Pisarz, komik stand-upowy i podróżnik. "Żyjemy nieustannie w takim miksie prawdy i fikcji"

Artykuł PR-owy Wydawnictwa Marginesy
„Żyjemy nieustannie w takim miksie prawdy i fikcji, że już dawno nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co jest czym” – z Jakubem Ćwiekiem rozmawiamy przy okazji premiery jego najnowszej powieści kryminalnej pt. „Szwindel”.
Foto. Sławomir Okrzesik + Wydawnictwo Marginesy
W Twojej najnowszej książce poznajemy historię pewnego oszustwa. Jak mówisz, historia wydarzyła się naprawdę…

Opowieść, która zainspirowała „Szwindel” trafiła do mnie wraz jednym brytyjskim serialem, który oglądałem. Dotyczył oszustów i bawił się konceptem con-artystów, ale w jednym z wywiadów dowiedziałem się, że wiele przekrętów opiera się na prawdziwych historiach. Zacząłem szukać i tak trafiłem na całkiem świeżą sprawę, w dodatku ostatecznie rozpracowaną, która miała miejsce na Wyspach Brytyjskich. Lokalnie, nic bardzo wielkiego, ale zaintrygowało mnie to i osadziło się w głowie.

Jestem ogromnym fanem gatunku znanego jako caper story czy też heist story – mowa tu o tym rodzaju kryminału, który najczęściej oddaje głos przestępcom i skupia się na przygotowaniu do przestępstwa. Przygoda zaczęła się od obu Vabanków, które do dziś uważam za jedne z najlepszych polskich filmów gatunkowych i zdecydowanie najlepsze w dorobku Juliusza Machulskiego. Potem z czasem odkryłem kino Davida Mameta, którego debiutancki Dom gry swego czasu solidnie namieszał mi w głowie. Oczywiście uwielbiam też klasyczne Żądło, bardzo lubię Ocean's Eleven (zarówno klasyczny, jak i remake) oraz – by na koniec wrócić znowu do polski – miniserial Parada oszustów. Och, jak ja bym chętnie zabrał się za współczesną wersję tej znakomitej produkcji!

No właśnie, akcja twojej nowej powieści toczy się w środowisku con-artystów – ludzi, którzy wchodzą w różne role, by wprowadzić w błąd ofiarę, a następnie czerpać ustalone korzyści. Doskonale znają jej potrzeby i słabości, w przekręt organizują znaczne środki.

Artystę przekrętu musi zdecydowanie cechować przenikliwość i rozwinięty zmysł obserwacji. Większość jego pracy na tym polega, by dzięki obserwacji dowiedzieć się jak najwięcej o ofierze, a następnie znaleźć w tym słabe punkty. Te najlepsze z punktu widzenia oszustwa to zwykle to, czego najbardziej się boimy i czego najbardziej pragniemy. Jedno i drugie opiera się na emocjach i jest mocno wbite w podświadomość, więc na rzeczy związane z lękami i pragnieniami reagujemy bardziej impulsywnie, instynktownie, odruchowo. A więc przewidywalnie.

Następnie ważne jest zbudowanie wokół ofiary całego urojonego świata – czasami wycinka, czasem całkowitej alternatywnej rzeczywistości – w którym ofierze trudniej będzie zauważyć, że coś dzieje się nienaturalnie, że coś jest nie tak. Do tego trzeba pomysłowości, umiejętności organizacyjnych, ale także zdolności aktorskich i improwizacji. To taki teatr tworzony dla konkretnego widza.

Oczywiście wielu z dzisiejszych oszustów, wykorzystując naszą naiwność w sieci, nie bawi się w żaden kunszt, bo nie musi. Jesteśmy często tak naiwni, że wystarczy prosta apka i szeroko zarzucone sieci. O tym też piszę.

To znaczy, że nasze zachowania są aż tak bardzo przewidywalne?

Tak uważam. Sztuka przekrętu to znajomość zachowań uniwersalnych, ale też umiejętne podejście indywidualne do gapa. I do tego dochodzi się często drogą zawężania kategorii: facet – facet ambitny – facet ambitny niedowartościowany etc. Każda kategoria to określony pakiet przewidywalnych zachowań. Im lepiej trafisz, tym lepiej możesz potem sterować kimś takim.

Jak dotarłeś do środowiska con artystów?

Miałem trochę pisarskiego szczęścia. Zdarzało mi się bywać na spotkaniach autorskich w zakładach karnych, a potem utrzymywać jako taki kontakt z osadzonymi, zarówno tymi jeszcze za murami, jak i tymi, którzy już wyszli. Wśród nich było dwóch siedzących za drobne oszustwa. Za ich pośrednictwem poznałem jeszcze kilku. Z tego, co wiem, żaden nie robił spektakularnych, złożonych numerów i oczywiście, jeśli wierzyć ich słowom, wszyscy od dawna są na emeryturze.

