Lokówka polskiej firmy, której będziesz chciała używać. Podobnych nie ma na rynku wiele

Monika Przybysz
Z lokówkami jest jak z chłopakami: przychodzi taki moment w życiu, kiedy wydaje ci się, że ich nie potrzebujesz. Masz dość eksperymentowania i ciągłych rozczarowań. Powoli godzisz się z faktem, że “ten jedyny” jest wymysłem disneyowskich producentów - tak samo, jak poskręcane w idealne fale złote pukle księżniczek.
Fot. na:Temat
I dobrze. Życie singielki z prostymi włosami też ma swoje zalety. Oszczędzasz czas, pieniądze, nerwy. Cieszysz się wolnością. Kiedy ktoś mówi, że kiedyś jeszcze się zakochasz, mówisz “Pf, prędzej znajdę lokówkę, która rzeczywiście będzie dobra”.

Jak mawiają wszystkie babcie świata: uważaj, co mówisz. Jest szansa, że właśnie znaleźliśmy lokówkę, która sprawi, że będziecie musiały wymyślić nowe porównanie.

Co to za cudo? Chodzi o Dream Curls X600 polskiej marki Teesa.
Fot. na:Temat
A co to za marka?
Jeśli nie brzmi znajomo, nie dziwcie się. Firma, choć na rynku jest od 2015 roku, dopiero wypływa na szerokie marketingowe wody, choć trzeba powiedzieć, że towarzyszkę rejsu wybrała sobie nie byle jaką: pod produktami Teesy podpisuje się Małgorzata Rozenek.

Zaangażowanie znanego nazwiska do reklamy to oczywiście nie wszystko. Portfolio Teesy możecie sprawdzić tutaj. Zwraca uwagę przede wszystkim rozmachem - obejmuje AGD domowe, kuchenne i łazienkowe.

Design w większości przypadków, jest czysty i minimalistyczny, choć są bardziej “błyszczące” wyjątki, o czym za chwilę. Na pierwszy rzut oka widać również, że Teesa stawia nie tylko na produkty pierwszej kuchennej czy domowej potrzeby, ale i anektuje bardziej zaawansowaną półkę. Mamy więc szczoteczki soniczne, wyciskarki wolnoobrotowe czy planetarne roboty kuchenne.

Dream Curls X600 również nie jest archetypem lokówki. Jeśli sięgnąć do angielskiej nomenklatury, będzie to raczej “lokująca prostownica”.
Fot. na:Temat
Nie wygląda jak lokówka… To dobrze?
Curling iron” - tego szukajcie, jeśli chcecie znaleźć w internecie urządzenia podobne do Dream Curls X600.

Na początku wyskoczą pewnie dość zwyczajnie wyglądające lokówki, później zaczną pojawiać się te, które automatycznie nawijają wybrane pasmo wokół nagrzanego wałka. Do nich właśnie zalicza się Dream Curls X600.

Większość z nich będzie jednak spora: rozmiar raczej suszarki fryzjerskiej, nie podróżnej. Produktów zaprojektowanych tak jak lokówka Teesy, jest mniej - jeśli w ogóle. Mnie nie udało się takich znaleźć. W wyszukiwarce wyskakiwały tylko lokówki z długą rączką, na końcu której znajdował się plastikowy pierścień, otaczający wałek lokujący.

Odpowiadając na pytanie z nagłówka: tak, to bardzo dobrze, że Dream Curls X600 to właściwie sam wałek otoczony solidną obudową.
Fot. na:Temat
Czy to może być wygodne?
Tak. Lokówka jest lekka, mieści się w dłoni - bez trudu utrzymacie ją w górze, kręcąc pasma na czubku głowy. Uprzedzając pytania: nie, obudowa nie nagrzewa się i nie parzy w ręce, nawet, gdy do nakręcenia mamy sporo loków.

Takie małe, czyli mało potrafi?
Zdecydowanie nie. Mimo że Dream Curls X600 po bokach ma tylko dwa przyciski zwalniające blokadę wałka i aktywujące grzanie, to w podstawie znajduje się prawdziwe “centrum dowodzenia”.

Możemy regulować dwa najważniejsze parametry wpływające na jakość skrętu i kondycję włosów, a więc temperaturę (od od 150 do 230 stopni) i czas nagrzewania (8, 10, 12, 14 sekund). Dodatkowo możemy wybrać kierunek skrętu (lewo, prawo lub naprzemiennie).
Fot. na:Temat
Jak to się robi, kroku po kroku?
Po wyciągnięciu z pudełka pomyślicie: “Nie ma opcji, to nie może działać”. Gwarantuję, że tak będzie. Podobnie jednak gwarantuję, jak szybko przekonacie się, że to nie prawda.

Procedura wygląda tak: wydzielacie niezbyt grube pasmo - w zależności od długości włosów około 3 lub 5-centymetrowe. W zestawie znajduje się specjalny rozdzielacz, którego użycie zaleca producent. Będzie przydatny na początku, żeby “wyczuć” dobrą grubość pasma, potem spokojnie poradzicie sobie bez niego.

Lokówkę trzymacie w jednej ręce, pasmo w drugiej. Kciukiem i palcami wskazującym oraz środkowym przyciskacie przyciski, które sprawią, że wypustki blokujące wejście schowają się do środka. Nie zwalniając przycisków wsuwacie trzymane równolegle do lokówki pasmo włosów w szparę. Wałek zacznie się kręcić kiedy zwolnicie przyciski, a znajdujący się w środku czujnik wykryje w środku pasmo włosów.

Potem dzieje się magia. Hokus-pokus i trzy piknięcia lokówki później (nie trzeba samodzielnie kontrolować czasu!) wyciągacie idealnie skręcone pasmo.
Fot. na:Temat
Jakieś minusy?
Poza tym, że to jednak lokówka i należy używać jej z głową (tzn. nie codziennie, chyba że dążycie do looku a’la Edward Nożycoręki), minusów na razie nie widać. Jasne, po kilku użyciach nie sposób ocenić żywotności urządzenia. Obudowa jest jednak nie tylko bardzo ładna, z błyszczącymi detalami w kolorze miedzi, ale przede wszystkim wydaje się solidna - plastik nie poddaje się pod silniejszym naciskiem, poszczególne elementy są do siebie dobrze dopasowane, nie rozchodzą się.

Powłoka wałka jest wykonana z tytanu, co również jest dobrą prognozą dla tego “związku”. Tytan nagrzewa się bardzo szybko i łatwo przewodzi ciepło, co wpływa na równomierne nagrzewanie się włosów na całej długości. Pokrycie grzałki tym stopem sprawia, że powierzchnia jest idealnie gładka - bez nierówności i chropowatości, które, znów, mogą wpłynąć na jakość nagrzewania.
Fot. na:Temat
Chyba znaleźliśmy tą jedyną. “Tego” musicie poszukać na własną rękę.

Artykuł powstał we współpracy z marką Teesa.