Przez lata wstydziłyśmy się o nim mówić. Kupowanie podpasek w sklepie było udręką, a w pracy wolałyśmy umierać z bólu, niż poprosić o dzień wolny. Dziś to się zmienia – okres przestaje być tabu. Ba, w "miesiączkowe tematy" włączani są również mężczyźni i to od najmłodszych lat. O tę okresową edukację w Polsce dbają Kamila Raczyńska-Chomyn i Basia Pietruszczak, które wspólnie prowadzą popularny fanpejdż Pani Miesiączka. To dzięki nim okres zaczyna być traktowany poważnie.
Zrobiłyście fanpejdż o… miesiączce. Dość ryzykowny pomysł. Dlaczego właśnie okres?
Kamila: Zaczęłam prowadzić fanpejdż sama pod koniec 2017 roku i w ogóle się nie spodziewałam, że tak się rozrośnie! Zawsze uważałam, że o miesiączce powinno się mówić poważnie (i mówić w ogóle), ale w tamtym momencie potrzebowałam lekkiej i na poły żartobliwej dziewczyńskiej narracji o miesiączce, która będzie edukować i oswajać fizjologię jednocześnie. Takiej w stylu "wszystkie tam byłyśmy, wszystkie to znamy, wszystkie przeżyliśmy te miesiączkowe fuckupy".
Od początku robiłam też, co w mojej mocy, żeby nawet w krótkich zdaniach przekazywać podstawowe merytoryczne treści, chociażby takie, że szyjka macicy jest w różnym położeniu zależnie od momentu cyklu itp. Miałam bowiem poczucie, że w Polsce nie za bardzo się o tym mówi i że nie znamy innych aspektów miesiączki, niż tylko krew i ewentualnie ból.
A skąd nazwa? Bo muszę przyznać, że jest doskonała. Miesiączka to prawdziwa pani na włościach, bardzo autorytarna (śmiech).
Kamila: Nazwa wzięła się stąd, że w domu z mężem od zawsze mówimy tak na moją miesiączkę. On zawsze nazywał ją w ten sposób – z czułością i na żarty. Kiedy widział, że ubrałam się w jakiś konkretny sposób (luźne, workowate rzeczy wygodne dla brzucha), mówił: "o, widzę, że pani miesiączka nas odwiedziła" albo "o, wzięliśmy panią miesiączkę w podróż poślubną". Bo jakżeby inaczej (śmiech).
Nagle okazało się, że Pani Miesiączka staje się popularna.
Kamila: To wszystko zaczęło się rozrastać i nie miałam już sił ani zasobów na prowadzenie fanpejdża sama. Skupiłam się bowiem na pracy przy moim projekcie Dobre Ciało i w gabinecie osteopatii uroginekologicznej. Wiedziałam więc, że jeśli nie zaproszę kogoś do pomocy, to Pani Miesiączka będzie miała przedwczesną menopauzę i się skończy! (śmiech). Zaprosiłam Basię, która dołączyła w maju tego roku i to był strzał w dziesiątkę. Pani Miesiączka odrodziła się i ruszyła z kopyta.
Basia: Dla mnie to było wspaniałe, że mogłam dołączyć do Pani Miesiączki i robić swoje. Wcześniej zaczęłam pisać o miesiączce do "Wysokich Obcasów", jednak cały czas nie czułam, żeby ten temat się skończył. Im więcej wiedziałam, tym widziałam więcej rzeczy, o których chciałam napisać.
Momentami byłam sfrustrowana, bo miałam świadomość, że nie mogę proponować redakcji tylko tematów związanych z okresem. A bardzo chciałam. (śmiech) Więc kiedy dogadałyśmy z Kamilą – znamy się od kilku lat – która zgodziła się oddać mi część swojej przestrzeni, poczułam wielką ulgę. W końcu miałam gdzie się wyżyć. (śmiech)
W ogóle nagle zrobił się wielki boom na mówienie o okresie, tabu zaczyna odchodzić w niepamięć. Film o okresie "Okresowa rewolucja" nawet dostał w tym roku Oscara, co jeszcze niedawno było zupełnie nie do pomyślenia! Czemu zaczęliśmy mówić o menstruacji?
