"Wszystkie kraje wspierają swoich, dla nas nie ma nic". Polacy w Wenezueli czekają na pomoc rządu
Ludzie głodują, hiperinflacja jest niewyobrażalna, nie funkcjonują szpitale, brakuje leków. Z Wenezueli ucieka, kto może. – Ceny żywności rosną każdego dnia. Ogromna większość społeczeństwa zarabia miesięcznie 40 tys. boliwarów – to w tej chwili równowartość ok. 2 dolarów. A ceny są wyższe niż w jakimkolwiek innym kraju, w tym w Polsce. Większość ludzi głoduje, choruje i umiera. Dlatego wiele osób stąd ucieka, emigruje gdzie i jak może – opowiada naTemat Justyna Zuń-Dalloul, dziennikarka, która jest liderem Stowarzyszenia Polaków w Wenezueli/Hermandad Polaca en Venezuela.
Trafiam na jej wpis na Facebooku, gdy Słowenia – kraj, liczący niespełna 2,5 mln mieszkańców – ogłasza, że zamierza ściągnąć część swoich obywateli do kraju. "Słowenia repatriuje swoich obywateli ze względu na zagrożenie humanitarne. Polacy oczekują tego samego" – napisała. Czuć żal i rozczarowanie, że o nich się nie pamięta. Trochę zazdrość, że inni otrzymują konkretną pomoc.
– Najbiedniejsi Wenezuelczycy idą lądem, pieszo do innych krajów Ameryki Łacińskiej. Idą tysiące kilometrów. Wszyscy, którzy mogą wyrwać się stąd, robią to bez zastanowienia. To jest exodus. Tu nic nie działa: nie ma transportu, nie funkcjonują szpitale, internet jest najwolniejszy na świecie. Dlatego wszystkie kraje (a większość Wenezuelczyków ma podwójne obywatelstwo) wspierają swoich obywateli. W Polsce nie ma jednak woli zrobienia czegokolwiek dla Polaków w Wenezueli – mówi Justyna Zuń-Dalloul.
"Próbowaliśmy zwrócić uwagę"
Nasza rozmówczyni twierdzi, że Polacy od dawna postulowali objęcie ich taką samą opieką, jakiej inne kraje UE udzielają swoim obywatelom na miejscu lub poprzez repatriacje. W jaki sposób postulowali?
– Poprzez publikacje prasowe lub bezpośrednie próby kontaktu np. z Kancelarią Prezydenta. Próbowaliśmy zwrócić uwagę na to, co się tu dzieje i że w przeciwieństwie do innych państw, Polska nie udziela pomocy – podkreśla. Na FB napisała, że Stowarzyszenie Polaków i poszczególni Polacy zwracali się w tej sprawie do polskich instytucji.
Na ten fakt zwraca też uwagę jedna z ostatnich depesz Katolickiej Agencji Informacyjnej. Czytamy w niej:
– Nie oczekujemy niczego innego jak takiego samego wsparcia, jakie udzielają inne kraje UE swoim obywatelom w Wenezueli – zastrzega dziennikarka."Wielokrotnie prosili Kancelarię Prezydenta, Wspólnotę Polską, Sejm i inne instytucje zajmujące się sprawami Polonii i Polaków za Granicą, o opracowanie konkretnego mechanizmu niesienia pomocy na miejscu dla najbardziej potrzebujących i repatriacji. Liczą również na wsparcie ze strony Caritas i Kościoła w Polsce". Czytaj więcej
Jakie to wsparcie? Zatrzymajmy się na moment przy Słowenii, choć nie jest to jedyny kraj, który postawił na repatriację swoich obywateli. Ale rząd w Lubanie jako ostatni – 29 sierpnia – ogłosił swoją decyzję. W jego przypadku chodzi o 47 osób spośród 330.
"Tego oczekujemy od polskiego rządu"
Repatrianci mają mieć opłaconą podróż do Słowenii i przez 18 miesięcy bezpłatne zakwaterowanie, jedzenie, ubranie, szkołę dla dzieci. Władze w Lublanie poinformowały, że decyzja była podyktowana strasznymi warunkami w Wenezueli – brakiem wody, prądu, lekarstw. Na pomoc repatriantom mają przeznaczyć w tym roku 200 tys, euro. I dużo, i mało. Ale przynajmniej coś.
