Doprowadzi do rozwodu i sprawdzi, czy dziecko nie ćpa. Prywatny detektyw mówi o swojej pracy

Rafał Gębura
dziennikarz, autor kanału na YouTube "7 metrów pod ziemią"
Tomasz Wilk to emerytowany wojskowy, który został prywatnym detektywem, by utrzymać wysokie tempo życia. W rozmowie z Rafałem Gęburą z kanału "7 metrów pod ziemią" opowiedział o tym, jak staje się kameleonem. W tym odcinku pojawiły się także pytania od publiczności, która przyglądała się rozmowie. – Czy jest jakieś zlecenie, którego by pan nie przyjął? – pytała uczestniczka.
Tomasz Wilk – prywatny detektyw – opowiedział o swojej pracy na kanale Rafała Gębury "7 metrów pod ziemią" Fot. kadr z kanału "7 metrów pod ziemią"
Jakie zlecenia spływają do ciebie najczęściej? Jakich masz najwięcej?

Najwięcej zleceń dotyczy sfery lojalności małżeńskiej bądź partnerskiej.

Jak wyglądają takie sprawy?

Tego rodzaju sprawy są bardzo skomplikowane. Zarówno z mojej strony, jako detektywa, oraz ze strony klienta. W pierwszej kolejności klient musi przełamać wstyd. Tak, żeby z obcą osobą móc się podzielić przypuszczeniami. W swoich opowieściach musi być jednak skrajnie szczery ze względu na to, że każdy szczegół ma znaczenie.

Bardzo sporadycznie zdarza się, że zleceniodawca okazał się przewrażliwiony i jego przypuszczenia są totalnie wyssane z palca. Zdarzają się też sytuacje skrajne. Załóżmy, że jedna strona będąca w małżeństwie chce się rozwieść.


I szuka powodu?

Tak. Być może taka osoba zaczęła już nowe życie i szuka powodu do rozstania. Czasem takie osoby proszą, by uszyć coś na figuranta.

Czyli na siłę zrobić dowody, które będą świadczyć o rzekomej nielojalności. Zdarzały ci się takie propozycje?

Parę razy rzeczywiście zdarzyło się – może nie wymyślać na siłę – lecz nadinterpretować pewne rzeczy.

Domyślam się, że profesjonalny detektyw nie może sobie na to pozwolić.

Absolutnie nie. To byłby początek końca takiego człowieka. Pomijając fakt, że bardzo często po zakończeniu sprawozdania z wykonanych czynności zdarza się, że taki detektyw występuje w sądzie w charakterze świadka.

Gdyby w takiej sytuacji sąd podważył zeznania tego człowieka, teoretycznie byłby już skończony.

Zastanawiam się, jak zachowują się ludzie w obliczu dowodów, które wskazują, że ich druga połówka nie była wobec nich lojalna? Jak reagują, gdy potwierdzają się ich przypuszczenia?

Różnie, zachowania są bardzo skrajne. Są takie, gdzie druga strona wpada w histerię. Zdarza się, że takie osoby krzyczą, lecz bywają przypadki, gdy ktoś próbuje użyć siły.

Inni ludzie katują się prawdą, która wyszła na jaw. Zebranymi przeze mnie informacjami i zdjęciami, których nie sposób podważyć w żaden sposób. Nie ujawnia jednak tej prawdy przed światem. Dzieje się to z różnych powodów. Mówią, że kredyt hipoteczny wiąże lepiej niż miłość i prawdopodobnie to jest przyczyną.

Zdarza się też, że ludzie zostają ze sobą dla dobra dzieci, zamieniając swoje dalsze życie w piekło.

Wspominałeś na początku, że tych spraw jest zdecydowanie najwięcej. A pozostałe? Czym się jeszcze zajmujesz?

Ze spraw rodzinnych zdarzają się zlecenia weryfikacji towarzystwa, w jakim obraca się dziecko. Czy nie są to przypadkiem ludzie zażywający narkotyki bądź dopalacze.

Czyli mama albo tato dzwoni do ciebie i prosi, żebyś poobserwował syna?

