To będzie "złoty pociąg" tych wakacji. Nadzieje na odkrycie Bursztynowej Komnaty nie były nigdy aż tak wielkie

Tomasz Ławnicki
Plan na czwartek jest następujący: ok. godz. 7.00 przyjeżdżają przedstawiciele Lasów Państwowych i ścinają drzewo; potem o 10.30 zaczyna się zdejmowanie warstwy ziemi. Kiedy właz do kanału będzie odkryty, będzie można podnieć pokrywę, wejść i zobaczyć, co kryje się w środku. Czy tam może być słynna Bursztynowa Komnata? – Uważam, że jest to potencjalne miejsce jej ukrycia – przyznaje w rozmowie z naTemat Bartłomiej Plebańczyk, dzierżawca poniemieckich bunkrów w Mamerkach niedaleko Węgorzewa.
Bartłomiej Plebańczyk, dzierżawca terenów w Mamerkach, mówi o szansach na odnalezienie Bursztynowej Komnaty. Fot. Przemysław Plebańczyk / Agencja Gazeta
Celowo ukryte
Na to wydarzenie zaproszono stacje telewizyjne z Rosji, Niemiec, USA i oczywiście liczne z Polski. Która z kamer będzie mogła pierwsza zajrzeć do włazu – tego jeszcze nie ustalono. Studzienka jest raczej dość wąska, wszyscy naraz nie wejdą. Bartłomiej Plebańczyk podejrzewa, że pierwszych wpuści tych, którzy będą mieli transmisję na żywo.

Zainteresowanie jest ogromne, bo wiele przemawia, że pod tym włazem COŚ jest. Co? Zacznijmy od początku.

W Mamerkach nad jeziorem Mamry podczas II wojny światowej funkcjonowała Kwatera Główna Niemieckich Wojsk Lądowych. Stacjonowało tam ok. 1,5 tysiąca niemieckich żołnierzy w tym kilkudziesięciu generałów i feldmarszałków.


W sumie na tym terenie istniało różnych 250 budynków. Wojnę przetrwało zaś jedynie (aż?) 30 bunkrów. Wojska Wehrmachtu na początku 1945 r. wycofały się stamtąd w pośpiechu, bez walki. Schronów nie zdążono zburzyć, po pozostałych obiektach śladu raczej nie ma.
Zdjęcie ze zbiorów Bartłomieja Plebańczyka prezentowane w Muzeum II Wojny Światowej w Mamerkach.Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta

Gdy Wehrmacht opuścił Mamerki, rejon ten został spenetrowany przez żołnierzy radzieckich. Ale wiele wskazuje na to, że tego jednego podziemnego kanału ani wówczas, ani później przez lata nie zauważono. Mało tego – wygląda na to, że to miejsce zostało lata temu celowo zasypane ziemią. A później na tej ziemi wyrosło drzewo, którego wiek szacuje się na ponad pół wieku. To, że pod tym drzewem jest właz do kanału, wiadomo dzięki badaniom georadarem.

Byłaby wielka sensacja
Jakiej wielkości skrytka jest pod drzewem i warstwą ziemi? Tego na razie nie sposób powiedzieć. W Mamerkach są dwa rodzaje kanałów - niektóre są płytkie, jakieś 4 metry głębokości, niektóre są głębsze i do tego kończą się pomieszczeniem 6 metrów na 6 metrów. Na pewno da się tam schować sporo.

– Jeśli ktoś wejście do tego kanału zasypał specjalnie, to zakładamy, że coś tam ukrył – mówi naTemat Bartłomiej Plebańczyk, prowadzący w Mamerkach Muzeum II Wojny Światowej.
Bartłomiej Plebańczyk
Muzeum w Mamerkach

Wiek drzewa jest szacowany na powyżej 50 lat. Stąd pewność, że tego włazu przez ostatnie pół wieku nikt nie otwierał. Inne studzienki w Mamerkach nie były zasypywane. Tuż po wojnie żołnierze Armii Czerwonej, potem Wojska Polskiego, a na koniec okoliczni mieszkańcy, otwierali wszystkie te studzienki. Zabierali stamtąd np. jakieś rury na złom. Ta studzienka techniczna jako jedyna pozostała ukryta.


– Ten właz jest około dwustu metrów od miejsca, w które przywożono Ericha Kocha. Gdybyśmy w tym miejscu znaleźli Bursztynową Komnatę, to byłaby wielka sensacja i byłbym bardzo zaskoczony. Ale cały czas uważam, że jest to potencjalne miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty – mówi Plebańczyk.

