Ateistka i ksiądz. Molestował ją, gdy była dzieckiem, choć nie chodziła do kościoła
– Denerwuje mnie, że katolicy bronią księży–pedofili mówiąc, że to ich sprawa, więc niech ateiści się nie wtrącają. Nie, to nie jest wasz wewnętrzny problem, ofiarami są też dzieci, które nie wierzą w bóstwo, a ja jestem tego przykładem – mówi Zofia. Ksiądz zaatakował ją, gdy miała 14 lat. Kobieta do dziś przyjmuje leki antydepresyjne i po raz drugi przechodzi terapię psychologiczną.
Zofia (imię zmienione): Już od dawna wiedziałam, że chcę to zrobić, tylko nie byłam gotowa. Teraz jestem. Chcę przestrzec rodziców, którym wydaje się, że ich dzieciom nie grozi molestowanie ze strony księży, bo nie są związani z Kościołem rzymskokatolickim. Mnie, ateistkę z tzw. lewackiej rodziny, spotkało to gdy miałam 14 lat. I do dziś nie mogę się po tym pozbierać.
Już jako dziecko wiedziałaś, że nie wierzysz w bóstwo?
Tak, to było i jest dla mnie naturalne. Mój tata jest ateistą, mama pojawia się w kościele niezwykle rzadko, zazwyczaj przy jakichś okazjach towarzyskich typu śluby czy pogrzeby. Dla nich religia jest czymś dla dzieci, z czego się wyrasta, więc nawet jak posyłali mnie na lekcje religii, nie traktowali tego poważnie.
To dlaczego w ogóle kazali ci chodzić na szkolną katechezę?
Bo jesteśmy z Podkarpacia i bali się, że bez oceny z religii na świadectwie będę miała trudności ze znalezieniem tam pracy. Gdy skończyłam 18 lat od razu wypisałam się z tych zajęć. Myślę, że księża katecheci też odetchnęli z ulgą, bo głośno mówiłam o tym, że wygadują bzdury.
Zawsze byłaś taka antyklerykalna?
Nie, wcześniej katolicyzm był mi emocjonalnie obojętny. Religia fascynowała mnie intelektualnie jako fenomen społeczny. To była dla mnie kompletna egzotyka. Chciałam zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego jest to część życia moich sąsiadów i rówieśników. Zanim skończyłam 14 lat przeczytałam od deski do deski Stary i Nowy Testament.
Imponujące. Wielu katolików nigdy tego nie zrobiło.
Ja naprawdę chciałam to wszystko zrozumieć.
Udało ci się?
Nie, bo katolicy, których znałam, nie przestrzegali zasad swojej religii, co było dla mnie zdumiewającą hipokryzją, bo po co w takim razie się w to wszystko bawić? Do czasu, aż spotkałam ks. Maksymiliana... a przynajmniej tak mi się wtedy na początku wydawało.
Jak się poznaliście?
Na dworcu kolejowym w Krakowie. Miałam 14 lat. Razem z grupą starszych znajomych wracaliśmy z koncertu grupy KAT.
Nie znam.
Bo nie słuchasz metalu, a ja wtedy byłam małą metalówą. Ale wracając do tego, jak się poznałam ks. Maksymiliana: był środek nocy, mieliśmy sześć godzin do odjazdu pociągu. Byliśmy nastolatkami, nie mieliśmy kasy na nocleg. Snuliśmy się więc po dworcu.
W pewnym momencie podszedł do nas siwy, otyły mężczyzna z zarostem. Przypominał mi świętego Mikołaja. Był krępy, rumiany, czerstwy. Na szyi miał koloratkę, ale poza tym był ubrany po cywilnemu. Przedstawił się jako ks. Maksymilian. Miał pracować w noclegowni dla bezdomnych z dworca. Jestem przekonana, że posłużył się fałszywym imieniem, bo potem próbowałam go odnaleźć, ale nikt taki tam nie pracował.
To może skłamał też na temat swojego miejsca pracy?
Nie, dlatego że po dłuższej rozmowie o tym, jak pomaga bezdomnym, zabrał nas do noclegowni, by pokazać nam co i jak. Byłam w pozytywnym szoku: po raz pierwszy spotkałam katolika, który postępuje tak, jak wymaga od niego jego religia.
