Egzamin z konstytucji, testy psychiatryczne. Bez tego nie pozwólmy startować w wyborach

Eliza Michalik
publicystka
Bardzo mi się podoba pomysł Wojciecha Maziarskiego, żebyśmy zamiast, jak chce PiS, "regulować” zawód artysty czy dziennikarza, uregulowali najpierw zawód polityka. Zwłaszcza, że ten zawód, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, wydaje się tego naprawdę potrzebować.
Eliza Michalik ma pomysł na "uregulowanie zawodu polityka" Fot. Piotr Skórnicki / AG
Zaczęłabym od liczb. Posłów i senatorów jest o wiele za dużo. Jeśli mające ponad 300 milionów mieszkańców Stany Zjednoczone zadowalają się 435 kongresmenami i setką senatorów, to Polsce, niespełna czterdziestomilionowemu krajowi spokojnie wystarczy połowa obecnej liczby posłów, czyli jakichś 230 (albo nawet mniej). Senat natomiast proponuję zlikwidować całkowicie, ponieważ czas pokazał, że cel dla którego go wymyślono (miała to być "izba mędrców” hamująca zapędy "głupszej” izby niższej i cofająca lub blokująca niemądre ustawy) w naszym systemie politycznym nie ma szans zostać osiągnięty.


Następnie – wprowadźmy ograniczenia w liczbie kadencji. Poseł powinien móc zasiadać w Sejmie powiedzmy maksymalnie 4 kadencji, a później obowiązkowo żegnać się z działalnością polityczną. To zapobiegłoby jak sądzę w dużej mierze traktowaniu polityki i parlamentu z jednej strony jak trampoliny do kariery i metody na ustawienie się na całe życie, a z drugiej oderwaniu się od rzeczywistości i rozleniwieniu, które tak często towarzyszy politykom zasiadającym w parlamencie od dekad. Gnuśnieją do tego stopnia, że zapomnieli już jak wygląda życie, jazda komunikacją miejską czy autem, robienie zakupów i o dziesiątkach innych, prozaicznych rzeczy. To swoisty paradoks – bo to przecież oni ustanawiają regulacje tak ważne dla nas, ludzi właśnie w naszym codziennym życiu i setkach drobnych życiowych kłopotów.

Zbyt mała liczba kadencji także byłaby niedobra, bo do załatwienia niektórych rzeczy rzeczywiście potrzeba czasu, poza tym, tak po ludzku – jeśli poseł wie, że jest tu tylko na chwilkę, a później i tak nie może startować w wyborach, mógłby zwyczajnie nie mieć motywacji, żeby przykładać się do pracy. Kilka czteroletnich kadencji to czas pozwalający coś osiągnąć i na tyle długa perspektywa, żeby było warto się starać, a równocześnie na tyle krótka, żeby myśleć też o życiu poza polityką i o tym, że po powrocie do zawodu, będzie się samemu podlegało regulacjom, które się stworzyło.

Osobiście od dawna sądzę też, a rządy PiS tylko tę moją opinię potwierdziły, że nie powinno się pozwolić kandydować w wyborach nikomu, kto nie zda egzaminu ze znajomości Konstytucji RP, a także testu na inteligencję i testów psychiatrycznych.

Brzmi może zabawnie – ale stanowienie prawa, któremu podlega życie ludzkie, przedsiębiorcy, polityka wewnętrzna, dyplomacja, resorty siłowe, medycyna i gospodarka to zbyt poważna sprawa, żeby ryzykować rządy ludzi z upośledzonym intelektem, szaleńców lub fanatyków.

Gdyby to zależało ode mnie, wprowadziłabym też bardzo restrykcyjną ustawę o lobbingu.
Lobbing owszem tak, musi być dopuszczony, bo sam w sobie nie jest niczym złym, przeciwnie - to bardzo dobrze, że grupy przedsiębiorców zwracają się do polityków o pomoc w załatwianiu swoich spraw (bo w końcu do kogo mają się zwracać?), ale powinien odbywać się absolutnie jawnie. Za udowodnione branie pieniędzy pod stołem lub "załatwianie” z pominięciem prawa powinna być wszczynana procedura utraty urzędu….

Która, na marginesie, jest moim następnym postulatem. Powinny być procedury umożliwiające usunięcia posła, zresztą ministra, sekretarza stanu i premiera, a nawet prezydenta z urzędu, jeśli dopuścił się przestępstwa przeciwko państwu – na przykład złamania Konstytucji lub nadużył uprawnień na państwowym stanowisku.

Żeby natomiast uniknąć sytuacji, że o tym, czy Konstytucję złamano orzekają wprowadzeni w pośpiechu i ze złamaniem prawa koledzy potencjalnie łamiących – wprowadziłabym zasadę, że żaden parlament nie może uchwalać ustaw dotyczących instytucji ważnych dla ustroju państwa dla siebie – to znaczy uchwala je, a z założeniem, że zmiany przezeń wprowadzone zaczną obowiązywać dopiero gdy rozpocznie się kolejna kadencja Sejmu.

W ten sposób eliminuje się albo chociaż znacznie ogranicza pokusę uchwalania prawa pod siebie, dla interesików własnej partii albo pojedynczych ludzi zamiast w interesie kraju.
Tyle na początek, choć zapewniam, że mam też inne, równie fajne pomysły.