczyńskiego. Więcej szczegółów nie kancelaria nie podała.
źródło: rp.pl