Nienawidzę dzieci swojego partnera. Oto historie kobiet, które zostały macochami

Artykuł promocyjny wydawnictwa Prószyński
Jakie są współczesne macochy? Czy kobieta ma prawo nienawidzić dziecka? Dlaczego rola macochy jest społecznym tematem tabu? Danucie Awolusi, autorce książki „Macoch” przełamującej tabu, udało się namówić na rozmowę koleżankę będącą inspiracją do powieści. Z powodów rodzinnych rozmówczyni pozostanie anonimowa.
Fot. materiały prasowe
Trochę to zabawne. Rozmawiamy incognito, bo ustaliłyśmy, że pozostaniesz anonimowa. Robiłaś już kiedyś coś takiego? (śmiech)
No widzisz. Może bycie macochą to przestępstwo? Ale tak na poważnie, sama rozumiesz, jak to jest. Niefajnie afiszować się z życiem prywatnym, a dotykamy spraw niesamowicie intymnych.

Tak… Pamiętam, że było mi głupio prosić cię o rozmowę. Ale zgodziłaś się!
Miałam wyjście? (śmiech) Nie co dzień stajesz się inspiracją do napisania powieści. I przyznaję, że przekształciłaś moją historię w taki sposób, że raczej nikt nie będzie mnie wytykał palcami.


Uff. Taki przecież był zamiar: wyciągnąć emocje, niekoniecznie opisywać dokładnie to, co się wydarzyło. Ale powiedz mi, jaką ty jesteś macochą?
To może zacznę od tego, że nie jestem macochą.

Nie? (śmiech)
To znaczy tak, ale nie do końca. To, że mój facet ma dzieci, nie oznacza, że zastępuję im matkę. Widuję je czasem w weekendy albo od święta. I tyle.
Danuta AwolusiFot. materiały prasowe
Lubicie się? Macie dobre relacje?
Teraz już tak.

A wcześniej?
Ojjj… Była jazda, przyznaję. Wiesz, wydawało mi się, że dam radę, że tak po prostu w to wejdę. I już. Przecież to tylko dzieciaki, a ja do dzieci nic nie mam! Tylko nie wzięłam pod uwagę, że tu się zderzają dwa światy. Dwie zupełnie różne historie.

Co masz na myśli?
Mój świat – singielki, która szukała miłości. Ich świat, w którym rodzice się rozwiedli, a ojciec znalazł sobie dziewczynę. To wywołało złość, ale przede wszystkim wielki strach. Nie wiedziały, jak do mnie podejść, jak nie zdradzić matki, i – czego mogę się domyślać – jak poukładać wszystko od nowa.

To strasznie duże wyzwania jak dla dzieci.
Żebyś wiedziała! Ale ja tego nie dostrzegłam, w ogóle. Skupiłam się na tym, jak podle się zachowują.

Robiły ci z życia piekło?
Za każdym razem. (śmiech) Bałagan, głupie odzywki, totalny brak dialogu. Mogłam je o coś prosić, a zawsze zostało zrobione na odwrót. Do tego były potwornie obrażalskie, nie chciały podejmować żadnych obowiązków, a kiedy tylko próbowałam ogarnąć ten chaos, biegły z płaczem do ojca.

No właśnie. A on jak sobie z tym radził?
Nie radził. Mieliśmy przez to sporo problemów.

Myślisz, że faceci chowają głowę w piasek?
Myślę, że udają. Udają, że nie potrafią zaradzić sytuacji, żeby się nie pobrudzić, nie wysilać. Dopiero postawienie sprawy na ostrzu noża ocuciło mojego partnera.

Zagroziłaś rozstaniem?
Tak. To sprawiło, że zaczął pomagać, ale to niewiele zmieniło. Dzieciaki pozostały takie same.

