PiS potęgą jest i basta! 9 powodów, dla których partii Kaczyńskiego nie spada w sondażach

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Na pierwszy rzut oka trudno to zrozumieć. Tę niewiarygodną odporność na skandal, jak gdyby PiS zaszczepił się na grypę i przy tej okazji na wszystkie afery tego świata. Nic się rządzących nie ima, nic im nie szkodzi. Żadnej erozji poparcia nie widać. Perspektywy przed ekipą Jarosława Kaczyńskiego są wielkie, horyzonty szerokie. A przecież każdy poprzedni gabinet upadłby już milion razy, pod ciężarem niemal każdej kompromitacji, z której tymczasem PiS niezmiennie wychodzi obronną ręką. Jak to możliwe?!
Dlaczego PiS-owi nie spada w sondażach? Fot. Albert Zawada / AG
Otóż, jak się zapewne Państwo spodziewają, nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Ale jest szereg przyczyn, które - zsumowane - pozwalają wytłumaczyć ów fenomen.

Po pierwsze, gotówka do ręki.

Partia sama nam to wyjaśnia, expressis verbis, w swoim programie wyborczym - redystrybucja dóbr na rzecz rodzin wychowujących dzieci jest elementem nowego porządku, który został przez PiS zaprowadzony ze względu na „potrzebę uzyskania trwałego poparcia i - co za tym idzie - stabilności nieustannie atakowanego rządu”. I wcale nie chodzi o to, że PiS wyborców po prostu kupił. Wszak nie wszyscy, którzy dostają pieniądze, głosują na PiS i nie wszyscy sympatycy PiS-u są jednoczesnymi odbiorcami programu 500 plus lub trzynastej emerytury. Tu chodzi o sam fakt dzielenia się pieniędzmi państwowymi, czyli - w społecznym przekonaniu - niczyimi.


Oto nowa ekipa dorwała się do pańskiego stołu, mogła sam zjeść wszystko, ale podkuchenna wyjątkowo i o nas nie zapomniała. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Stąd fraza, którą już Państwo na pewno słyszeli, bo powtarza ją wielu Polaków, niczym nową mądrość ludową: wszyscy politycy to złodzieje, ale ci się przynajmniej dzielą. Jedno zdanie, ale kluczowe dla zrozumienia rzeczywistości. To wcale nie jest wdzięczność wyborców, która prowokowałaby do zrewanżowania się przy urnie hojnemu ugrupowaniu, ale przeświadczenie, że akurat przy tej ekipie można coś skorzystać. Osobiście, bo wcześniejsze korzyści – na przykład z rozwoju infrastrukturalnego kraju - nie były jako takie postrzegane. To banknoty mają magiczną moc.

Po drugie, lustrzane odbicie.

PiS - to śmiała teza, ale zaryzykuję - jest emanacją większości polskiego społeczeństwa. Lwia część z nas jest taka jak PiS. Czyli jaka? Taka, jaką nas widzieli i opisywali Witkacy, Gombrowicz i Mrożek. Kaczyński celowo pobudza w nas złe cechy. Im bardziej prymitywni, zaściankowi i agresywni będziemy, tym lepiej. Poprawności politycznej na pohybel.

Poza tym PiS, zwalczający „pedagogikę wstydu”, uprawianą rzekomo wobec społeczeństwa przez liberalne elity, zachęca naród do obniżania poprzeczki. Już nie trzeba aspirować, można spocząć na laurach przy akompaniamencie disco-polo. Za PiS-u możemy być najgorszą wersją siebie.

Po trzecie, dewaluacja skandalu.

Kiedy wszystko jest aferą, to nic nią nie jest. Nadmiar wrażeń nie przelewa już czary goryczy, tylko alienuje wyborców, wpędza ich w apatię. Nie chcę się denerwować - można usłyszeć od tych, którzy uciekają w prywatność albo udają się na emigrację wewnętrzną. Z jednej strony rezygnacja i wycofanie, z drugiej proces normalizacji tego, co wokół nas. Już nie skandal, tylko standard.

I jeszcze jedno – brak wiedzy. Kiedy autorzy raportu „Cynizm polityczny Polaków” pytali respondentów o to, jakie są najważniejsze afery ostatnich czterech lat, ci wskazali na… ośmiorniczki. I Amber Gold. Co oznacza, że być może afery PiS trafią pod strzechy za pięć lat.

Po czwarte, spolaryzowane społeczeństwo.

