W Rosji ma status wroga narodu. Reżyser dokumentu o Putinie mówi nam, dlaczego wyjechał z kraju

Bartosz Godziński
Witalij Manski to wybitny dokumentalista, który w Rosji został uznany za ekstremistę. Jego najnowszy film "Świadkowie Putina" pokazuje nieznane oblicze prezydenta Rosji w czasie pierwszej kampanii wyborczej. – Zapamiętałem go jako spokojnego, uważnego i niewiele mówiącego człowieka – mówi w rozmowie z naTemat reżyser.
"Świadkowie Putina" to film w reżyserii Witalija Manskiego, w którym zza kulis obserwujemy dojście Władimira Putina do władzy Fot. Materiały prasowe
Pracował w rosyjskiej telewizji publicznej w przełomowym momencie. Dokumentował koniec pewnej epoki, która nastąpiła 31 grudnia 1999 roku - zajęcie miejsca po Borysie Jelcynie przez rządzącego do dziś Władimira Putina. Swój film złożył z archiwalnych, niepublikowanych nagrań 1999-2000, relacji świadków oraz własnych doświadczeń.

Stworzył w nim nie tylko prawdziwy portret prezydenta, ale i ukazał działania sztabu wyborczego podczas pierwszej kampanii. Dziś jego członkowie albo nie żyją, albo mieszkają poza Rosją. Tylko jeden – Dmitrij Miedwiediew pozostaje blisko Putina, piastując fotel premiera.

Witali Manski jest gościem 16. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity, który potrwa do niedzieli w 6 polskich miastach. W jego programie znalazł się film "Świadkowie Putina" (do regularnej kinowej dystrybucji wchodzi 28 czerwca). W 2016 roku na tej samej imprezie zdobył główną nagrodę za dokument "Pod opieką wiecznego słońca" - reżyser spędził rok w Korei Północnej, by ukazać życie zwykłej rodziny.


Jaki jest Władimir Putin prywatnie?

Nie mogę powiedzieć, jaki jest dzisiaj, ale generalnie zapamiętałem go jako spokojnego, uważnego i niewiele mówiącego człowieka.

Myśli pan, że od tamtego czasu się jakoś zmienił?

Teraz z pewnością jest bardziej pewny siebie. Zauważam jednak, że stał się znudzony i stracił zainteresowanie tym, co się wokół niego dzieje. Poza tym się raczej nie zmienił.
Film ukazuje Władimira Putina z zupełnie innej stronyFot. Materiały prasowe
Do czego może doprowadzić jego polityka? Nastroje na świecie, a zwłaszcza stosunki z Ukrainą, są bardzo napięte.

Putin stara się tworzyć świat na zasadzie bipolarność, dwubiegunowy. Z fizyki wiemy, że są dwa bieguny: dodatni i ujemny, z literatury, że dobro jest przeciwne złu, a z biologii, że życie stoi w opozycji do śmierci.

Pozostaje pytanie, którą stronę chce obrać Putin? Biegun zła i śmierci? Na świecie istnieje dobro i pozytywne rzeczy, więc Putinowi pozostaje biegun negatywny. Nie chcę żyć w takim świecie, ale z drugiej strony nie wiem co innego mógłby stworzyć.

Jak wyglądała praca w rosyjskiej telewizji publicznej? Była tylko czysta propaganda, czy miał pan pewną swobodę dziennikarską?

W momencie, kiedy straciłem swobodę w pracy, odszedłem z telewizji. Zwolniłem się pod koniec pierwszej kadencji Putina. Rosja nigdy nie była wolna, ale w latach, kiedy tam pracowałem (1999-2003 r. - red.), było na pewno lepiej niż teraz.
Witalij Manski był szefem departamentu dokumentalnego rosyjskiej telewizji publicznej, kiedy kraj przechodził z epoki Jelcyna do autorytarnego reżimu Putina.Fot. materiały prasowe

Jak teraz wygląda życie w Rosji, jak radzą się tam inni artyści, reżyserzy?

Mam nadzieję, że moi koledzy wybaczą mi moją wypowiedź, ale wydaje mi się, że albo pogodzili się z tym, co się dzieje, albo jakoś nauczyli się z tym współegzystować. Bardzo mnie to smuci i mam wrażenie, że w pewnym momencie ich to zniszczy.

Według mnie artyści i ludzie świata kultury odcinają się od rzeczywistości. Podobny proces mogliśmy zaobserwować w czasach Związku Radzieckiego, gdzie tworzone było przede wszystkim kino poetyckie. Co prawda było czarujące i ciekawe, ale z drugiej strony nie można było się nawet domyślić, w jak bardzo totalitarnym kraju żyjemy.

Panu jednak udaje się iść pod prąd.

Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ja działam według zasad wolności artystycznej, bo jest to dla mnie całkowicie naturalne i ważne. Nie ma w tym żadnego heroizmu.

W 2007 roku powołaliśmy festiwal autorskiego filmów dokumentalnych "Artdocfest" i od tamtego czasu nie zmieniła się ani jego konstrukcja, styl ani ideologia. Jednak od 2007 roku zmienił się za to sam kraj, w którym się odbywa. Dzisiaj festiwal jest uznawany za najbardziej opozycyjny, antypaństwowy, konfliktowy i prowokujący.
Reżyser był świadkiem tego, jak Putin podjął pierwsze kroki, aby zlikwidować demokratyczne reformy Jelcyna.Fot. Materiały prasowe
Co możemy zobaczyć w pańskim filmie "Świadkowie Putina"?

W filmie zobaczymy operację "Następca", która została zorganizowana przez wąską grupę ludzi aby ominąć wybory. Zobaczymy też, do czego to wszystko doprowadziło.

Nie boi się pan konsekwencji swojego dokumentu? Nie będzie nic panu za to grozić?

Moje problemy z państwem zaczęły się już znacznie wcześniej i były dość poważne. Nie mogę powiedzieć, że teraz moje relacje są komfortowe i staram się o tym nie myśleć.

O jakich problemach pan mówi?

Kilka razy sprzeciwiałem się polityce Rosji, m.in. wsparłem Ukrainę w 2014 roku. Zostałem okrzyknięty wrogiem narodu, zakończyło się też wsparcie wszystkich moich projektów, które realizowałem w Rosji. W związku z tym wyjechałem na Łotwę.

Po czasie założony mi sprawy karne m. in. o działalność ekstremistyczną. Oprócz tego dostaję anonimy z groźbami. Nie mogę powiedzieć, że jest to przyjemne.

Wyjechałem z Rosji, bo nie mogłem już tam oddychać. To był instynkt samozachowawczy, żeby się w jakiś sposób ratować. Dla własnego spokoju i czystości umysłu.
Reżyser stworzył filmowy portret Władimira Putina i przełomowego okresu w historii RosjiFot. Materiały prasowe
Czy uważa pan, że takie przeszkody, zarzuty, groźby mają również dobrą stronę: znaczą, że pana praca miała sens? Na przykład cała Polska żyje teraz filmem "Tylko nie mów nikomu", który udowadnia, że niezależne dziennikarstwo i dokumenty są niezwykle potrzebne. Mogą zmienić świat.

Nie chciałbym, żeby jeden film dokumentalny zmienił świat. Nie chciałbym takiego filmu nakręcić. To byłaby propaganda. Świat powinien się zmieniać pod wpływem wszystkiego, różnych procesów społecznych. Za sprawą kina, literatury, związków zawodowych i ludzi różnych przekonań. Jeśli świat zmienia jedna rzecz, to wtedy zaczyna się robić niebezpiecznie.

Sztuka i kultura powinna pobudzać społeczeństwo do myślenia, do refleksji, analizy historii. Nie widziałem tego dokumentu o pedofilii, ale o nim słyszałem. Jednak z rozmowy z Pawłem Pawlikowskim dowiedziałem się, jak część społeczeństwa negatywnie zareagowała na "Idę" i poruszany w niej problem.

Słyszałem też o ustawie, która miała karać osoby, które powiedzą, że Polacy współpracowali z nazistami przy Holocauście. To po pierwsze wstyd dla państwa, a po drugie dobry przykład z czym powinni walczyć Polacy - nie na śmierć, ale na życie.
Po lewej Paweł Łoziński - polski dokumentalista, a po prawej reżyser filmu "Świadkowie Putina" - Witalij ManskiFot. Anna Czarnota
Myśli pan, że "Świadkowie Putina" będą kiedyś pokazani w rosyjskiej telewizji?

Kiedyś na pewno tak. Trzeba tylko dożyć do tego dnia.