I co wtedy zrobiłaś?
Przez jakiś czas myślałam, że oszaleję. Za każdym razem, gdy miały przyjechać na weekend, byłam chora z nieszczęścia. Czasem uciekałam, jechałam do rodziców albo przyjaciół. Aż w pewnym momencie stwierdziłam, że tak być nie może. Sorry, ale to mój dom! I w końcu zaczęłam się zastanawiać, czemu to mnie doprowadza do takich skrajnych stanów. Dlaczego nienawidzę tych dzieci, skoro to TYLKO dzieci.
Chyba trudno tak samodzielnie dojść do takich wniosków.
No jasne, byłam w kiepskim stanie, więc poszłam do terapeuty. Po kilku spotkaniach zaczęłam nieco inaczej patrzeć na sprawę.

Czyli?
Na sesjach bezustannie opowiadałam o dzieciakach. I o moim facecie. Co robią, dlaczego to robią, po co… Terapeuta ciągle zwracał mi uwagę, że w ogóle nie mówię o sobie. O tym, co ja czuję, co widzę, jaka jestem w tych sytuacjach.

I udało się do czegoś dojść?
Tak. W momencie, kiedy zaczęłam skupiać się na sobie, odkryłam, jak bardzo się boję. Bałam się dawać im swój czas, żeby nie poczuć się zdominowaną. Byłam piekielnie zazdrosna o mojego faceta. I równocześnie bałam się, że nigdy nie będę na pierwszym miejscu, zawsze mniej ważna.

I co ci to dało, że to zobaczyłaś?
Zaczęłam odpuszczać. Szukać innych form komunikacji. Nie mówię, że było łatwo, czas też zrobił swoje. Ale ostatecznie udało się wypracować relacje. No i okazało się, że mój facet może kochać i mnie, i dzieci. To jest możliwe, choć wcale nie takie łatwe do zaakceptowania.

Myślisz, że bycie macochą to temat tabu?
No jasne. Uważam, że kobiety zawsze patrzą krzywo na inne, które muszą się zadawać z nie swoimi dziećmi. To raz, a dwa, że macocha ogólnie jest postrzegana jako niewdzięczna rola. Taka kula u nogi, nikt nie ma na to ochoty. No i jeszcze jedno: na serio ciężko się przyznać do nienawiści. Można nienawidzić swojej roboty czy szefa, ale dziecka? Od razu cię napiętnują. Dlatego wolę, abyś mnie nie tagowała ani nie oznaczała.

Okej. Ale było warto? Przechodzić przez to wszystko?
Tak. Raz, że kocham mojego partnera. Nie chciałabym go stracić. A dwa, że nauczyłam się dużo o sobie. Teraz zależy mi na dzieciakach. Nie, żebym im matkowała, ale zaangażowałam się w ich życie. Dałam coś z siebie i widzę, że to działa w dwie strony.

Świetna puenta. W takim razie, czego mogę ci życzyć?
To raczej ja życzę tobie statusu bestsellera. (śmiech) Jestem po lekturze, wciągnęło mnie. Zupełnie, jakbym o sobie czytała. (śmiech)

Przypadek? Nie sądzę! Dzięki za rozmowę.



O książce „Macochy”

Nadia i Anita to skłócone siostry, które jeszcze w dzieciństwie rozdzielił mur wzajemnej niechęci. Są absolutnie różne, ale łączy je pewne wspólne doświadczenie życiowe: ich partnerzy mają dzieci z poprzednich związków.

Zbieg okoliczności, a może przeznaczenie, sprawia, że po latach milczenia obie spotykają się na zajęciach grupy wsparcia, gdzie kobiety będące w podobnej sytuacji mogą porozmawiać o tym, do czego nie wypada głośno się przyznawać: o nienawiści do dziecka „tej pierwszej” i nieradzeniu sobie z rolą macochy.

Nadia i Anita stają w obliczu dramatów i trudnych wyborów, muszą zdobyć się na mnóstwo cierpliwości i dobrej woli. Czy potrafią dać sobie nawzajem wsparcie, czy też zadawnione urazy okażą się ważniejsze od siostrzanej więzi?
Danuta AwolusiFot. materiały prasowe
Danuta Awolusi, rocznik 86` – Ślązaczka, mieszkająca obecnie w Warszawie. Pisarka, autorka tekstów, od kilku lat prowadzi blog recenzencki Książki Zbójeckie. Wokalistka Gospel w warszawskim chórze Soul Connection Gospel Group. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Więcej na stronie www.autorka.danuta-awolusi.com