Po jego debiucie do wydawnictwa pukali żandarmi i prokurator. Były oficer WSI znów chwycił za pióro

Bartosz Świderski
Debiutancka książka "Kontakt. Polskie specsłużby w Afganistanie" ściągnęła do jego mieszkania oraz współpracującego z nim Wydawnictwa Bellona funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej z nakazem przeszukania. Prokuratura żądała zaś wydania wszelkich materiałów z pracy nad ów publikacją. Autor nie złożył jednak broni. Tym razem zdradza kulisy działania służb w "Hajlajf".
Na polski rynek trafia "Hajlajf", druga książka Kafira, byłego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), a następnie Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), ukrywającego swoją tożsamość za pseudonimem MON / Wikimedia Commons
Reklamowana hasłem "Czysta prawda o brudnej służbie" powieść to kolejny popis twórczości byłego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), a następnie Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), ukrywającego swoją tożsamość za pseudonimem Kafir. Tak też podpisał swoją pierwszą skandalizującą książkę o polskich specsłużbach w Afganistanie.
"Kontakt. Polskie specsłużby w Afganistanie", debiutancka książka Kafira, wywołała reakcję służb państwowych. "Hajlajf", kolejna powieść byłego oficera WSI. została wydana 16 października tego rokuWydawnictwo Bellona
Hermetyczny i pełen niebezpieczeństw świat, w którym na co dzień obracają się agenci i ich informatorzy, "Hajlajf" przedstawia oczami Radosława Sztylca, młodego oficera Wojska Polskiego, który dostaje szanse zrobienia kariery w jednostce kontrwywiadu WSI. Bohater trafia pod skrzydła tej polskiej służby, która owiana złą sławą została rozwiązana w 2006 roku.

W nowej pracy oficer wojskowych służb specjalnych musi nie tylko grać w kotka i myszkę z innymi agentami po obu stronach Oceanu Atlantyckiego, czy użerać się z wojskowym "betonem" i dwulicowymi "kolegami" z Firmy. Przyjdzie mu również wrócić do nierozwiązanej w przeszłości zbrodni, której sprawca ma mieć dostęp do tajemnic PRL-owskich służb.
Kafir, Łukasz Maziewski
Fragment książki "Hajlajf", Wydawnictwo Bellona

Była naga od pasa w górę. Martwa i biała. Chyba cała krew, jaką miała w ciele, spłynęła na wycieraczkę pod jej nogami. Była też na szybach, klamkach i chyba nawet zagłówkach. Nad lewą piersią miała głęboką ranę, ale więcej krwi wypłynęło z jej rozciętego gardła. Rozchlastanego, rozerżniętego tak okropnie, że było to aż groteskowe.

"Hajlajfu", książki zrodzonej ze współpracy Kafira i dziennikarza Łukasza Maziewskiego, nie sposób łatwo zaszufladkować gatunkowo. Powieści najbliżej oczywiście do historii szpiegowskich, w których intrygi mnożą się w tempie iście ekspresowym, a twardzi, głównie męscy bohaterowie prześcigają się w tym, kto kogo ogra i czyje będzie na wierzchu.

W swojej najnowszej książce były funkcjonariusz służb wojskowych sięga po motywy znane z najkrwawszych kryminałów. W pierwszym rozdziale powieści (czasy, gdy Sztylc służy jeszcze jako żołnierz batalionu rozpoznawczego na poligonie w Orzyszu) serwuje bestialski mord, by później pociągnąć ten wątek, zmieniając go w pościg za sadystycznym seryjnym zabójcą.
Kafir i Łukasz Maziewski, autorzy książki "Hajlajf"Fot.: Zuzanna Szamocka / Wydawnictwo Bellona
Pikanterii misji zdemaskowania psychopaty w mundurze dodaje międzynarodowe tło sprawy. Tajniacy z Polski muszą nie tylko przerwać pasmo zbrodni, ale także przejąć będące w posiadaniu rodziny podejrzanego teczki z kwitami i hakami na tajnych współpracowników, zanim łapę położą na nich zainteresowane tym łakomym kąskiem światowe agencje, w tym CIA.
Kafir, Łukasz Maziewski
Fragment książki "Hajlajf", Wydawnictwo Bellona

Sytuacja była patowa. Służby niby sobie ufały, niby współpracowały, ale tak na wszelki wypadek za mordy się trzymały. [..] Ta jedna fotografia, zdobyta dzięki przytomności umysłu Sztylca, sprawiała, że CIA było na łasce i niełasce Polaków. Oczywiście była to sytuacja komfortowa... ale tylko pozornie, bo Centralna Agencja Wywiadowcza nie lubiła być na łasce i niełasce.

Nie ma co się oszukiwać – "Hajlajf" to nie jest lektura dla grzecznych chłopców. Postacie klną jak szewc, nie wylewają za kołnierz (delikatnie mówiąc, choć do Białorusinów jeszcze trochę im brakuje) i mają swoje za uszami, choć nie można powiedzieć o nich, że są bandą zdemoralizowanych trepów, którzy nie kierują się w życiu żadnymi wartościami.

Jak tłumaczy Kafir, swoją wymyśloną, ale też przeplataną faktami fabułą chciał uzmysłowić czytelnikom, że "w WSI służyli tacy ludzie, jak w całej armii – dobrzy, źli, lepsi i gorsi, ale na pewno nie głupi". Anonimowy autor nie wybiela zatem zlikwidowanej wojskowej służby, ale też nie odmawia jej skuteczności, pokazując, że jej czarny obraz to zbyt duże uproszczenie.
Kafir, Łukasz Maziewski
Fragment książki "Hajlajf", Wydawnictwo Bellona

– Gratuluję, Radek. Naprawdę zapracowałeś na ten awans – powiedział śmiertelnie poważnie i uścisnął rękę Sztylca. Ten pomyślał, że jeśli siwiejący oficer ma jeszcze coś w zanadrzu, to chyba tylko to, że po majorze zostanie bezpośrednio szefem sztabu. Wciąż był zdziwiony, a nawet wystraszony, ale zamknął już usta, a nawet był w stanie wydukać: – Ku chwale ojczyzny.

Co ciekawe, z finału najnowszej książki Kafira wynika, że autor niczym w dobrym filmie sensacyjnym zostawił sobie furtkę na ciąg dalszy. Pytania, czy zdecyduje się na kontynuację losów Sztylca i czy tym razem nie zdradził jakieś narażającej go na wizytę żandarmów ściśle tajnej informacji, pozostają na razie otwarte. Czas pokaże, bo "Hajlajf" jest już w księgarniach.

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Bellona