– Polski rząd pod tym względem bardzo nas zaniedbał. Polski rząd i Prezydent uważają, że jedynymi Polakami poza Polską są obecnie rodacy na Wschodzie. Oczywiście słusznie lecz nie tylko tam.I nie chodzi tu tylko o obecny rząd. Poprzedni też zamykał oczy. Przez 25 lat tzw. demokracji nie wypracowano żadnych mechanizmów reagowania na sytuacje Polaków mieszkających w krajach zagrożenia humanitarnego – mówi Polka.Wobec niefunkcjonowania szpitali państwowych i niedostępności do prywatnej opieki lekarskiej ze względu na cenę, rządy innych krajów zawarły umowy z klinikami, które przyjmują i leczą ich obywateli. Nie tylko obywatele Francji, Włoch, Belgii czy Hiszpanii oraz Węgier ale nawet Ekwadoru, mają w Wenezueli zapewnioną opiekę medyczną zagwarantowaną im przez swoje rządy. Niektóre rządy wydają również stałe comiesięczne zapomogi na dożywianie.
Przypomina, że gdy był kryzys na Ukrainie, Poczta Polska zwolniła od opłat przesyłki żywnościowe. – Może to samo zrobiłaby jeśli chodzi o Wenezuelę? – pyta.
Zbiórkę dla Wenezueli robił Caritas. W czerwcu informował o zebraniu ćwierć miliona złotych.
– – Okazało się, że w 2018 roku na pomoc Polakom w Wenezueli MSZ przeznaczył 2700 dolarów! Co to jest dla ludzi, którzy potrzebują lekarstw i opieki medycznej? Dlaczego w tak minimalny sposób uwzględnia się pomoc Polakom w Wenezueli? – pyta Justyna Zuń-Dalloul."Chciałabym zapytać się MSZ, jak wygląda w tej chwili sytuacja Polonii, naszych rodaków w Wenezueli? Jak wiemy, jest tam bardzo skomplikowana sytuacja, brak wody, prądu, nie działa służba medyczna, brak leków, hiperinflacja. W ogóle naprawdę od strony humanitarnej dramatyczna sytuacja. Z drugiej strony docierają do nas informacje poprzez media elektroniczne, że Polacy tam żyjący czują się osamotnieni, nie czują wsparcia ze strony ambasady. Choć jak twierdzą przedstawiciele innych narodowości, takie wsparcie od swoich placówek otrzymują. W związku z tym chciałabym zapytać, jak wygląda sytuacja? Czy są jakieś plany związane z przekazaniem pomocy również materialnej żyjącej tam Polonii?”. Czytaj więcej
Stowarzyszenie Wspólnota Polska przyznaje, że współpracuje z Polakami w Wenezueli w niewielkim zakresie. – My wspieramy Polaków mieszkających poza granicami poprzez miejscowe organizacje polonijne. W Wenezueli jest jedna, która jeszcze nie do końca jest zarejestrowana. Organizacje polonijne składają do nas wnioski na działalność kulturalną, oświatową, może też być to pomoc charytatywna. Natomiast nie kierujemy pomocy tam, skąd nie mamy wniosku z prośbą o pomoc – mówi Joanna Grabek ze Stowarzyszenia "Wspólnota Polska”.
W ciągu ostatniego roku takiego wniosku nie było: – Ale w wakacje gościliśmy pięcioro dzieci z Wenezueli w ramach pobytu edukacyjnego "Polska jest w tobie" finansowanego ze środków Senatu RP i Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Grupa Polaków walczy teraz o umieszczenie w polonijnej szkole w Warszawie 15-letniego Piotra, który był w te wakacje w Polsce na koloniach pod patronatem prezydenta Dudy "Polska jest w Tobie". Jak słyszę, zachwycił swoim patriotyzmem i umiejętnością wypowiadania się po polsku. Nie chciał wyjeżdżać: – Rozmowy toczone są z Fundacją dla Polonii, która prowadzi średnią szkołę polonijna. Czy coż z tego wyniknie? Na razie bez skutku.
Tu jednak też wyczuwa się rozgoryczenie.
– Stypendia udzielane są dla dzieci ze Wschodu. Okazuje się, że mają 150 miejsc dla dzieci ze Wschodu i ani jednego dla Wenezueli. Prosimy polski rząd o miejsce dla Piotra. Chłopiec mówi po polsku, czyta, pisze. Jest Polakiem urodzonym w Wenezueli, ma polski akt urodzenia, polski pesel – słyszę.
Kim w ogóle są Polacy mieszkający w Wenezueli? Justyna Zuń-Dalloul mówi, że tych urodzonych w Polsce, którzy znaleźli się tu poprzez małżeństwa lub ze wzglęu na prace (jak grupa muzyków, która przyjechała w latach 80-tych), na palcach można policzyć. Większość to potomkowie byłych przymusowych robotników wywiezionych do Niemiec podczas II wojny światowej, którzy po jej zakończeniu wyemigrowali do Wenezueli.
– Jesteśmy w niebezpieczeństwie. Zwłaszcza osoby chronicznie chore. Śmiejemy się, że jest 500 lat za rządami "San Escobaru”, a przecież już się kończy pierwsze ćwierćwiecze XXI wieku – mówi.
*Zdjęcia pochodzą z Wenezueli i przedstawiają tamtejszych demonstrantów.