Basia: To był szereg zmian. Od dawna mieliśmy w Polsce Natalię Miłuńską, która pracowała z miesiączką, natomiast to był temat, z którym ciągle trudno było się przebić do szerszej publiczności. Moim zdaniem dużo tu zrobiły "Wysokie Obcasy" ze swoją miesiączkową okładką w 2016 roku…
Kamila: To był zresztą Twój artykuł.
Basia: Tak. Dla mnie ta okładka to był przełom.
Pamiętam tę okładkę. Brokatowa czerwień na białych majtkach. To był szok, dużo się o tym mówiło.
Basia: Bardzo dużo, zaczęło się dziać. O miesiączce zaczęło się mówić chociażby z powodu podatków miesiączkowych – w niektórych krajach tampony i podpaski są określane mianem towarów luksusowych i są opodatkowane, tak samo jak kawior czy trufle. To zaczęło bardzo burzyć krew (sic!) kobiet na całym świecie. Sama administracja Trumpa dużo w tym temacie zrobiła, bo niechcący pobudziła ruchy kobiece.
Kamila: Ja się pobeczałam ze wzruszenia! I podczas seansu, i na wiadomość, że „Okresowa rewolucja” dostała Oscara.
Basia: Te ostatnie lata to zresztą w ogóle były lata kobiet. Kobiety odzyskują głos, nadają go sobie na nowo. Zaczynają rozumieć, że nie mogą mówić o sobie i o własnych prawach, pomijając własne ciało. Ciało konstytuuje przecież to, kim jesteśmy i w jaki sposób żyjemy. Te ostatnie rewolucyjne ruchy pokazują, że nie można przemilczeć cielesnych aspektów życia człowieka. A miesiączka przecież jednym z tych aspektów jest.
Czyli tabu się kruszy. Ale nadal jest co robić, prawda? Chociażby w Polsce.
Kamila: Oj, jest. Baśka ma bardziej globalny ogląd, ja mam bardziej mikrospojrzenie, bo pracuję w gabinecie z kobietami. Najczęściej przychodzą one do nas z powodu bólu w miednicy, a te z kolei są powodowane między innymi bolesnymi miesiączkami.
Miałyśmy ostatnio pacjentkę, która przyjechała do nas 150 kilometrów w jedną stronę na 40-minutową konsultację z osteopatką uroginekologiczną i godzinną konsultację ze mną. 10 lat temu zdiagnozowano u niej endometriozę (jak większość kobiet w Polsce, czekała na diagnozę około 5 lat).
Bóle są u niej tak silne, że podczas miesiączki musi jechać na SOR, żeby dostać zastrzyk przeciwbólowy. Nie może pracować, bo nie jest w stanie, traci czucie w nogach z powodu promieniującego z miednicy bólu. Zła diagnoza sprawiła, że lekarze zrobili jej zupełnie niepotrzebną operację kręgosłupa w odcinku lędźwiowym.
Jak wcześniej lekarze zareagowali na to, że miała tak silne bóle, że w najlepszym wypadku była na lekach na receptę, a w najgorszym jeździła na SOR? „Jak pani urodzi dziecko, to pani przejdzie”, „wszystkie kobiety boli miesiączka, tylko pani się nad sobą użala”, “widać taka pani uroda” – to jej mówili.
Koszmar.
Kamila: Ja takie historie słyszę w gabinecie co tydzień. Widzę, jak ten ból jest deprecjonowany, jak kobiety podczas miesiączki są traktowane przez niedowierzających lekarzy i jak to się wszystko kończy.
Dla przykładu – wiele naszych klientek jest wprowadzonych sztucznie w menopauzę w nadziei, że zmniejszy to ich ból. Czasem się udaje, czasem nie, ale one już nie zajdą w ciążę, a mówimy o 20-, 30-parolatkach.
