Abp Głódź wyzywał ich od "sk****synów" i "starych pip". Były ksiądz opowiada o przykładach mobbingu

Anna Dryjańska
– Brak reakcji przełożonych wynika z tego, że arcybiskup Głodź jest im przydatny. Biskupi cenią go ze względu na szerokie wpływy polityczne i skuteczność – mówi naTemat Piotr Szeląg, teolog i były ksiądz (2003–2014), konsultant filmu "Kler" Wojciecha Smarzowskiego.
Abp Sławoj Leszek Głódź stosuje wobec księży i zakonnic przemoc psychiczną – mówi naTemat były duchowny Piotr Szeląg. fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Gdańska kuria twierdzi, że materiał “Czarno na Białym” o przemocy abp. Głódzia wobec księży jest manipulacją. Co pan na to?

Piotr Szeląg: Na podstawie własnego doświadczenia ze smutkiem potwierdzam, że jest on w pełni prawdziwy i rzetelny. Proceder stosowany przez abp. Głódzia był znany w środowisku od lat. Nie tylko w diecezji gdańskiej, ale wcześniej w diecezji warszawsko-praskiej czy polowej.

Gdy pracowałem w archidiecezji gdańskiej nie tylko sam doświadczyłem takich skandalicznych zachowań, ale też byłem ich świadkiem w stosunku do innych. Choćby do mojego przyjaciela ks. Jana Kaczkowskiego.


Rozmawiałem na ten temat z kilkoma polskimi hierarchami, zaś po tym jak odszedłem z kapłaństwa przekazałem swoje świadectwo nuncjuszowi. Niestety nie spotkało się to z żadną reakcją.

Jakie skandaliczne zachowania metropolity ma pan na myśli?

Wielokrotnie byłem świadkiem jak abp Głódź używa wulgarnego, agresywnego języka w odniesieniu do innych duchownych. Na przykład “skurwysyn” o księżach czy też “stara pipa” o siostrach zakonnych.

Pamiętam, jak w czasie rozmowy ze mną arcybiskup powiedział abym “nie pierdolił, bo gówno wiem i jestem jeszcze gówniarzem”.

Największym jednak przejawem mobbingu którego doświadczyłem była sytuacja, kiedy mój przyjaciel ks. Jan Kaczkowski po diagnozie miał mieć operację. Mógł jej nie przeżyć. Poprosił mnie wtedy, abym został członkiem zarządu jego hospicjum. Chciał w ten sposób formalnie zabezpieczyć wpływ Kościoła na jego funkcjonowanie. Zgodziłem się na to za wiedzą ówczesnego wikariusza generalnego.

Po kilku miesiącach nagle zaczęły się problemy. Abp Głódź wykorzystał to, że przyjąłem tę funkcję jako pretekst do swoistej degradacji– w trybie natychmiastowym wyrzucił mnie z trybunału metropolitalnego. Po paru miesiącach przywrócił mnie do dalszej pracy, jednak wtedy przez parę miesięcy wstrzymywał wypłacanie mi wynagrodzenia. Jak się dowiedziałem od ówczesnego oficjała, miało mnie to nauczyć pokory. Wróćmy do zachowania abp. Głódzia wobec ks. Kaczkowskiego. Czego był pan świadkiem?

Arcybiskup nazywał go w gronie duchownych “dziwakiem”. Drwił z jego wady wzroku. Kiedy Jan zachorował, metropolita chciał go pozbawić funkcji szefa hospicjum. Wydał bezprawny dekret kanoniczny mianujący dyrektorem innego księdza.

Gdy Jan dzięki swojej działalności robił się coraz bardziej znany, abp Głódź w rozmowach z innymi księżmi kpił z jego “taniej popularności”.

Z którymi biskupami rozmawiał pan o zachowaniu abp. Głódzia? Czy podjęli jakieś działania?

Poinformowałem o tym z biskupa Ryszarda Kasynę, niegdyś biskupa pomocniczego w Gdańsku, który znał zresztą sprawę z autopsji. Rozmawiałem też z dzisiejszym biskupem pomocniczym w Gdańsku Zbigniewem Zielińskim oraz Wiesławem Szlachetką. Mówiłem o tym w maju 2013 roku kard. Kazimierzowi Nyczowi.

Wszyscy wyrażali swoją bezsilność, twierdzili, że nie mogą nic zrobić.

Może rzeczywiście byli bezradni?

Myślę, że woleli nie reagować, bo inaczej weszliby w konflikt z abp. Głódziem, a to im się nie opłacało.

Czy inni duchowni prosili przełożonych o pomoc w tej sprawie?

Wiem, że grupa gdańskich duchownych powiadomiła ówczesnego sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, kard. Tarcisio Bertone. O sprawie usłyszał też jego osobisty sekretarz, nasz rodak, ks. prałat Lech Piechota.

Koledzy z czasów nauki w Rzymie mówili mi, że rozmawiali o tym z dzisiejszym kard. Konradem Krajewskim. Ten polecił im ufność Kościołowi i modlitwę. I tyle.

Wspominał pan, że pańskie świadectwo dotyczące abp. Głódzia trafiło do nuncjusza.

Tak, zostało przekazane przez gdańskich duchownych arcybiskupowi Celestino Migliore wraz z doświadczeniami paru innych duchownych. Jednak nuncjusz był w świetnych stosunkach z arcybiskupem.

Abp Głódź wielokrotnie hucznie przyjmował go w swojej rezydencji w Gdańsku. Nuncjusz nie zrobił nic, bo chronił kolegę.

Za bezkarnością abp. Głódzia stoją tylko względy towarzyskie?

Moim zdaniem brak reakcji przełożonych wynika też z tego, że arcybiskup Głodź jest im przydatny. Biskupi cenią go ze względu na szerokie wpływy polityczne i skuteczność. Sam się nimi wiele razy chwalił w różnych okolicznościach. Czy wierzy pan w to, że tym razem episkopat zareaguje?

Myślę, że nie. Zarówno biskupi jak i Stolica Apostolska wezmą na przeczekanie. Jeśli ktoś liczy na dymisję i przeprosiny, to jest naiwny.

Kościół pogrąża się w głębokim kryzysie tożsamościowym. Nie funkcjonuje w kategoriach teologicznych czy też duchowych. Jest korporacją, która ślepo broni swojego doczesnego interesu. Dobro duchowe nie jest dla biskupów wartością.

Jednym z wielu dowodów na ten smutny stan rzeczy jest fakt, że w środowisku wiedziano o nadużyciach abp. Głódzia od lat, ale jedyną reakcją był brak reakcji. Wiedziano o krzywdzonych ludziach, ośmieszano ofiary. A teraz próbuje się zamieść sprawę pod dywan.

Co by pan poradził księżom, którzy doświadczają przemocy ze strony przełożonego?

Myślę, że mają dwie możliwości. Próbować się temu przeciwstawiać, licząc się z osobistymi kosztami takiej postawy, które często są nie do uniesienia, lub opuścić tę instytucję, a swoją energię spożytkować na inne cele.

Tym 16 księżom, którzy przerwali milczenie i opowiedzieli o swojej sytuacji w TVN, należy się podziw i szacunek. Są prawdziwymi świadkami ewangelicznego myślenia. To właśnie oni są nadzieją na poprawę życia Kościoła, rozumianego jako wspólnota wiernych. Pytanie czy Kościół to doceni czy tradycyjnie spotka ich ostracyzm bądź prześladowania.

Oni wybrali prawdę zamiast fałszywej lojalności. A przecież prawda ma nas wyzwolić.