Słuchałam go z dużym zainteresowaniem, dopytywałam. Ks. Maksymilian opowiadał, jak to bezdomni cedzą denaturat przez kromki chleba, a potem, by zamaskować woń alkoholu, która zamknęłaby mi drzwi do domów pomocy, jedzą surowy czosnek. To wszystko było dla mnie nowe. Zawsze byłam ciekawa świata i ludzi, a ten ksiądz opowiadał rzeczy o pomocy potrzebującym, które rezonowały z moją lewicową wrażliwością.
Chwalił się, że ma znajomości wśród najwyższych kręgów episkopatu. Twierdził, że ma zdjęcie z arcybiskupem Józefem Michalikiem – ja nawet nie wiedziałam, kto jest. Ksiądz założył, że jestem katoliczką, nawet nie zapytał jaki jest mój stosunek do religii.
Stwierdził też, że ma zdjęcie z Karolem Wojtyłą z czasów, zanim ten został papieżem. Tu już skojarzyłam o kogo chodzi. Próbowałam znowu skierować rozmowę na temat pomocy potrzebującym.
Twoi koledzy i koleżanki byli równie zainteresowani?
Mniej. Dwójka w ogóle zrezygnowała z wizyty w noclegowni, bo wolała się przespać na siedząco na dworcu. Poszłam tam z księdzem i jednym kolegą. Ale potem, gdy ks. Maksymilian zaproponował, że pokaże nam Wawel, kolega też się wykruszył. Zostałam z księdzem sama. Cieszyłam się, że będę mogła choć trochę pozwiedzać. Wsiadłam z nim do nocnego autobusu.
Co było dalej?
Mieliśmy trochę do przejechania. Poza kierowcą w autobusie byliśmy tylko my. Mogła być wtedy trzecia nad ranem. Jedziemy i rozmawiamy, a ja w pewnym momencie czuję, że on kładzie swoją dłoń na mojej dłoni, którą trzymałam się słupka. Od razu cofnęłam rękę. Chciałam myśleć, że to przypadek, ale po chwili zrobił to samo. Dotarło do mnie, że mnie podrywa. Powiedziałam mu, że mam 14 lat. Nie zareagował.
Wyciągnęłam legitymację szkolną, bo uznałam, że mi nie wierzy. Już kilka razy miałam sytuację, że uderzali do mnie dwudziestoparolatkowie, którym wydawało się, że mam 17-18 lat. Byłam fizycznie rozwinięta jak na swój wiek, nie wyglądałam na 14-latkę. Gdy mówiłam tym mężczyznom ile mam lat, odskakiwali jak oparzeni i był koniec sprawy. Myślałam, że w przypadku księdza też tak będzie.
A co się okazało?
Że nie chce przyjąć mojego "nie" do wiadomości. Najpierw jednak poszliśmy do kościoła. Bałam się. Liczyłam na to, że tam mogą być jacyś ludzie. I rzeczywiście, była tam grupa zakonnic, ale właśnie wychodziły. Przechodząc pozdrowiły księdza. Zostaliśmy sami.
Przez dłuższą chwilę opowiadał mi o zabytkach, a potem przeszliśmy na drugą stronę ulicy do jakiegoś obskurnego, całodobowego baru mlecznego. Pomyślałam, że tam już muszą być inni ludzie, jednak była tylko obsługa. Dodało mi to jednak otuchy, bo wiedziałam, że jakby co ktoś usłyszy mój krzyk. Bardzo się bałam i nie wiedziałam co zrobić. Dziś od razu zadzwoniłabym po pomoc, ale to był czas przed telefonami komórkowymi.
Co się działo w barze?
Ksiądz zaproponował mi pieniądze za seks: 600 złotych. Nie mogłam w to uwierzyć, myślałam, że jestem w jakiejś ukrytej kamerze. Do tego dnia byłam przekonana, że księża są aseksualni, a ten chciał ze mnie zrobić prostytutkę. Od razu powiedziałam mu, że nie ma mowy i że to, co robi jest nieetyczne.
Jak zareagował?
Był zdziwiony moją reakcją. Powiedział mi, że poprzednia dziewczynka, z którą miał taki układ, była bardzo zadowolona, bo kupił jej w zamian posiłek i ciepły płaszczyk. To brzmiało tak, jakby ta dziewczynka była bardzo biedna. Dla mnie 600 zł było wtedy niebotyczną sumą, bo w domu było skromnie, ale miałam ubrania i jedzenie. Przeraziło mnie to, że ten typ wykorzystał biedne dziecko. A on nie przestawał mnie przekonywać, bym poszła z nim do łóżka.
Powiedział mi, że księża często mają kochanki, które bardzo kochają. Opowiadał, że gdy do ołtarza podchodzi po komunię atrakcyjna kobieta, księża dłużej trzymają opłatek w powietrzu, by patrzeć jak ona przed nimi klęczy z wystawionym językiem. Zrobiło mi się niedobrze. Mówił o tym wszystkim tak, jakby to było oczywiste dla katolików i był zdumiony moim zgorszeniem.
Miałaś wtedy jakieś doświadczenia seksualne?
Nie, byłam dziewicą. Takie rzeczy mnie wtedy nie interesowały.
Co było dalej?
Mówiłam mu "nie", a ksiądz przedstawiał kolejne argumenty, bym jednak uprawiała z nim seks. Powiedział na przykład, że dzięki mnie będzie mógł podjąć decyzję, czy na pewno chce być księdzem, bo rozważa odejście z kapłaństwa.
Byłam przerażona. Nigdy wcześniej nie spotkałam złego dorosłego. Wiedziałam, że to co robi jest niewłaściwe, ale nie wiedziałam, jak zareagować. Można powiedzieć, że miałam tylko pół edukacji seksualnej – zabrakło kluczowej drugiej połowy, bo sama wiedza, że coś jest nie tak, nie wystarczy, trzeba jeszcze wiedzieć, co zrobić. Ja nie wiedziałam.
Do dziś wyrzucam sobie, że postąpiłam nieodpowiedzialnie. Myślę, że gdybym została na dworcu, nic by się nie wydarzyło. Albo gdybym chociaż poprosiła o pomoc kierowcę autobusu. A potem przypominam sobie, że byłam 14-letnim dzieckiem po nieprzespanej nocy. Ta gonitwa myśli w mojej głowie nigdy się nie kończy.
Jak się skończył ten ping-pong odmów i namawiania?
Powiedziałam mu, że jest starym, obleśnym dziadem i nie interesuje mnie, czy będzie dalej księdzem czy nie. Wtedy stwierdził, że nie muszę z nim uprawiać seksu, wystarczy mu widok mojego nagiego ciała za 300 zł. Powiedziałam mu, że jeszcze słowo i poproszę panie kucharki z baru, by wezwały policję. Obiecał, że już nic nie będzie mówił. Wstałam i wyszłam. Zaczęłam maszerować. Prawie biegłam.
Gdzie?
Przed siebie, choć potem okazało się, że w dobrym kierunku, bo w stronę dworca. Szłam przez puste ulice. W pewnym momencie poczułam szarpnięcie – ksiądz mnie dogonił i wciągnął do bramy.
To było straszne. Przycisnął mnie do ściany i zaczął się rozbierać... Pamiętam jego okrągły, owłosiony brzuch i obrzydliwego penisa. To był pierwszy mężczyzna, którego zobaczyłam nago.
Zaczęłam go bić i kopać. Myślałam, że mam szanse się obronić, bo on jest stary. Taki mi się wtedy wydawał, dziś oceniam, że miał około 50 lat. Ksiądz zaczął krzyczeć, że przeze mnie mu opadł i że dla żadnej k***y nie zrezygnuje z kapłaństwa.
Uwolniłaś się?
Uderzyłam go krawędzią dłoni w grdykę. Upadł, a ja zaczęłam uciekać. Strasznie się bałam, że zrobiłam mu krzywdę, a on mnie potem odnajdzie i pozwie. Usłyszałam, że znowu jest za mną. Odwróciłam się. Kuśtykał. Zrozumiałam, że nie zrobiłam mu nic strasznego. Krzyczał, bym nic nie mówiła kurii, a on zapłaci mi na dworcu.