Jego ostrożny ton nie dziwi. Bo, bo gdzie już nie szukano słynnej Bursztynowej Komnaty? Na zamku w Książu, na zamkach w Człuchowie czy w Szymbarku, do tego w Górach Sowich czy na dnie Bałtyku we wraku statku Wilhelm Gustloff, którym do Niemiec przed nadciągającym frontem uciekali mieszkańcy Prus Wschodnich.

Rosjanie stracili nadzieję
Nie jest tajemnicą, że jeszcze w latach 60. płetwonurkowie ze Związku Radzieckiego spenetrowali zatopiony statek i nie znaleźli nic. Rosjanie zaś stracili jakąkolwiek nadzieję na znalezienie oryginału i postanowili stworzyć kopię. Prace nad odtworzeniem dzieła, jakie niemieckie wojska zrabowały w 1941 r. z pałacu w Carskim Siole pod Petersburgiem ruszyły w roku 1979. Zakończyły się w 2003.
Uroczystego otwarcia kopii zaginionej Bursztynowej Komnaty dokonano przy okazji obchodów 300-lecia Petersburga z udziałem m.in. Władimira Putina i George'a Busha. Koszt stworzenia kopii oszacowano na ponad 11 mln dolarów. O oryginale mówi się, że wart jest co najmniej 500 mln dolarów. Nic dziwnego, że to rozpala wyobraźnię.
Historia Bursztynowej komnaty w dużym skrócie


1701 r. – Fryderyk I Hohenzollern zamówił wykonanie bursztynowego wystroju gabinetu w swoim podberlińskim pałacu Charlottenburg u mistrza bursztyniarskiego z Gdańska Andreasa Schlütera. Prace trwały w sumie 11 lat, prowadziło je czterech mistrzów bursztyniarstwa.
1712 r. – Powstało imponujące dzieło: ściany pokoju o wymiarach 10,5 × 11,5 m pokryte precyzyjnie dobranymi i obrobionymi kawałkami bursztynu, z płaskorzeźbami czy herbami.
1716 r. – car Rosji Piotr I Wielki w czasie wizyty w Poczdamie, zachwycony arcydziełem, otrzymał je w podarunku od Fryderyka Wilhelma I (syna Fryderyka I) jako dowód przyjaźni i potwierdzenie zawartego sojuszu. Dar trafił do Petersburga – najpierw do Pałacu Letniego, a później Zimowego.
1743 r. – gabinet został rozbudowywany; dodano m.in. bursztynowe kandelabry, lustra, a także meble.
1755 r. – carowa Elżbieta przeniosła komnatę do pałacu w Carskim Siole pod Petersburgiem.

1941 r. – Bursztynowa Komnata została zrabowana z Carskiego Sioła przez Niemców.
1942 r. – Zdemontowana komnata w kilkudziesięciu walizach została przewieziona do zamku w Królewcu.
1944 r. – Niemcy zrabowaną komnatę ponownie zapakowali do skrzyń, skrzynie te umieszczono w podziemiach zamku w Królewcu i... tu ślad się urywa.

na podstawie wikipedia.pl oraz mamerki.com
I tu należy powrócić do postaci Ericha Kocha. Człowieka, który musiał wiedzieć, gdzie jest Bursztynowa Komnata. I dzięki tej wiedzy dożył 90-tki.

Tajemnica Kocha
Koch to jeden z najbardziej okrutnych zbrodniarzy wojennych, który do końca wiernie służył Hitlerowi. Działalność w NSDAP rozpoczął już w roku 1922. Gdy faszyści doszli do władzy, on w 1933 r. został nadprezydentem Prus Wschodnich. W czasie II wojny światowej jego kompetencje zostały rozszerzone – został również szefem Zarządu Cywilnego Okręgu Białystok i komisarzem III Rzeszy na Ukrainę. Odpowiadał za tysiące zamordowanych Polaków, Żydów i Ukraińców.

Po zakończeniu II wojny światowej przez 4 lata udawało mu się ukrywać na terenie Niemiec Zachodnich. Wpadł w sektorze brytyjskim. Zgodzono się na jego ekstradycję i 1950 r. trafił do Polski. Ale proces Kocha zaczął się o wiele później – dopiero w 1959 r. W parę miesięcy udało się zakończyć postępowanie. Zapadł wyrok – kara śmierci.

