Jeśli źle znosisz PMS, to wyobraź sobie, że istnieje jeszcze PMDD i może być znacznie gorzej

Aneta Olender
– W moim przypadku PMDD pomylono z dwubiegunówką, bo te objawy pojawiają się i nagle znikają – rozmówczyni naTemat, która woli jednak pozostać anonimowa, przeszła długą drogę zanim dowiedziała się, że to, z czym się zmaga, to nie problemy psychiczne, depresja, a PMDD, czyli przedmiesiączkowe zaburzenia dysforyczne. Zaburzenia, z których zdiagnozowaniem problemy ma także spora część specjalistów.
PMDD objawia się dolegliwościami podobnymi do PMS-u, ale są one o wiele bardziej nasilone. Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta
PMDD czyli przedmiesiączkowe zaburzenia dysforyczne. Choć brzmi jak coś skomplikowanego, oznacza dużo silniejszą postać PMS-u. Tak silną, że zakłóca normalne funkcjonowanie w codziennym życiu. Jednak o PMDD można mówić tylko wtedy, kiedy trudności występują w większości cykli menstruacyjnych w ciągu ostatniego roku.

Należy rozpoznać pięć lub więcej z wymienionych objawów: wahania nastroju np. nagły smutek, płacz, wrażliwość na odrzucenie, napady paniki, drażliwość lub gniew, konflikty interpersonalne, przygnębienie, nastrój depresyjny, poczucie napięcia i niepokoju, zmniejszone zainteresowanie zwykłymi czynnościami, subiektywne trudności z koncentracją uwagi, zmęczenie, poczucie braku energii, objadanie się, zaburzenia snu, poczucie przytłoczenia lub braku kontroli. Do objawów fizycznych należą m.in. tkliwość lub obrzęk piersi, ból stawów lub mięśni, uczucie wzdęcia i przyrost masy ciała.


Katarzyna Nicman terapeutka pracy z ciałem podkreśla, że szczególnie trudne mogą być objawy psychiczne.

– Bywa, że kobiety są naprawdę bardzo wrażliwe. Czasami reagują wyjątkowo silnymi emocjami na jakieś drobne elementy, nieistotne sytuacje. Jest to reakcja niewspółmierna do skali problemu. Poza tym czasami może nawet nic się nie wydarzyć, a osoba np. zaczyna nagle płakać, wybucha złością, czy wpada w panikę. Odczucia są realne. Nie są wymyślone. – wyjaśnia.

Katarzyna Nicman jest założycielką facebookowej grupy wsparcia dla kobiet doświadczających PMS lub PMDD. Grupy, która okazała się wyjątkowo potrzebną, ponieważ informacji o przedmiesiączkowych zaburzeniach dysforycznych nadal jest bardzo niewiele.

– Niewielu jest także lekarzy, którzy faktycznie wiedzą o istnieniu tych zaburzeń i poważnie traktują objawy swoich pacjentek. Tu najczęściej potrzebne jest podejście holistyczne, indywidualnie dobrane do każdej kobiety. Czasem konieczna jest współpraca kilku specjalistów. To byłby ideał – podkreśla.

Katarzyna założyła grupę, by stworzyć przestrzeń, w której kobiety mogą powiedzieć: słuchajcie, czuję się fatalnie i potrzebuję wsparcia. Chciała aby wymieniały się wiedzą i sposobami radzenia sobie z trudnościami. Tematy, które poruszają, dotyczą między innymi leków, diety, ziół, sięgania po wsparcie i troszczenia się o siebie.

– Dzielą się też swoim podejściem do PMS/PMDD. Ja uważam, że pomocne jest nietraktowanie PMS lub PMDD jak wroga. Nie trzeba z nim walczyć, a można przyjąć go w danym momencie jako część siebie, która domaga się uwagi i troski na poziomie fizycznym, psychicznym i duchowym. To nie jest stracony czas, choć czasem jest trudny. To czas, gdy można poznawać siebie. Staje się on źródłem siły i bogactwa – opowiada terapeutka pracy z ciałem.

To właśnie w grupie założonej przez Katarzynę Nicman pomocy szukała także Iwona, która zgodziła się opowiedzieć swoją historię, ale woli pozostać anonimowa.

Jak pani przechodzi PMDD?

