Trump wiedział o ingerencji Rosji w wynik wyborów. Ta książka tłumaczy, dlaczego nie straci przez to stanowiska

Monika Przybysz
W normalnych okolicznościach książka Michaela Wolffa - “Trump pod ostrzałem” - wzbudziłaby gigantyczny ferment. Prezydenccy prawnicy szykowaliby pozwy, republikańska część opinii publicznej - odsądzała autora od czci i wiary, a zwolennicy Trumpa wylewali na dziennikarza tony pomyj - internetowych, a niewykluczone, że również prawdziwych.
To, co dzieje się w Białym Domu czasów Trumpa przekracza wszelkie normy, ale jego pozycja wydaje się niezachwiana Fot. materiały prasowe
W przypadku prezydentury Donalda Trumpa przymiotnika “normalny” nie sposób jednak użyć w żadnym aspekcie. Reakcja na nową książkę Wolffa nie będzie tu prawdopodobnie wyjątkiem.

W rękach przeciwników Trumpa, książka Wolffa powinna być świętym Graalem: namacalnym dowodem na to, że Białym Domem rządzi dzisiaj trumpowska mafia - teza, której na przestrzeni całej książki konsekwentnie broni Wolff. Na potwierdzenie swoich słów przytacza dowody: wypowiedzi “źródeł” z bardzo bliskiego prezydenckiego kręgu.

Żyjemy jednak w czasach, w których stwierdzenie, że urzędujący prezydent jakiegokolwiek kraju stoi na czele “mafii” nie wzbudza poruszenia takiego, jak powinno. Przywykliśmy? Chyba tak.

Okazuje się bowiem, że w dzisiejszej rzeczywistości głowa jednego ze światowych mocarstw może skomentować prowadzone przeciwko sobie dochodzenie słowami: “Pierdoły, pierdoły, pierdoły” i, co gorsze, nie tylko nie ponieść z tego tytułu konsekwencji - choćby wizerunkowych - ale dodatkowo, koniec końców, w ocenie tej konkretnej sytuacji, nie rozminąć się finalnie z prawdą.
Fot. materiały prasowe
b]Niegroźny błazen?[/b]
Dla tych, którzy nie czytali pierwszej książki Wolffa o Trumpie, “Ogień i Furia”, “Trump pod ostrzałem” będzie niczym skok na główkę do lodowatej wody. Albo raczej: lepkiego bagna kłamstw, niedomówień i nieścisłości, które płynnie i naturalnie przechodzą proces przepoczwarzenia w prawdę. Prawdę, dodajmy, objawioną przez osobę, której stan psychiczny nie raz, i nie dwa, poddawany był w wątpliwość.

Z kolei ci, którzy zapoznali się z pierwszą częścią sagi o trumpowskiej “Nibylandii”, może i nie będą zaskoczeni tym, że Trump o swoich współpracownicach mówi per “moja Hopey” (Hicks, kierowała departamentem komunikacji) czy “ta cała Huckabee” (Sarah Huckabee Sanders - rzeczniczka prasowa Białego Domu), a kompetencje nowych nierzadko na podstawie długości spódnicy, a nie liczby pozycji w CV. Nie oznacza to, że nad wybrykami Trumpa opisanymi w kolejnym tomie łatwiej przejdą do porządku dziennego.
YouTube / prostube
Fakt, że Stanami Zjednoczonymi Ameryki rządzi osoba, która zostawia dziennikarzowi na poczcie głosowej wiadomość o treści: “To prawda, że czeszesz się lepiej niż ja, ale za to ja zaliczam więcej dup niż ty”, albo w rozmowie ze znajomą bezceremonialnie rzuca: „Ja pieprzę tylko piękne dziewczyny. Sama możesz to potwierdzić”, można skomentować słowami: “Takiego sobie wybrali”. Sęk w tym, że prawdopodobnie wcale nie wybrali.

Czy do porządku dziennego można przejść nad faktem, że obecny prezydent USA urzęduje nie z woli obywateli, a dzięki układom z Rosją? Książka Wolffa wydaje się być manifestem przeciwko takiemu podejściu. Pytanie tylko na ile skutecznym w dzisiejszej sytuacji, w której nawet udowodnienie winy prezydenta nie jest wystarczająco skutecznym argumentem, aby go obalić?
Michael WolffFot. Jen Harris
Są dowody, nie ma przestępstwa, czyli Ameryka poznaje znaczenie słowa “immunitet”
Książka Wolffa opisuje okres od lutego 2018 do marca 2019, czyli momentu, w którym w swoją decydującą fazę wchodzi śledztwo prokuratora specjalnego - Roberta Muellera.

Komisja, którą kierował ten były wojskowy, przez ponad dwa lata szukała odpowiedzi na następujące pytania:

“Czy prezydent lub osoby z jego najbliższego otoczenia spiskowali z rosyjskimi agentami, żeby wpłynąć na wyniki wyborów prezydenckich w 2016 roku? A jeśli nic takiego nie miało miejsca, czy prezydent - bez względu na jego usilne próby udaremnienia prowadzonego przeciwko niemu śledztwa - może zostać sprawiedliwie oskarżony o utrudnianie działań wymiaru sprawiedliwości?”

I znalazła. Teoretycznie.

“Gdybyśmy byli pewni, że Prezydent niezaprzeczalnie nie popełnił przestępstwa, przedstawilibyśmy taki wniosek. Nie udało nam się jednak ustalić, że Prezydent przestępstwa nie popełnił” - tak brzmi główny wniosek raportu sporządzonego przez zespół Muellera.

Wniosek, który teoretycznie powinien stanowić podstawę do uchylenia prezydentowi immunitetu lub wszczęcia procedury impeachmentu. Jakim cudem do tego nie doszło?

Wolff stara się nam to wytłumaczyć. Ma najbardziej fachową pomoc z możliwych - jego bezpośrednim źródłem informacji i komentatorem irracjonalnych poczynań Trumpa jest Stephen K. Bannon - szef kampanii wyborczej i doradca Trumpa, o którym Wolff pisze:

“Najlepszy znany mi interpretator fenomenu Trumpa, Wergiliusz, który poprowadzi nas w czeluści Trumpworldu jak najlepszy przewodnik, doktor Frankenstein, pełen mieszanych uczuć do potwora, którego stworzył”.

Bannon, który przez wielu zaliczany jest do grona architektów wyborczego zwycięstwa Trumpa, obecnie znajduje się po “ciemnej stronie mocy”. Prezydent oraz jego otoczenie zerwało obecnie wszelkie kontakty z byłym naczelnym Breitbart News, co Wolff skrzętnie wykorzystał, czyniąc z Bannona swoje naczelne, choć oczywiście nie jedyne źródło.

Czy lektura: “Trump - pod ostrzałem” pozwoli nam lepiej zrozumieć sposób, w jaki dzisiaj działa Biały Dom? Z pewnością. Czy sprawi, że poczujemy się dzięki temu bezpieczniej? Na pewno nie - raczej utwierdzi nas w świadomości, że losy świata są, przynajmniej po części, w rękach szaleńca.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka.