Żeby się na niej utrzymać, potrzeba 100 godzin treningu i... ośmiu żyć. Flyboard to przyszłość wojska?

Marcin Długosz
Franky Zapata, nieoczekiwany bohater drugiego planu niedawnej parady wojskowej w Paryżu, postanowił iść za ciosem. Nagły przypływ popularności zmotywował Francuza do podjęcia sporego wyzwania: na skonstruowanej samodzielnie desce Flyboard miał pokonać kanał La Manche. Próba zakończyła się niepowodzeniem, jednak mało prawdopodobne, aby zniechęciło to “latającego żołnierza” do dalszych prób.
Franky Zapata próbował przelecieć przez kanał La Manche. Mało jednak prawdopodobne, że wynalazca Flyboard Air odpuści kolejne próby Fot. zrzut ekranu z Youtube / Guardian News
Odcinek, który miał pokonać Zapata mierzył 36 kilometrów. Szczęścia starczyło jednak na zaledwie połowę tego dystansu. Na 18 kilometrze ustawiona była platforma, przeznaczona do międzylądowania i uzupełnienia zapasu paliwa. Manewr zakończył się niepowodzeniem - Zapata nie trafił w platformę i wpadł do wody.

Szydercze uśmiechy można sobie darować - Zapata, unoszący się 15-20 metrów nad ziemią, miał osiągać średnią prędkość 140 km/h. Wyhamowanie “podniebnej deskorolki” i wcelowanie w średnio stabilną, unoszącą się na powierzchni wody platformę, przy tej prędkości, wydaje się sporym wyczynem.
YouTube / Guardian News
Urodzonego w Marsylii Francuza podziwiać należy nie tylko za odwagę: to wielokrotny mistrz Europy w wyścigach skuterów wodnych, mechanik i konstruktor, który po latach sukcesów na wodzie postanowił spróbować czegoś nowego - latania.


Deska typu woda-powietrze
Z budżetem na poziomie 20 tysięcy euro Zapata rozpoczął produkcję prototypów deski, na której można by unosić się w powietrzu. Pierwsze Flyboardy pojawiły się w 2011 roku, ale od urządzenia, które miało przelecieć nad kanałem La Manche różniło się dość istotnym szczegółem: było przytwierdzone do motorówki.

Pierwsze generacje Flyboardów pozwalały na wykonywanie wodno-powietrznych akrobacji w zasięgu 18-23 metrów od łodzi - tak długi jest bowiem wąż łączący deskę z motorówką. Flyboard nie unosi się tak naprawdę nad powierzchnią, ale “stoi” na dwóch słupach wody pod ciśnieniem. Moc do ich wytworzenia produkuje natomiast turbina motorówki.
Akrobacje na Flyboardach YouTube /bxtr986
Pierwsze Flyboardy były nieco toporne - ważyły 14 kg i oprócz stabilizacji nogami, do utrzymania równowagi potrzebna było dodatkowe sterowanie ręczne. Wynalazek udoskonalano jednak dość szybko: ręczną stabilizację zarzucono już w drugiej generacji, przy trzeciej udało się zejść z wagi o połowę.

Pasjonatów latania nad wodą zaczęło przybywać proporcjonalnie do tempa wprowadzanych poprawek. Dzisiaj Zapata Racing Team - firma, która Franky założył z ojcem jeszcze za czasów kariery w wyścigach skuterów - organizuje nawet Mistrzostwa Świata w tej raczkującej jeszcze dyscyplinie.

Zawody w akrobacjach na Flyboardach odbywają się również w Polsce, co nie powinno dziwić, skoro w kraju działa nawet Towarzystwo Sportów Hydro-Odrzutowych. Pierwszy flyboardowy konkurs miał miejsce w 2014 roku w Dębnie.

Flyboard Air - wolny od wody
Sukces pierwszych generacji Flyboardów dawał nadzieję na równie szybkie przekroczenie kolejnej granicy, czyli uniezależnienie urządzenia od napędu wodnego. Fakt, że cel udało się zrealizować już w 2016 roku dowodzi, że Zapata należy do bardzo specyficznej grupy ludzi - takich, dla których nie ma rzeczy niemożliwych.
Pokaz podczas wyścigu Formuły 1 w Singapurze w 2018 roku YouTube / Zpata
Flyboard Air utrzymuje się w powietrzu mocą pięciu silniczków - każdy z nich o sile 250 koni mechanicznych, zasilanych naftowym paliwem lotniczym, którego zbiornik znajduje się w plecaku “kierowcy”.

Wynalazek nie jest doskonały: największy problem stanowi jego niewielki zasięg, a także fakt, że nauka manewrowania w powietrzu wymaga sporego doświadczenia.

W wywiadzie dla “The Verge” Zapata mówił, że ktoś kto nie ma co najmniej 50 - a najlepiej 100 - godzin “wylatanych” na zwykłym Flyboardzie, nie ma szans utrzymać się na latającej desce. Dodatkowo, chętni do testów powinni mieć osiem żyć - jak koty. Sam Zapata zaliczył niemało upadków w pierwszej fazie testów, które, ze względów bezpieczeństwa prowadzono nad wodą.

Urządzenie będzie nadal udoskonalane, choć pewnie nieprędko trafi do codziennego użycia. Wynalazkiem interesuje się jednak wojsko. W grudniu zeszłego roku Zapata otrzymał od francuskiego rządu grant w wysokości 1,3 mln euro na dalszy rozwój projektu. Florence Parly, minister obrony Francji, stwierdziła, że “armia cały czas testuje różne możliwości zastosowania wynalazku”.