Tak. Te sprawy są trudne, ponieważ jest spora różnica wieku między dziećmi a osobami wykonującymi zlecenie. W związku z tym wejście w środowisko jest dość skomplikowane. Robimy jednak i takie rzeczy.
Czy biznes korzysta z twoich usług?

Tak, bardzo często zdarzają się zlecenia. Z takich "zwykłych" to np. weryfikacja pracownika na zwolnieniu lekarskim. Istnieje ryzyko, że osoba przebywająca zbyt długo na zwolnieniu, gdzieś sobie dorabia.

Czyli to nie jest mit? Niektórzy pracodawcy faktycznie decydują się na to, żeby sprawdzić swojego pracownika?

To nie jest mit. Tak naprawdę to najprostsze rozwiązanie. Koszty utrzymywania takiego pracownika są znacznie większe niż koszty zlecenia takiej usługi. Niestety bardzo często się zdarza, że fakty się potwierdzają. W dodatku najczęściej pracują dla konkurencji.

Tak sobie myślę, że w twojej pracy dużo musisz czekać, obserwować, wtapiać się w tłum. Jakie masz sposoby na to, żeby być niewidocznym? To chyba nie są czasy, w których kryjesz się za rozkładaną gazetą? Jak dzisiaj wygląda praca detektywa? Jak wygląda twoja rzeczywistość?

Wszystko zależy od terenu, w jaki wchodzę. Jeżeli mam szczęście i miejsce znajduje się gdzieś, gdzie mogę spędzić ten czas w samochodzie – mam dobry punkt obserwacyjny, mogę obserwować – to faktycznie wykonuje się tę pracę nieco łatwiej.

Gorzej jest, jeżeli muszę się przemieszczać po ulicy. W takiej sytuacji wiadome jest, że prędzej czy później wzbudzę zainteresowanie. W tych momentach najważniejsza jest rotacja ludzi. Chodzi o to, żeby ci ludzie się zmieniali. Żeby jedna osoba nie była zbyt długo widoczna w tym samym miejscu.

Czyli musisz mieć zmienniczkę albo zmiennika.

Inaczej się nie da. Oczywiście wiele biur detektywistycznych to jednoosobowe działalności gospodarcze, ale bez wejścia w relacje biznesowe z innymi detektywami, człowiek się z tego nie utrzyma.

Nie da się prowadzić skutecznej obserwacji przez osiem godzin. Trzeba mieć zmiennika, on dużo daje. Zmiennik czy nawet partner w czasie obserwacji pozwala na to, żeby przede wszystkim czuć się trochę swobodniej.

Ma dla ciebie znaczenie, czy pracujesz z kobietą czy mężczyzną? Czy jest ci wszystko jedno?

Oj, nie jest mi wszystko jedno. Praca z kobietą jest o wiele lepsza. Już wyjaśniam, para nie wzbudza takich podejrzeń jak dwóch facetów siedzących w samochodzie. Tacy ludzie najczęściej będą kojarzyć się z funkcjonariuszami, którzy prowadzą obserwację. W związku z powyższym, wielu przechodzących przez to miejsce, przypadkowych ludzi, może czuć zagrożenie.

Zawsze jest opcja, wejść do jakiejś restauracji.

Tak, to ułatwia. Przy obserwacji towarzyszącej, kiedy śledzimy bezpośrednio figuranta, praca w parze jest przydatna. W celach operacyjnych para może się np. przytulić po to, by zrobić zdjęcie. Na pewno mniej to podpala niż facet, który wyjmuje aparat i trzaska zdjęcia gdzieś tam w środku.

Domyślam się, że w tym zawodzie nie możesz zbyt wiele opowiadać o sprawach, które prowadziłeś. Być może jednak są takie, które zapadły ci w pamięć z jakiegoś szczególnego powodu i możesz jakoś je przybliżyć?