Czy można się ustrzec? Jak bardzo powinniśmy być ostrożni w ujawnianiu informacji na swój temat? Szczególnie w dobie popularności mediów społecznościowych, gdzie tematy tabu właściwie nie istnieją.

To bardzo trudny temat, bo uważam, że wszelkie porady, jakich mógłbym udzielić na podstawie tego, czego się dowiedziałem, nie tylko są jak zatykanie palcami kolejnych dziur w pękającej tamie, ale też najprawdopodobniej... pomagają samym oszustom. Bo przecież ten wywiad mogą również przeczytać ludzie zajmujący się przekrętami, a jeśli jakimś cudem cokolwiek, co podam, uznają za praktyczną wskazówkę, szybko się przed tym zabezpieczą.

Nie będę się więc skupiał na truizmach w stylu: pilnujmy treści, jak najmniej informacji, żadnych apek wymagających za dużo danych i tak dalej. O tym mówią wszyscy, a tak naprawdę, gdy przychodzi co do czego, guzik to daje. Rada, którą mam brzmi natomiast: nie wierzcie za bardzo w szczęśliwe zbiegi okoliczności i przypadki. Nie wierzcie w objawiające się nagle bratnie dusze, zgrane z wami charakterami. Zwłaszcza jeśli jest wam w życiu tak sobie i nagle pojawia się ktoś znikąd. Jeśli coś wygląda zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, to najczęściej wcale prawdziwe nie jest.

Co jest największym zagrożeniem dla dobrze zaplanowanego szwindlu?

O, to jest moje ulubione pytanie w temacie, to znaczy zadawałem je każdemu, z kim rozmawiałem. I okazuje się, że... gadulstwo. Większość numerów ma wpisaną okazję powiązaną z tajemnicą. To jedyna taka oferta, ale nie możesz nikomu mówić, bo jak będą wiedzieli wszyscy, to nic z tego nie będzie. Ktoś się spłoszy, kasa się rozejdzie, cokolwiek. Przekręt to iluzja roztoczona wokół konkretnej osoby lub grupy osób. Nagłe poszerzenie kręgu o kogoś spoza, kogoś patrzącego z dystansem i bardziej rozsądnego niż pochodzącego do sytuacji emocjonalnie, to najczęstszy powód do zwijania kramiku.

Bohaterowie tej powieści żyją w fikcji i sami ją tworzą. A jednocześnie próbują dojść do prawdy i jednak poszukują prawdziwych uczuć… Jak cienka jest granica między prawdą a fikcją? Czy łatwo ją przekroczyć?

Żyjemy nieustannie w takim miksie prawdy i fikcji, że już dawno nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co jest czym. To nie tak, że łatwo tę granicę przekroczyć, my raczej robimy to zupełnie niezauważalnie tam i z powrotem. Zmyślone powieści mają w sobie więcej prawdy niż rzekomo prawdziwe biografie, szczerość, tak niby pożądana w rozmowach, nie jest w stanie przetrwać choć jednej trudniejszej próby. Nie umiemy sobie radzić ze szczerością, stąd oszuści mają tak wspaniałe pole do popisu.

Podejmujesz się najróżniejszych form aktywności artystycznej – pisanie, występy stand-upowe, tworzenie filmów internetowych, uczestniczenie w konwentach. Jak uważasz, na ile ważne jest kreowanie własnego wizerunku jako artysty?

Myślę, że to na pewno bardzo pomocne, zwłaszcza dla działów marketingowych. Fajnie, gdy wraz z produktem można sprzedać fajnie opakowanego, dobrze wymyślonego autora. Charakterystycznego, w jakiś sposób wyróżniającego się z tłumu, ale jednocześnie pod kontrolą, jak większość kreacji.

Mnie moja charakterystyczność wychodzi przez przypadek. Rockowa pyskatość, skłonność do bójek i awantur, szaleństw, niemożność usiedzenia w miejscu, całe życie w drodze, nerdoza – zrobiło to ze mnie barwną postać, ale często taki wizerunek bardziej szkodzi niż pomaga. I teraz pytanie: co mogę z tym zrobić? Kreować coś sztucznie czy może jednak dalej sobie ewoluować i pozwolić, by te czy inny doświadczenia otwierały mi drogę do światów średnio dostępnych dla innych pisarzy? Chyba wolę to drugie, bez sztucznych kreacji i chowania dziar pod koszulą.