Basia: To pokazuje prawdziwe skutki tego, że nie mówi się o miesiączce. Mówimy o czymś, co jest częścią ludzkiego życia, a cały czas jest to bagatelizowane.
Ja i moje koleżanki wstydziłyśmy się kiedyś rozmawiać o okresie. Teraz ten wstyd znika. Ostatnio w toalecie publicznej jedna dziewczyna krzyknęła ze swojej kabiny: „hej, czy któraś z was ma może podpaskę, bo zapomniałam?”. To było bardzo spoko. Myślicie, że to otwarcie się kobiet na okres może sprawić, że miesiączkowe problemy zacznie się traktować poważnie w sferze politycznej i społecznej?
Kamila: Ja myślę, że tak. Kiedy kobiety zaczynają ze sobą rozmawiać o okresie, zaczynają wymieniać się wiedzą. Bo nie masz porównania: raczej nie zobaczysz innej zakrwawionej podpaski, niż twoja własna, a w gabinecie ginekologicznym nie pokazują ci plansz z ilustracjami, które uświadomią ci, ile to jest normalna ilość krwi, a gdzie zaczyna się np. miesiączka krwotoczna.
W prowadzonej przeze mnie tajnej, dziewczyńskiej grupie na FB „Girl Gang Dobre Ciało” dziewczyny czasem pytają, czy to normalne ile krwawią, albo opisują, jak się zabezpieczają na noc (kubeczek menstruacyjny, podpaska, podkład medyczny na łóżko) i czasem dopiero podczas takiej rozmowy, dowiadują się, że ich miesiączka jest krwotoczna i niepotrzebnie się męczą! Więc naprawdę nie wiesz, jak miesiączkują inne kobiety, bo nie zaglądasz komuś w majtki, to musi wyjść w rozmowie. A wyjdzie, gdy obalimy miesiączkowe tabu.
Czyli musimy rozmawiać o okresie, bo dzięki temu wiemy z czym to wszystko się je?
Kamila: Tak, rozmawianie o okresie jest niezwykle ważne, choć chcę podkreślić, że rozumiem, że to bywa trudne i nie lubię tonu pt. “coś musimy”. Po pierwsze, rozmawiając zyskujesz wiedzę. Ja w gabinecie ginekologicznym nigdy nie zostałam zapytana o kolor krwi, o to, czy są w niej skrzepy, ani czy moje miesiączki są bolesne. A konsystencja czy zapach krwi są ważne i powinny być analizowane, tak jak w przypadku każdej inny wydzieliny ciała. Ale o to nikt nie pyta, więc z reguły nie wiesz, co jest normą, podczas gdy np. gastrolog wypyta cię o stolec, a urolog o mikcję i to bardzo dokładnie.
Po drugie, dziewczyny podkreślają, że zyskały większą pewność siebie. Mają poczucie, że bycie asertywną w gabinecie nie jest już ich “widzimisię”. Teraz zyskały narzędzia, dzięki którym mogą powiedzieć: „ale ja wiem, jakie badania mi się należą, panie doktorze”. Wiedzą, że coś wcale nie jest kwestią ich “urody”, że „to wcale po porodzie nie przejdzie”.
Wcześniej mogły nie mieć siły przebicia w gabinecie, ale teraz naczytały się tyle postów, że są w stanie powiedzieć: „My chcemy konkretnych badań!”. Poza tym polecamy sobie dobrych, sprawdzonych i empatycznych lekarzy. Jak powiedziała Basia, to już jest masa krytyczna. Młodsze kobiety mają teraz większą siłę przebicia i mogą ustanowić nowe standardy edukacji miesiączkowej w gabinecie i poza nim.
Świetne jest też to, że na Pani Miesiączce z jednej strony pokazujecie, że miesiączka jest czymś całkowicie naturalnym i nie musimy się jej wstydzić, ale z drugiej strony uświadamiacie, że musimy dawać sobie przyzwolenie na ból i nie musimy się już nikomu tłumaczyć, że cierpimy.
Basia: Tak. Przez wiele lat standardem bycia kobietą w miejscu pracy było dorównanie mężczyźnie. Wbijałyśmy się w męski rytm. To było całkowite zaprzeczenie kobiecej natury. Negowałyśmy nasze miesiączki, a one potrafiły być straszne. Musiałyśmy jednak to wyprzeć, zacisnąć zęby – bycie kobietą w naszej kulturze to jest generalnie zaciskanie zębów – żeby się w pracy utrzymać i nie słuchać nieprzyjemnych komentarzy.
Wydaje mi się, że dopiero teraz dochodzimy do momentu, w którym zaczynamy szanować nasz kobiecy rytm, czyli to, że działamy wokół cyklu menstruacyjnego, który oddziałuje na nasze codzienne życie. Przebrała się miarka. Wiele kobiet powiedziało: „no nie, nie będę udawać przed światem, że nic się dzieje i że wszystko jest w porządku, nie będę zaciskać zębów”.
To jest właśnie przykre. Spotyka nas coś bardzo bolesnego, a musimy udawać, że jest ok i nie możemy się tym naszym bólem podzielić, bo zostaniemy źle ocenione oraz zawstydzone. To sprawia, że nie możemy być sobą, musimy docinać się do formy, której wymaga od nas społeczeństwo. To nas zaczyna w końcu męczyć.
Chcemy społecznej miesiączkowej zmiany, ale nie jest ona możliwa bez mężczyzn, prawda? Jak możemy ich włączyć w tą okresową rewolucję?
Kamila: Jako była nauczycielka wychowania do życia w rodzinie kładę nacisk na edukację chłopców w tym zakresie. Bardzo ważne jest codzienne, niewymuszone tłumaczenie fizjologii. Jak zacząć? Od małego - życie rodzica małego dziecka wygląda tak, że robisz przy nim wszystko: siku, kupę i zmieniasz podpaskę. Kiedy dziecko – czy to dziewczynka, czy chłopiec – które ma około półtora roku, dwóch lat, pyta cię: "mama, a co to?", masz możliwość powiedzieć mu, że to jest krew, że to jest normalne i nie boli, bo krew nie zawsze oznacza ranę.
Ostatnio rezolutna trzyletnia córka mojej serdecznej koleżanki powiedziała do niej w toalecie “twoja cipka czeka, żeby urodziła się z niej krew”i była tym bardzo podekscytowana, zero traumy, ani obrzydzenia. Inna dziewczynka opowiada, że nie może się doczekać aż będzie dorosła i będzie miała okres, bo wszystkie podpaski i tampony kupi sobie wtedy "księżniczkowe", czyli różowe. Jest szansa, że te dziewczynki wyrosną na nastolatki oraz kobiety świadome swojego ciała i lubiące własną fizjologię, dzięki ich mądrym mamom.
Jeśli temat miesiączki jest obecny w domu małego chłopca, jak każdy inny temat i wrzuca się przy nim podpaski do koszyka w sklepie, to ciężko mi sobie wyobrazić, że mając lat -naście, on nagle będzie oburzony czy zdeprymowany tym, że jego dziewczyna ma miesiączkę. Zaczęłabym więc od podstaw.
Basia: Tak, bardzo ważne jest włączenie chłopców w edukację miesiączkową i seksualną. Nie może być nadal tak, że w szkole lekcje o układzie rozrodczym są przeprowadzane oddzielnie dla dziewczynek, a oddzielnie dla chłopców.
Tak jak mówiła Kamila, najważniejsze jest jednak to doświadczenie, które chłopcy wynoszą z domu: mają mamy, mają siostry i jeżeli to one będą im przekazywać tę informację, to będzie to kolosalna społeczna zmiana. Oczywiście ważne jest też to, jak one będą im tę wiedzę przekazywać, jaki obraz miesiączkującej kobiety będzie miał ten mężczyzna. Bo nadal istnieją kulturowe przesądy i stereotypy dotyczące miesiączki, które są krzywdzące dla kobiet i budują dziwny wizerunek miesiączki.
Tak, ale niestety większość współczesnych dorosłych mężczyzn nie została w dzieciństwie oswojona z okresem.
Kamila: Tak, w wielu domach nie było edukacji seksualnej czy menstruacyjnej. Ważna jest więc rozmowa o cyklu, nie tylko o miesiączce.
Warto, żeby partner wiedział, że jeśli nie jestem na antykoncepcji hormonalnej, to jestem cykliczna, a to oznacza, że w pierwszej fazie cyklu czuję się tak, podczas owulacji można zaobserwować u mnie zmianę, a potem mam zniżkę nastroju i samopoczucia fizycznego, bo zbliża się miesiączka i będę się czuła jeszcze inaczej (celowo nie piszę dokładnie jak, bo kobiety mogą czuć się zupełnie różnie w różnych momentach cyklu i warto się swojego “wzorca” nauczyć).
Myślę, że mówienie o tym, jako o powtarzalnej i zrozumiałej dla nas cykliczności jest kluczowe, a my możemy ułatwić sobie życie, idąc z tą cyklicznością pod rękę. Bo wiemy wtedy, że np. lepiej nie wybierać się na trekking po górach w sierpniu, kiedy będę miała pierwszy dzień miesiączki.
A jeśli nie chcemy rozmawiać o tym z partnerem?
Kamila: Myślę, że to zależy od pary, tak jak to, czy zamyka się drzwi podczas korzystania z ubikacji i czy mężczyzna ma towarzyszyć nam w porodzie. Nie wyobrażam sobie zmuszania partnera do oglądania mojej krwi menstruacyjnej, jeśli to go obrzydza lub przeraża. Każdy ma swoje granice gdzie indziej.
Edukacja w kontekście samego cyklu i wyabstrahowanie tego z kontekstu płodności jest dla mnie jednak kluczem do zrozumienia cyklu i miesiączki przez mężczyzn. Oprócz partnerów są jeszcze są zresztą inni mężczyźni: szefowie, koledzy w pracy. Oni też powinni mieć wiedzę na temat cyklu, skoro pracują z kobietami.
Właśnie. Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która powiedziała, że przy bolesnych okresach zaczęła mówić szefowi, że przeprasza, ale ma miesiączkę, bardzo boli ją brzuch i chciałaby pracować zdalnie. I jej szef, mężczyzna, to rozumie, chociaż za pierwszym razem wydawał się lekko spanikowany (śmiech).
Basia: Super, że ma miejsce pracy, w którym jest to możliwe. Praca powinna być tak elastyczna, żeby dostosować ją do swoich potrzeb. Podczas okresu powinno się mieć większy komfort i móc pracować w odpowiedni dla siebie sposób, po co umierać na krześle przy biurku?
Kiedy kobieta zwalnia tempo podczas okresu, świat się nie zawala, nikt nie umiera, a to, co miało być zrobione, jest zrobione. Musimy to sobie uświadomić. A cały czas pokutuje jeszcze w wielu miejscach przekonanie, że kobieta w trakcie okresu jest czarownicą, która jest cała wypełniona emocjami i nie jest w stanie wypełniać swoich zadań tak dobrze, jak mężczyzna.
Kamila: Kiedyś przeglądałam tweety jakiejś dziewczyny z USA, która opisywała oburzenie swoje szefa, który myślał, że wkładając tampon podczas miesiączki, kobiety…. odczuwają przyjemność seksualną. Czyli idą do toalety w pracy, żeby się masturbować. Bo przecież gdyby nie było przyjemnie, to używałybyśmy podpasek, prawda?
Ten szef był absolutnie oburzony również pomysłem darmowych tamponów w toaletach. Jak stwierdził, mężczyznom przecież nikt nie daje darmowych gadżetów erotycznych, więc powinnyśmy puknąć się w głowę. Jeśli nie miało się edukacji menstruacyjnej w domu, naprawdę można myśleć o okresie wiele dziwnych rzeczy.