Bardzo ogólnie. Zdarzyło mi się takie ciekawe zlecenie, oczywiście sprawy małżeńskie. Mąż, nawet nie tyle, że podejrzewał, co wiedział, że jego żona prowadzi podwójne życie. Zaczął od tego, że za żoną jeździli jego koledzy. Podłożył jej nadajnik GPS, obserwował, gdzie się przemieszcza. Mało tego, jeździł w te miejsca za nią. Okazało się, że ta kobieta była na tyle przebiegła, że założyła GPS-a swojemu mężowi. W momencie, gdy sprawdziła, że pojawiał się on w danym miejscu półgodziny, godzinę po tym, kiedy ona tam była, zrozumiała, że jest podkuta. Oddała swój samochód do sprawdzenia, znaleziono GPS-a i tyle.

Pani była bardzo skomplikowana do śledzenia, ze względu na to, że ci koledzy, którzy wcześniej pracowali, wiele rzeczy spalili. Pani po drodze na miejsce spotkania zahaczała o osiedlowe dróżki, po to by sprawdzić, czy ma ogon.

Czyli była świadoma?

Tego, że może mieć ogon, tak. Bardzo specyficzne zachowywali się także na spotkaniach towarzyskich, ponieważ potrafili siedzieć naprzeciwko siebie i ani razu się nie dotknąć. Tak się pilnowali.

Jak długo się tym zajmujesz? Ile to jest lat w twoim przypadku?

Od pięciu lat. Pięć lat temu przeszedłem na emeryturę, a ponieważ nie chciałem zwolnić...

Wyglądasz młodo. Może wyjaśnimy, że byłeś wojskowym.

Tak, służyłem w wojsku, lecz odszedłem na emeryturę, a żeby nie stracić tempa życia zająłem się tym.

Pięć lat. Czego człowiek dowiaduje się o ludziach, pracując w taki sposób? Obserwując ich niemal dzień w dzień? Świat jest popsuty czy nie jest tak źle?

No ja akurat stykam się z tym zepsutym światem. Stykam się z dużą ilością cierpienia. Ci ludzie to przeżywają, to są pewne tragedie. Bez względu na to, jak im jest źle w związku, to są jakieś tragedie. Stykam się z tym. Potem dodatkowo jestem tym złym, który musi przynieść to na tacy. Przynieść te dowody zdrady. Najczęściej są to zdjęcia, ale zdarzają się też filmy.

Czyli nie jest to na co dzień taka przyjemna robota.

Ona ma swoje uroki, głównie ze względu na to, że każda sprawa jest inna, nawet jeśli zdarza się, że dotyczą tego samego tematu. Ta praca ma swoje uroki, wadami oczywiście jest to zło, z którym się w niej spotykamy.

To męczy. Po przekazaniu tej złej informacji jest oczekiwanie na wezwanie z sądu. Najczęściej tak się zdarza, że prędzej czy później ono przyjdzie. Średnio raz w miesiącu jestem w sądzie, żeby zeznawać w jakiejś sprawie. Czasami zdarzają się sprawy świeże z sześciu, ośmiu miesięcy. Ale zdarzają się też takie sprzed dwóch lat, gdzie muszę sobie przypomnieć kto, gdzie i kiedy i z kim był.

Pytania od publiczności

Magda: Czy jest jakieś zlecenie, którego by pan nie przyjął?

Rafał Gębura: Aż żałuję, że sam nie zadałem tego pytania.

Jest wiele takich zleceń. Przede wszystkim nie przyjmuję zleceń, w których zleceniodawca nie przedstawi interesu prawnego.

Rafał Gębura: Co to znaczy?

Zdarzają się telefony, np. "szukam miłości sprzed lat, chciałbym ustalić jej adres". Zazwyczaj odpowiadamy, że skoro nie da się jej znaleźć na Facebooku, to znaczy, że się ukrywa. A jeśli się ukrywa, to widocznie ma jakiś powód. Takiego zlecenia w żaden sposób nie przyjmę.

Nie przyjmę też zlecenia, w którym zleceniodawca wychodzi z założenia: "szukajcie tak długo aż znajdziecie".

Rafał Gębura: Dlaczego? Dlatego, że nie chcesz za dużo pracować czy to o czymś świadczy?

Z punktu widzenia przedsiębiorcy byłoby to w moim interesie, ale nigdy w swojej działalności nie będę szył na kogoś rzeczy, które nie mają miejsca. Nie będę wymyślał faktów, które się nie wydarzyły. Jasne, że można wziąć zdjęcie wyrwane z kontekstu i dorobić do niego piękną historię. Takich rzeczy nie powinno się jednak robić. To złe z etycznego punktu widzenia.

Gosia: Chciałam zapytać, co w sytuacji, w której pan musi poinformować ofiarę – osobę, którą pan śledzi – że pana klient ociera się o przestępczość. Czy zgłasza to pan organom ścigania czy zostawia to pan między klientem a osobą, którą pan śledzi?

Na to pytanie można spojrzeć z dwóch stron. Jeżeli przyjmuję zlecenie, które jest związane z jakimś czynem zabronionym, w przypadku, kiedy służby prowadzą w tej sprawie śledztwo, jestem zmuszony powiadomić ich o tym, jakie czynności będę podejmował. Ten obowiązek nakłada na mnie ustawa.

Zakładając, że dana sprawa nie byłaby prowadzona – np. sprawdzałbym, w jakim środowisku obraca się czyjeś dziecko – i byłbym świadkiem czynu zabronionego, jak każdy obywatel zmuszony jestem do powiadomienia służb. Taki obowiązek ciąży na nas wszystkich.

Rafał Gębura: A jak wygląda praktyka?

To nie jest dobre pytanie (śmiech).

Adrianna: Chciałam prosić pana o podanie jakichś cech wyglądu, które dyskwalifikują kogoś do bycia detektywem. Czy jest taka rzecz? A druga sprawa, czy kreuje pan jakiś wizerunek? Czy do danej sprawy tworzy pan konkretny wygląd?

Jeżeli chodzi o bycie detektywem, to trzeba spełniać obowiązki, które są nałożone w ustawie. W przypadku, gdy badania lekarskie nie wykluczą od prowadzenia działalności detektywistycznej, każdy może zostać detektywem. Nie każdy musi wychodzić w miasto i śledzić. Są ludzie, którzy doskonale radzą sobie w internecie i potrafią powyciągać wiele rzeczy.

Są i tacy, których można po prostu posadzić w samochodzie, gdzie będą siedzieli i obserwowali. Nie muszą się pokazywać. Jeśli ktoś posiada jakieś cechy charakterystyczne, to wiadome jest, że prędzej czy później zostaną one zauważone.

Jeżeli chodzi o mnie samego, to często zmieniam wygląd i znajomi mnie nie rozpoznają. Stąd też nie wygłupiam się i nie wymyślam żadnego zakrywania twarzy i zmiany głosu, ponieważ wiem, że i tak rozpoznany nie będę. A przynajmniej przez większość ludzi.

Kwestia zgolenia brody. To jest moment, a kolejnego dnia wyglądam już zupełnie inaczej. Farbowanie włosów, które zdarza mi się coraz częściej. Zmiana fryzury. Mam zaprzyjaźnioną fryzjerkę, która przyjmie mnie o każdej porze. Jeśli muszę coś zmieniać "na już", jestem w stanie to zrobić.

Ubiór zależy od środowiska, w które wchodzę. Wiadomym jest, że nie mogę odstawać od tych ludzi w żaden sposób – muszę się wtapiać w ten tłum. Dlatego bardzo często wożę ciuchy do przebrania w samochodzie i często je zmieniam.

Piotr: Wspominał pan o trudnych sytuacjach i emocjach, które towarzyszą klientom. W jaki sposób pan sobie z tym radzi? Z reakcją klientów na rzeczy, które musi im pan powiedzieć.

Czasami wystarczy odreagować w gronie znajomych. Był taki okres, że odreagowywałem na sportowo. Teraz po prostu nie mam na to czasu.

Niemniej, zdarzają się rzeczy, które przygniatają mnie na tyle, że muszę wyjechać i odpocząć. Mieszkam na południu Polski, więc do gór mam rzut beretem. I to tam najczęściej jeżdżę, żeby odreagować.