Po co był PiS-owi ten „gorszy sort”? Bo jeśli mamy dwa nieufne i wrogie sobie plemiona, to już nie można odpłynąć do innej partii. Polaryzacja przerabia wyborców na wyznawców a poglądy na dogmaty. Na nic rozum, bo to kwestia wiary. Wyznawcy PiS nie uwierzą w żadną krytykę swojego ugrupowania, a żadna afera nie sprowokuje ich do zmiany preferencji politycznych.

Po piąte, kondycja opozycji.

PiS nie ma z kim przegrać. Farmacja Grzegorza Schetyny koncertowo zmarnowała ostatnie cztery lata. Dziś trudno stwierdzić, czym jest Platforma i dokąd podąża. Motywacja największej części jej wyborców nie jest pozytywna, tylko negatywna. Czyli PO sama w sobie niczym ich nie uwiodła, ma tylko największe szanse na odsunięcie od władzy Jarosława Kaczyńskiego, i właśnie dlatego na nią głosują.

Po szóste, nierównowaga szans.

Są błędy własne opozycji i jest kumulacja władzy przez PiS, która jeszcze na razie tylko obniża szansę na wygraną ich konkurentom, ale za chwilę może ją uczynić w ogóle niemożliwą. To jest nieprawdopodobna propaganda mediów publicznych. To jest dostęp do publicznych pieniędzy, za pomocą których buduje się oligarchiczną sieć wsparcia. To jest sojusz z kościołem, który w osobie abp. Stanisława Gądeckiego palcem wskazuje, na kogo głosować nie można, a na kogo należy.

Po siódme, odchylenie wahadła.

Najpierw było przyspieszenie. Stary świat zbankrutował, a w wyniku transformacji ustrojowej i gospodarczej zaczął się - powoli i boleśnie - kształtować nowy porządek. Zmieniała się nie tylko Polska, ale i cały świat. Globalizacja, liberalizacja, rewolucja technologiczna. Może się zakręcić w głowie. A potem pojawia się ochota, by włączyć wsteczny bieg. Już nie doszlusowywać, tylko wrócić w dawne koleiny. PiS proponuje nam taki powrót do przeszłości. To pozwala łagodzić lęki i frustracje. Już nie musimy być w forpoczcie zmian, bez ustanku się modernizować. Wracamy na stare śmieci.

Po ósme, tendencje autorytarne.

Niby wciąż demokracja jest dla nas „najlepszym z możliwych ustrojów”, ale już 40% Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że rządy niedemokratyczne mogą być niekiedy bardziej pożądane niż te demokratyczne. Poglądy jednoznacznie autorytarne ma około 20% z nas. Ale w 2015 roku aż czterem piątym marzyły się rządy silnej ręki („Polsce potrzebny jest ktoś, kto będzie miał dość siły, by zmienić całkowicie nasz system władzy i zaprowadzić nowy, sprawiedliwy ład i porządek”). Dodajmy, że badania przeprowadzone w 1991 roku wykazały, że osoby autorytarne opowiadają się za zamkniętym państwem narodowo-wyznaniowym, wypełniającym funkcje opiekuńcze. Niewiele się od tego czasu zmieniło, a nawet brzmi znajomo, prawda?

Po dziewiąte, siła chama.

Chyba każdy zna to z podwórka albo ze szkoły. Zawsze znajdzie się taki jeden, który - choć zalet mu brakuje - zarządza całym terenem. Bo bezczelność budzi podziw lub respekt. Niektórzy się podporządkowują, inni schodzą z drogi. Jedni i drudzy akceptują prymat chama. PiS też przekracza granice, by pójść jeszcze dalej. Śmieje się nam w twarz. Złapany za rękę, twierdzi, że to nie jego ręka. Głośno i wyraźnie mówi rzeczy, które wcześniej nie miały prawa pojawić się w przestrzeni publicznej.

Wypisz-wymaluj Edek, który całe towarzystwo z „Tanga” wystrychnął na dudka i przemocą zaprowadził własne porządki: „Ale nie bójcie się, byle cicho siedzieć, nie podskakiwać, uważać, co mówię, a będzie wam ze mną dobrze, zobaczycie. Ja jestem swój chłop. I pożartować mogę i zabawić się lubię. Tylko posłuch musi być”. Jarosław Kaczyński tę frazę skrócił do: „Proszę nas popierać, a nie przeszkadzać”. I to już cała smutna historia.