Dziś, kiedy wiem z czym mam do czynienia i udało mi się to przepracować, jest dużo łatwiej. Wcześniej wspomagałam się lekami przeciwdepresyjnymi. Poza bólem pleców, mdłościami, pojawiały się u mnie nawracające stany depresyjne, lękliwość, napady płaczu.

W moim przypadku PMDD pomylono z dwubiegunówką, bo te objawy pojawiają się i nagle znikają. Nie byłam świadoma, co tak naprawdę się ze mną dzieje. Mimo błędnej diagnozy leczono mnie tak samo, jak leczy się PMDD, czyli lekami przeciwdepresyjnymi. To jedna z możliwości. Problemem jest przede wszystkim dostęp do lekarzy, którzy orientują się w tym temacie i umieją postawić prawidłowo diagnozę.

Jak to się stało, że wreszcie dowiedziała się pani, co naprawdę się dzieje?

Moja psychoterapeutka obserwując mnie, zwracała uwagę na to, w której jestem fazie cyklu. Najpierw uważałam, że to zbieg okoliczności. Kiedy jednak znowu działo się to w podobnym okresie, to w którymś momencie stwierdziłam, że ok, coś jest na rzeczy.

Diagnoza bardzo mi pomogła. Kiedy wiedziałam, że to jest to, byłam świadoma, że ten stan minie i nie mogę brać tego wszystkiego na poważnie. Pojawiające się czarne myśli, problemy, które wtedy są rozdmuchiwane, nie dotyczą tego, co na zewnątrz. Za chwilę ta sama ja, będę myślała o tym zupełnie inaczej.

Wiedziałam, że lepiej, żebym nie działała w tym czasie, że muszę przeczekać ten moment. Wtedy zobaczę rzeczywistość taką, jaką jest faktycznie. Będę mogła ocenić, czy to, na co tak emocjonalnie reagowałam, rzeczywiście jest problemem.

Ale do czasu, kiedy dowiedziała się pani o diagnozie, musiała pani podejmować decyzje. PMDD utrudniało funkcjonowanie?

Nadal w tych dniach muszę czasami podejmować decyzje, bo tego wymaga życie. To, co mogę odkładam na później. Wcześniej siłowałam się ze sobą. Koniecznie chciałam funkcjonować tak, jak wtedy, gdy czułam się dobrze.

Chciałam od razu rozwiązywać problemy, które widziałam, od razu próbować w pełni wykonywać swoje obowiązki w pracy. Nie udawało się. Dochodziło poczucie porażki, bezsilności, negatywna samoocena. Jeszcze bardziej pogarszało to moje samopoczucie i w końcu czułam się tragicznie, nie mogąc zrobić już prawie nic.
Co jeszcze może pomóc w zmaganiach z PMDD?

Poszłam do dietetyczki, która pomogła mi ustalić odpowiednią dietę. Wytycznych jest sporo. Unikam rzeczy naszpikowanych hormonami, żeby nie zaburzać dodatkowo swoich hormonów. Dieta jest bogata w magnez, w witaminy z grupy B, kwasy tłuszczowe Omega 3. Ograniczam cukier, który wzmaga stany zapalne w naszym organizmie. Niektóre kobiety pomagają sobie także ziołami, co też oczywiście musi być skonsultowane.

Sporo też pracowałam z akceptacją cyklu miesiączkowego. Chodzi o to, aby funkcjonować zgodnie z nim. To też ma wpływ. W społeczeństwie często jest presja, by cały czas być aktywną i efektywną.

Hormony kobiety działają naturalnie w ten sposób, że przed miesiączką i podczas miesiączki kierujemy się trochę do wewnątrz. Jest to czas na takie trochę wyciszenie, zwolnienie, na tyle, na ile jest to oczywiście możliwe. To też czas na zaopiekowanie się sobą, zainteresowanie się swoimi problemami, przyjrzenie się sobie.

Później jest etap wzrostu energetycznego. Kobieta może być wtedy bardziej aktywna, bardziej kreatywna. Największa efektywność przypada w czasie owulacji. Jesteśmy najbardziej nastawione na działanie i warto to wykorzystać. Wykorzystywać swój potencjał.  

PMDD jest jednostką chorobową, ale każda z nas w jakiś sposób czuje cykl miesiączkowy, czuje zmiany. Dziś mamy też bum na antykoncepcję hormonalną. Wiele kobiet traci kontakt ze swoim cyklem.

Nie jestem przeciwniczką antykoncepcji hormonalnej. Czasami jest ona potrzebna. W PMDD też się ją stosuje, bo jest jedną z metod farmakologicznych, które ułatwiają funkcjonowanie.

Tych obszarów, które mogą pomóc i które warto sprawdzić, jest sporo. Istotna może też być psychoterapia, bo trzeba wypracować sobie jakieś mechanizmy dbania o siebie.

PMDD związane jest z zaburzeniami hormonalnymi?

W pewnym sensie tak, ale bardzo często kobiety, które mają PMDD, mają stężenie estrogenów i progesteronu w normie. Chodzi raczej o to, jak na te hormony reaguje organizm, o wrażliwość komórek na nie. Specjaliści doszukują się uwarunkowań genetycznych. Tymi emocjami, które towarzyszą kobietom przed miesiączką można wystraszyć bliskich? Mogą one powodować konflikty?

Ponieważ na początku zdiagnozowano u mnie zaburzenia depresyjne, moja rodzina najpierw do tego się przyzwyczajała. Uczyła się jak z tym żyć. Mimo wszystko łatwiej jest zaakceptować u kogoś depresję, bo więcej się o tym mówi niż o PMDD.

Może dzięki temu miałam łatwiej. W pracy też nie ukrywałam, że mam PMDD. Oczywiście nie wykorzystywałam tego. Nawzajem uczyliśmy się, jak można mnie wesprzeć lub kiedy osoby z mojego bliższego otoczenia powinny się wycofać.

Gdy mam objawy PMDD staram się odizolowywać siebie i swoje emocje od innych. Zdaję sobie sprawę z ich siły. Nie każdy jest w stanie je przyjąć, nie wszędzie jest na to miejsce np. w pracy. Nie udaje się to całkowicie, bo niektóre osoby wyczuwają mój zły stan.

Mimo wszystko jestem w stanie jakoś pracować i nie przerazić bliskich mi osób swoim cierpieniem. Gdy jestem sama płaczę i krzyczę z bólu psychicznego. Czasem potrzebuję napisać coś na grupie na Facebooku lub pójść na sesję wsparciową do psychoterapeutki. Potrzebuję wtedy zrozumienia i motywacji, by to wytrzymać.

Taka próba ochrony innych przed sobą chyba też nie jest czymś łatwym. Wymaga wiele wysiłku?

To jest bardzo trudne. Trzeba wykonać swoje podstawowe obowiązki i oddzielić się od emocji, po to, aby przez kilka godzin normalnie funkcjonować w pracy. Niektóre kobiety mają tak silne objawy, że tego też nie są w stanie zrobić.

Odizolowywanie się od bliskich osób powoduje, że nie mogę dostać od nich wsparcia. Wszystko ma swoje plusy i minusy. O wsparcie proszę osoby, które mniej znam.

Dziś jest pani łatwiej, bo ma pani świadomość, z czego to wynika, ale chyba gdzieś z tyłu głowy jest myślę, że owszem, to minie, ale za miesiąc będzie tak samo?

Wiem, że to się skończy, ale wiem też, że wróci. Jednak nie każdy okres przed miesiączką jest bardzo trudny. Zdarzają się miesiące, kiedy przechodzę to łagodniej. Obserwuję siebie. Zwracam uwagę na to, czy są jakieś pierwsze objawy, które pozwolą mi szybciej zareagować i zminimalizować dolegliwości. Zastanawiam się czy może jestem przemęczona, czy powinnam lepiej jeść, czy może potrzebuję więcej aktywności.

Ile mogą trwać te trudne dni?

Wszystko zaczyna się po owulacji, ale nie ma reguły ile będzie trwało. Może to być 10 dni przed miesiączką, tydzień, 5 dni... To, co jest jednak charakterystyczne, to to, że objawy znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w pierwszych dniach krwawienia. Najczęściej pierwszego dnia.

Więc jeżeli kobieta stwierdzi, że ma stany dysforyczne w trakcie miesiączki, bo niektóre kobiety tak mają, to nie jest to PMDD. Tym też trzeba się zająć i to jest bardzo ważne, ale to nie jest ani PMS, ani PMDD.

Chciałabym, by coraz więcej mówiło się o PMDD, by kobiety, które go doświadczają mogły dostać pomoc i zrozumienie.