Dlaczego zwlekano z procesem 9 lat? I co istotniejsze – dlaczego potem wymierzonego wyroku nie wykonano (choć przecież karę śmierci wykonywano w Polsce do końca lat 80.)? Erich Koch dożył za kratami więzienia w Barczewie sędziwego wieku. Zmarł 12 listopada 1986 r. mając 90 lat.

Nowe światło na jego postać w 2009 r. rzucił tekst "Rzeczpospolitej". Gazeta dotarła wówczas do materiałów IPN świadczących, iż przez całe życie Kocha polskie, ale też i radzieckie służby próbowały w różny sposób uzyskać od niego informację, gdzie ukryta jest Bursztynowa Komnata. Wiadomo, że Koch był przywożony do Mamerek z więzienia w Barczewie.
U-Boot w muzeum w Mamerkach.Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta

Bartłomiej Plebańczyk mówi, że nawet jeśli po otwarciu tajemniczej studzienki okaże się, że nie zawiera ona ani Bursztynowej Komnaty, ani innych spektakularnych znalezisk, ale będzie można stwierdzić z całą pewnością, że nie była otwierana od wojny, to i tak będzie bardzo ważna informacja.

Warto szukać
– To będzie potwierdzenie faktu, że w Mamerkach warto szukać. Są ludzie, którzy mówią, że tu się już nic nie znajdzie, bo Armia Czerwona wszystko spenetrowała i co było wartościowe, to zabrała. Jeśli okaże się, że ta teza jest błędna, to dla nas to będzie impuls, aby z determinacją ruszyć z georadarem na dalsze poszukiwania – przekonuje.

Bartłomiej Plebańczyk nie jest stąd, pochodzi z Gdańska. Ale z rodzicami bardzo często przyjeżdżał żeglować na jeziorze Mamry. Po dziś dzień pamięta, jakie kolosalne wrażenie zrobiły na nim 8-metrowe opuszczone bunkry stojące na brzegu jeziora. Wtedy był nastolatkiem. Później ożenił się z dziewczyną z Kętrzyna.

– Rodzice mojej żony byli przewodnikami po Wilczym Szańcu. Rozmawiając z nimi, uświadomiłem sobie, że co roku tysiące turystów przyjeżdżają do Wilczego Szańca nie tyle po to, aby znaleźć tam ślady po Hitlerze, bo nie są żadnymi nazistami, ale dlatego, że interesują ich fortyfikacje. Tyle że tam fortyfikacje są w runie. A w Mamerkach, 18 kilometrów od Wilczego Szańca, wszystko jest zachowane w stanie nienaruszonym – wspomina Bartłomiej Plebańczyk.

Muzeum - skarb
Teren, gdzie dziś jest muzeum Mamerki Bunkry "Miasto Brygidy", należy do Lasów Państwowych. Bunkry stały i nic się tam nie działo po za tym, że przyjeżdżający zostawiali tam góry śmieci. Bartłomiej Plebańczyk zwrócił się o dzierżawę tej działki, na co Lasy Państwowe przystały z ochotą – wreszcie ktoś, nie leśniczy, będzie sprzątać teren. Wówczas to wydawało się najistotniejsze. Nikt raczej nie wierzył, że plan wypali i w ogóle jacyś turyści będą przyjeżdżać. Udało się – o Mamerkach jest głośno i odwiedzających nie brakuje.
Muzeum w Mamerkach.Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta

A jeśli naprawdę w czwartek w Mamerkach coś się znajdzie? Bartłomiej Plebańczyk przyznaje, że jest na to pod względem prawnym przygotowany. Złożył do gminy zawiadomienie o potencjalnym znalezisku, a w piśmie poinformował, że jeśli znalezione zostaną rzeczy wartościowe, ale nie zabytki, to rości sobie do nich prawo.

– Czyli jeśli tam ukryta jest sztabka złota, albo butelka wina rocznik 1942 r., to te rzeczy, które nie są zabytkami, przechodzą na własność znalazcy. Ale jeśli tam będzie Bursztynowa Komnata, Enigma, jakieś dokumenty niemieckie, to moim zadaniem będzie to zabezpieczyć i w tym momencie wkracza konserwator zabytków i on decyduje, co z tym robić – tłumaczy.

I jeśli jest tam Bursztynowa Komnata, to można mieć pewność, że na lokalnym konserwatorze i jego decyzji się nie skończy. To już będzie znacznie wyższy szczebel decyzyjny – co zrobić z tym znaleziskiem.

AKTUALIZACJA:

Drzewo zostało ścięte, właz został podniesiony i... Oto film z Mamerek: