Dowód z wypadku Szydło zniszczony skutecznie. Dane stracono bezpowrotnie
Nie wiadomo, kto konkretnie to zrobił. Nie da rady też przesądzić, czy stało się to przypadkiem, czy celowo. Pewne jest to, że nie da się odzyskać danych z uszkodzonej płyty będącej dowodem w sprawie wypadku rządowej kolumny Beaty Szydło. Taką opinię zaprezentowali biegli na rozprawie przed oświęcimskim sądem.
Prawicowe i narodowe media błyskawicznie wówczas wydały wyrok – okrzyknięto, że nie ma wątpliwości, iż za wypadek winę ponosi młody kierowca czerwonego seicento Sebastian Kościelnik. 21-latek został zatrzymany. Później sąd orzekł, że to zatrzymanie było bezzasadne. Ale proces w sprawie samego wypadku trwa i dziwnych okoliczności przybywa.
Wiosną okazało się, że w tajemniczy sposób zniszczony został jeden z najważniejszych dowodów w sprawie – płyty z nagraniem z kamery monitoringu. Zniszczenie dowodu potwierdziło to biuro prasowe Sądu Okręgowego w Krakowie, który nadzoruje działanie sądu rejonowego w Oświęcimiu, gdzie znajdują się akta całego postępowania.
Stracone bezpowrotnie
– Nie da się odzyskać danych z uszkodzonej płyty będącej dowodem w sprawie wypadku rządowej kolumny Beaty Szydło, do którego doszło w lutym 2017 roku w Oświęcimiu – orzekli w czwartek na rozprawie w Oświęcimiu biegli z Biura Ekspertyz Sądowych z Lublina, którzy zbadali płytę. Jak podaje TVN24, eksperci stwierdzili, że dane zostały utracone bezpowrotnie, a uszkodzenie płyty było mechaniczne.
Prokuratura Okręgowa w Krakowie zapewniała, że przesłała do Sądu Rejonowego w Oświęcimiu wszelkie dowody "nieuszkodzone". Sąd jednak zaprzeczył. W końcu prokuratura zmieniła zdanie i przyznała, że uszkodzenie jednej z płyt zauważono już podczas śledztwa.
Dowód bez znaczenia?
Prokurator okręgowy z Krakowa Rafał Babiński zapewnił jednak, że zniszczony dowód "nie ma żadnego znaczenia dla dalszego sprawy, bo to nagranie nie obejmuje miejsca zdarzenia przejazdu kolumny".
Sprawę uszkodzenia dowodu w sprawie wypadku rządowego pojazdu prowadzi prokuratura w Nowym Sączu. Jak sugerowała "Gazeta Wyborcza", nie przypadkiem to śledztwo trafiło właśnie tam. Dziennik pisał, że na czele tej prokuratury stoi śledczy awansowany przez Zbigniewa Ziobrę, który często uczestniczy w imprezach organizowanych przez polityków PiS i utrzymuje z nimi kontakty towarzyskie.
źródło: tvn24.pl