Czyli mamy same uczyć mężczyzn o okresie?
Basia: Trzeba pamiętać, że włączenie wszystkich mężczyzn w edukację miesiączkową jest bardzo istotne, ale ważne jest też to, żeby kobieta zachowywała się w obrębie swojego życia w sposób, jaki jest dla niej dobry. Nikt nie wymaga teraz od nas, żeby biegać z okresem na sztandarem i mówić wszystkim w pracy, że mamy miesiączkę.
Kamila: Ja uważam, że, kurczę, nie jestem od tego, żeby wszystkich kolegów w pracy edukować, bo to nie jest moja rola! . Mogę ich odesłać do źródeł, chociażby na fanpejdż Pani Miesiączki, nie muszą się przebijać przez trudną feministyczną literaturę. Gdybym była bardziej złośliwa, to bym ich odesłała z powrotem na lekcje biologii.
Bardziej wierzę w modelowanie czegoś swoim zachowaniem, niż w wychowywanie obcych mężczyzn. Mój feminizm nie polega na tym, że mam zajmować się i zaniedbaniami przez system kobietami, i jeszcze pochylać się nad "tymi biednymi mężczyznami", żeby nie poczuli przypadkiem, że jestem "złą feministką". Ale to tylko moje zdanie, Basia jest znacznie przyjemniejszą osobą, niż ja (śmiech).
Basia: Generalnie są mężczyźni, którzy nadal mało co wiedzą o okresie i bardzo stereotypowo traktują miesiączkę. Rzucają chociażby takimi denerwującymi uwagami, jak: "zachowujesz się, jakbyś miała okres". Ale są też faceci, którzy mają empatię do miesiączki – nie wiem ilu, bo niestety nikt tego nie mierzy, a szkoda (śmiech). Potrafią być nawet o wiele bardziej empatyczni i współczujący, niż inne kobiety.
Kamila: Może bez przesady. Chociaż kiedyś moja mama mówiła, że woli chodzić do mężczyzn ginekologów, bo oni badają delikatniej, niż ginekolożki. Nie wiedzą, jakie to uczucie, kiedy ktoś ci wkłada palec do pochwy, więc robią to subtelniej. Według mojej mamy kobieta robiła to często na zasadzie: "o już bez przesady, co się pani maże".
Nie chciało mi się w to wierzyć, do momentu, kiedy wylądowałam u ginekolożki na NFZ, jakieś 20 lat temu, z mocno rozhulanym stanem zapalnym jajników. Podczas badania bolało mnie tak bardzo, że jej to powiedziałam. Ona odpowiedziała, a pamiętam to do dziś: „u lekarza nie ma być przyjemnie, to z chłopakiem jest przyjemnie”.
Nigdy żaden mężczyzna ginekolog nie pozwoliłby sobie na taką uwagę, bo to zahaczyłoby już o molestowanie seksualne. U niej to nie było molestowanie, to było zachowanie w stylu: "przestań się mazać, głupia dziewucho, ja też mam pochwę i wiem, że to nie boli". Dziś wiedziałabym jak zareagować, wtedy się nie broniłam i płacę za to bólem podczas co drugiej owulacji do dziś.
To jeszcze charakterystyczne dla starego pokolenia, prawda? Które nie mówiło o okresie, bo o tym się po prostu nie mówiło.
Kamila: Tak, teraz nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś takiego przydarzyło mi się w gabinecie. Ale myślę sobie, że jestem (niestety) uprzywilejowana, bo chodzę do płatnych ginekologów i być może robię od razu wrażenie osoby, która zna się trochę na własnym ciele, wie, co jest normą, a co nie i jest przygotowana do wizyty. Ale wyobrażam sobie, że wiele kobiet może mieć znacznie mniej miłe doświadczenia.
Dlatego obu nam zależy na szerzeniu rzetelnej wiedzy o zdrowiu menstruacyjnym i zachęcaniu - nie wstydźmy się miesiączki! To w końcu, między innymi, dzięki niej w ogóle istnieje gatunek ludzki.