Kolarskie wpadki, jakich nie da się wymyślić. Czy zdarzą się na tegorocznym UCI WorldTour?

Artykuł PR-owy firmy CCC
Walczą z rywalami i własnymi słabościami, są perfekcyjnie przygotowani, ale nie mogą przewidzieć wszystkiego. Kolarze na trasach wyścigów na całym świecie napotykają czasem na niezwykłe problemy.
Czy wpadki zdarzą się na tegorocznym UCI WorldTour? Mat. prasowe
Zresztą, nie tylko oni, bo organizatorzy wyścigów także mają co opowiadać. Nie przez przypadek mówi się, że przygotowanie wyścigu kolarskiego, to gigantyczna operacja logistyczna, którą trudno porównać do czegokolwiek innego.

Pociąg TGV
Zacznijmy od kolarzy i ich przypadków. W 2015 roku peleton ruszył na trasę legendarnego wyścigu Paryż – Roubaix, gdzie wiele kilometrów pokonuje się po stuletniej kostce brukowej. Tym razem jednak największe chwile grozy wielu przeżyło na... przejeździe kolejowym. Część peletonu zatrzymał tam pociąg TGV. Szlaban zamknął się tuż przed kolarzami, ale niektórzy i tak postanowili przejechać, co było wyjątkowo nierozsądne. Inni na szczęście nie ryzykowali, tylko spokojnie poczekali aż przemknie szybki pociąg. Na szczęście wszyscy zachowali się fair. Peleton poczekał na pechowców.

Szczęścia nie miał za to Thomas Voglhofer. W 2011 roku podczas wyścigu w Austrii prowadził, ale krowa... przewróciła kierunkowskaz kolarz popędził złą drogą. Dowiedział się o tym kilka kilometrów dalej, gdy powiedział mu o tym kibic. – Taki przypadek może zdarzyć się tylko raz w życiu. Całe szczęście, że ja mam to już za sobą – powiedział później z uśmiechem Voglhofer.

Co może śnieg?
Nie zawsze są jedna powody do uśmiechu. W 2016 roku w Giro d’Italia fantastycznie jechał Steven Kruijswijk. Nie okazywał żadnych słabości. Do czasu. – Na szczycie podjazdu pod Colle dell'Agnello czułem się wyczerpany, chciałem coś zjeść, napić się i podążyć za pozostałymi kolarzami. Wszystko poszło jednak źle. Popełniłem prosty błąd, uderzając w ścianę śniegu zalegającą na poboczu.

Mój rower uległ zniszczeniu, a ja nie byłem w stanie kontynuować jazdy – narzekał Kruijswijk. – Gdy zacząłem zjeżdżać, wszystko zaczynało mnie boleć. Doskwierał mi kręgosłup oraz żebra, najmocniej ucierpiało jednak moje morale. Wiedziałem, że straciłem mnóstwo czasu, próbowałem nadrobić straty, ale byłem wyczerpany samotną pogonią. Przegrałem dzisiaj moje Giro – podsumował smutno, a tamtego dnia kibice wstrzymali też oddech, gdy zobaczyli leżącego bez ruchu w zaspie śnieżnej Ilnura Zakarina. Tatar wypadł z drogi na zjeździe, ale na szczęście skończyło się tylko złamanym obojczykiem.

Pomyłki jak z filmu
Z zupełnie innymi przypadkami mierzą się czasem organizatorzy wyścigów. Podczas Tour de Pologne zawsze wszystko jest perfekcyjnie przygotowane, ale czasem wystarczy maleńka ludzka pomyłka i robi się kłopot. Przed rokiem jeden ze sterujących ludzi pomylił lewo z prawo i wskazał pędzącym autom i kolarzom zły kierunek jazdy. Zamiast wjechać na pętlę wokół Tarnowskich Gór, wszyscy pognali do Katowic. Nic się nie stało, ale trzeba było o wiele wcześniej przygotować trasę tak, aby była dla wszystkich bezpieczna.



Pewien autokar
Z kolei w Tour de France, czyli największej kolarskiej imprezie świata, w 2013 roku wszystko mógł popsuć... autokar jednej z ekip. I to już na mecie pierwszego etapu. Na Korsyce organizatorzy wpuścili na metę autokar ekipy Orica GreenEdge kilka minut przed finiszem zawodników. Komfortowy pojazd jednak utknął pod bramą mety i zrobił się gigantyczny bałagan. W pierwszej chwili organizatorzy poinformowali zawodników przez radio, że trasa etapu zostanie skrócona o trzy kilometry. Później jednak autobus udało się „uwolnić”, więc przywrócono metę we wcześniejsze miejsce. Zamieszanie było potworne, a jury ostatecznie uznało, że wszystkim, którzy dojechali do mety, zaliczy ten sam czas.