Na peronie czekał już na mnie jeden z kolegów. Krzyczał, bym biegła, bo spóźnię się na pociąg. Wpadłam w histerię. Rozpłakałam się. Powiedziałam, że musimy powiadomić policję dworcową, ale nie byłam w stanie mu wytłumaczyć dlaczego. Wepchnął mnie do pociągu – następny był na drugi dzień o szóstej rano. Płakałam przez całą drogę.
Powiedziałaś rodzicom?
Nie, bo wiedziałam, że wtedy dostanę szlaban aż do osiemnastki. Poza tym nie chciałam, by sobie to wyrzucali. Jestem pewna, że obwinialiby siebie. Mam najlepszych rodziców, jakich można sobie wyobrazić.
Nie zauważyli, że coś ci się stało?
Jestem mistrzynią udawania, że wszystko jest w porządku. Stałam się potem zaczepnie antyklerykalna, ale przecież bunt jest normalny u nastolatków, więc to nie wzbudziło zdziwienia.
Opowiedziałam o tym kilkorgu znajomym, babci i cioci, ale przedstawiłam to jako doświadczenie koleżanki.
Uwierzyli, że chodzi o koleżankę?
Myślę, że niektórzy mogli się domyślać, że mówię o sobie. To, co mnie zszokowało, to ich reakcja, a raczej jej brak. Przyznawali że to przykre, no ale cóż, takie rzeczy się zdarzają. A ja byłam przekonana, że dzieciom się nie zdarzają.
Teraz twoi rodzice wiedzą, co cię wtedy spotkało?
Tak, powiedziałam im kilka lat temu po pierwszej terapii. Teraz jestem w trakcie drugiej. Cały czas jestem na lekach antydepresyjnych.
Czy atak, którego doświadczyłaś w dzieciństwie, jest powodem twojej choroby?
Tak, choć nie jedynym. Przez lata próbowałam o tym zapomnieć, wmówić sobie, że w sumie nic mi się nie stało, bo przecież się obroniłam. To między innymi dlatego mam trudności z opowiadaniem o tym, bo przecież jest wiele ofiar księży, które doświadczyły znacznie gorszych rzeczy.
W moim przypadku był to jednorazowy atak i nie doszło do penetracji. Ale gdy opowiedziałam o sprawie psycholożce stwierdziła, że teraz moje problemy zaczynają jej się układać w jedną całość.
Jakie problemy?
To, że mam trudności w relacjach seksualnych. Podchodzę do nich przedmiotowo. Początkowo moim partnerom to się podoba, bo jestem otwarta na eksperymenty, ale potem zaczynają się denerwować, że nie czuję potrzeby monogamii.
Nie zrozum mnie źle: jestem im wierna, ale tylko dlatego, że im na tym zależy, a nie dlatego, że czuję, że tak powinno być. Moim ideałem byłby otwarty związek, ale faceci nie mogą pogodzić się z tym, że nie jestem o nich zazdrosna lub zauważam innych mężczyzn.
To typowe dla ofiar pedofilii. Jedne całkowicie zapominają o seksie, inne traktują go przedmiotowo. Ja jestem w tej drugiej grupie.
Zdajesz sobie sprawę, że pod tym wywiadem pojawią się komentarze, że napaść księdza to twoja wina, pytania, gdzie byli twoi rodzice i stwierdzenia, że przesadzasz, bo nic ci się nie stało?
Wiem o tym. Czytam komentarze pod każdym tekstem o pedofilii wśród księży, na który się natknę. Jestem na to gotowa. Chcę jednak chronić swoich rodziców, dlatego proszę cię, byś zmieniła mi imię i nie podawała nazwy miejscowości, z której pochodzę.
Mówię głośno o tym, co mnie spotkało, bo chcę ostrzec rodziców, którzy są ateistami lub wyznają inne religie. Wasze dzieci też może to spotkać. Nie są bezpieczne tylko dlatego, że nie chodzą do kościoła. Ja też nie chodziłam.
A hejterzy? Na terapii poznałam kilka kobiet, które też były molestowane przez księży w dzieciństwie. Zamierzamy założyć wspólne konto w serwisach społecznościowych i odpowiadać na nienawistne komentarze właśnie z pozycji ofiar. Zobaczymy, jak wtedy hejterzy będą odważni. Nie zostawimy tego bez odpowiedzi.