Plama na honorze Armii Krajowej. Piotr Zychowicz rozlicza... Polaków za zbrodnie banderowców
Autor kontrowersyjnego "Paktu Ribbentrop–Beck" i szokującego "Obłędu ’44" pyta, jak MOGŁO dojść do tej potwornej zbrodni. Zbytnio nie docieka więc, dlaczego UPA mordowała Polaków, lecz szuka wyjaśnienia, jak to możliwe, że oprawcy mieli taki "luksus" w dokonaniu tej rzezi. Swoje tezy przedstawia w książce pt. "Wołyń zdradzony".
Jeśli myślicie, że najnowsza publikacja w dorobku lubiącego wbijać kij w mrowisko publicysty historycznego zrzuca całą winę na Niemców – tych zdeprawowanych szkopów zacierających z radości ręce nad gehenną żyjących pod okupacją Polaków – to jesteście w błędzie. Suchej nitki nie zostawia za to pisarz na świętej dla wielu Armii Krajowej.
Te podszyte zarzutami i pretensjami pytania znajdziemy we wstępie książki zatytułowanym "Wołyńskie pytanie". Nie da się ukryć, że choć ostre jak brzytwa, to jednak są one jak najbardziej zasadne i trafiające w samo sedno współczesnej debaty o pogromach ludności polskiej na Kresach Wschodnich i odpowiedzialności za te krwawe zbrodnie.Gdzie było Polskie Państwo Podziemne w lipcu 1943 roku, gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków? Skoro Armia Krajowa była tak potężna, to jak mogła dopuścić do tego ludobójstwa?
Dlaczego pozwolono na to, aby luźne watahy uzbrojonych w cepy i siekiery oprawców przez wiele miesięcy całkowicie bezkarnie wycinały w pień polskie wioski? Dlaczego nikt nie przybył na odsiecz Wołyniowi? Gdzie byli ci wszyscy malowani chłopcy z AK o dziarskich, groźnie brzmiących pseudonimach? Gdzie były te wszystkie „Wilki”, „Błyskawice” i „Gromy”?
Dlaczego Wołyniacy umierali w osamotnieniu?
W telegraficznym skrócie Piotr Zychowicz twierdzi, że Polskie Państwo Podziemne i jej zakonspirowane siły zbrojne (Armia Krajowa) odwróciły wzrok od antypolskiej czystki etnicznej, bo podeszły do tego problemu z zimną kalkulacją. Ich większe zaangażowanie oznaczałoby bowiem "trwonienie" sił potrzebnych do walki z Niemcami.
Tę narrację o bierności akowców wobec zbrodni UPA Piotr Zychowicz obudowuje kolejnymi wnioskami, które powiększają plamę na honorze głównej organizacji polskiego ruchu oporu w okresie II wojny światowej. Wśród nich wymienia niedocenienie banderowskiego zagrożenia i naiwną wiarę, że z bojownikami UPA będzie można się dogadać.
Tym bardziej frapujące wydaje się pytanie – kto w takim razie pomógł tym polskim mieszkańcom, którym udało się uciec spod banderowskiego topora? Okazuje się, że kresowiacy mogli liczyć nie tylko na ukraińskich sąsiadów, których nie uwiodła ideologia OUN/UPA. Niekiedy pomocną dłoń wyciągnęli do nich... Niemcy albo Sowieci.Dla Polaków z Wołynia bierność Armii Krajowej wobec banderowskiego ludobójstwa była szokiem. Mieszkańcy ziem wschodnich Rzeczypospolitej zawsze należeli do najbardziej patriotycznej części narodu polskiego. […]. Wierzyli, że w chwili próby Polska zatroszczy się o nich i obroni. Przybędzie na ratunek.
Niestety Polska ich na pastwę losu porzuciła. Gorzej, porzuciła ich na pastwę banderowców. W najbardziej dramatycznym okresie w dziejach polskiej społeczności Wołynia zostawiła ją na lodzie. Jak ubogich krewnych, od których nieszczęścia z niesmakiem odwraca się oczy.
"Opcja niemiecka" i "Opcja sowiecka" to zdecydowanie najciekawsze rozdziały najnowszej książki Zychowicza. A to dlatego, że wyciągają na światło dzienne te sprawy, o których "nie wolno głośno mówić", gdyż nie pasują do kanonicznej wykładni II wojny światowej. Poza tym można czuć wstyd, gdy ludzie widzą ratunek w okupancie, a nie współrodaku.
Z tezami autora "Wołynia zdradzonego" niech najlepiej dyskutują historycy. Zwykli czytelnicy natomiast powinni dać szansę najnowszej książce Zychowicza chociażby z jednego powodu – przekonania, że w historii nie powinno być tematów tabu. A oparte na takim fundamencie rozważania wnoszą tak pożądanych odcieni szarości do zbyt często czarno-białego widzenia świata.Niemiec w tej opowieści zawsze obsadzony jest w tej samej roli. Jako krwiożerczy potwór, który odgryza głowy polskim niemowlętom. Kopie, bije po twarzy, pali, grabi, gazuje i rozstrzeliwuje. Taki jednowymiarowy obraz niemieckiej okupacji wykreowała polska wojenna propaganda, a potem ugruntowała go literatura komunistyczna i patriotyczna.
Niewykluczone, że wielu uzna "Wołyń zdradzony" za najbardziej wstrząsającą książkę Piotra Zychowicza, na równi, a może nawet przewyższającą "Skazy na pancerzach", w których autor z kolei odbrązowił legendę tzw. żołnierzy wyklętych. Z opracowaniem przez niego tematu rzezi wołyńskiej będzie można zapoznać się od 2 lipca.
Artykuł powstał we współpracy z Domem Wydawniczym REBIS