"Sukces" Morawieckiego, czyli jak skutecznie zabijać rocznie jedno powiatowe miasto

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
I znów wielki dylemat mam, co komentować? Biję się z myślami, bo obie sprawy są tak samo ważne i mają taki sam wymiar społeczno-polityczny, i jedynie ramy czasowe różne.
Premier Morawiecki ogłosił sukces ws. klimatu Fot. Jakub Porzycki / AG
Wywrócenie ustroju państwa czy zamach na zdrowie społeczeństwa? Co wybrać? Przeważa jednak argument, że projekt ustawy o represjach wobec sędziów jest jedynie tragiczną farsą, najniższych lotów polityczną grą w odpowiedzi na utarcie nosa Kaczyńskiemu przez wymiar sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ten facet mnie nie przestaje zadziwiać od lat, jego sposób myślenia i wpływ na ludzi jest, przyznaję, swego rodzaju fenomenem, rzecz w tym, że to fenomen z tych gorszego gatunku. Wymyślić sobie, że będąc jednocześnie w elitarnym klubie, bez przerwy grać przeciwko, to doprawdy genialne.


Oczywiście, to żaden geniusz. To zwykłe, prostackie wykorzystywanie najniższych lotów ludzkich emocji, umiejętne nimi sterowanie i podsycanie kiedy trzeba. Mówiąc prosto – ordynarne manipulowanie ludźmi. Tak jest w każdej sprawie, także w sprawie wielkiego sukcesu 26:1, jaki odniósł był nasz ukochany premier na szczycie unijnym w sprawie klimatu. Cieszyć się z tego, że przykłada się rękę do zabijania co rok 50-tysięcznego miasteczka, to doprawdy jest doniosła wiktoria.

Dziś zatem o sukcesie, który sukcesem jest jedynie w umysłach niektórych.

Zielony Ład
W ubiegłym tygodniu odbył się w Brukseli szczyt klimatyczny państw UE w sprawie Zielonego Ładu, czyli zobowiązania wszystkich krajów – członków Unii, aby w ciągu 30 najbliższych lat drastycznie obniżyć emisję CO2 z obecnie planowanych 40% do 50-55%. Na ten cel Unia przeznacza w tym momencie 100 miliardów euro.

Co robi rząd polski? Rząd polski jako jedyny wyłamuje się z tego paktu, co natychmiast przez prawicowe media i obóz rządzący uznawane jest za wielki sukces. „Nie będzie (Niemiec, Francuz, Szwed, Holender – właściwe wybrać) pluł nam w twarz, ni kobiet nam chędożył!” – pojawiły się natychmiast patriotyczne zawołania stamtąd. W mediach społecznościowych poruszenie, jak onegdaj, gdy Beata Szydło „zablokowała” wybór Tuska na drugą kadencję szefa RE.

Zaczęła Beata Mazurek, obecnie skromna posłanka: "Dzięki skuteczności i determinacji Premiera Morawieckiego mamy coś co wydawało się niemożliwe: prawie cała UE zgodziła się na cel 2050 (neutralność klimatyczna )- a my zostaliśmy z tego zwolnieni. Rabat klimatyczny!:) jest dla PL brawo Morawiecki!” (pisownia oryginalna).

Ze strony młodzieży też euforia: "Polska wyłączona z przymusu osiągnięcia tzw. ‘neutralności klimatycznej' do 2050 r. To wielki sukces naszego Rządu i przede wszystkim Premiera Morawieckiego. Tak walczymy o interesy Polaków w Brukseli. Era przytakiwaczy od nakładania marynarek się skończyła!” – napisał Adam Andruszkiewicz.

Zawsze na posterunku Michał Dworczyk dodał: "PIERWSZY RAZ OD 20 LAT! pojawił się wyjątek w konkluzjach szczytu Rady Europejskiej. Morawiecki w ciężkich negocjacjach ustalił zwolnienie dla PL od unijnego zobowiązania do neutralności klimatycznej do 2050! Komentatorzy w UE: kolejna zakończona sukcesem szarża Morawieckiego.” (pisownia oryginalna).

Ale szczyt serwilizmu zaliczył, nie po raz pierwszy, poseł Horała, który "sukces” Morawieckiego porównał do autentycznego sukcesu Margaret Thatcher, pisząc te słowa: "Kiedyś Margaret Tatcher wywalczyła ‘brytyjski rabat'. Przez ostatnie 20 lat nie było wyjątku dla żadnego kraju. Teraz w obszarze polityki klimatycznej Morawiecki wywalczył ‘polski rabat'. Będziemy mieli odpowiedni czas i pieniądze na transformacje energetyczną.” (pisownia oryginalna).

Zaiste, porównać twardą negocjatorkę, jaką była Margaret Thatcher, do mitomana, to naprawdę komiczne jest, nie mówiąc już o tym, że wtedy rzeczywiście mieliśmy do czynienia z rabatem (czyli niższą składką, którą do unijnej kasy płaciła przez lata Wielka Brytania), a dziś widzimy jedynie pyszałkowaty uśmiech posła Horały na jego zadowolonym z siebie obliczu.

Trybuna Ludu żyje!
Czytając te wszystkie pełne euforii teksty, mam nieodparte wrażenie czytania współczesnej, internetowej wersji Trybuny Ludu. I ogarnia mnie po raz kolejny przekonanie, że nie tylko w sferze medialnej cofnęliśmy się o lat 40, ale w zasadzie w każdej innej też. Doprawdy, wielce to czcigodne osiągnięcie pana Kaczyńskiego. W pięć lat zrobić z Polski zaścianek i wstyd Europy, wmawiając swym wyborcom, że jest odwrotnie, to doprawdy wielki sukces!

Oczywiście zmiany klimatyczne na Ziemi są niezaprzeczalnym faktem. Oczywiście niezaprzeczalnym faktem jest także to, że do tych zmian rękę przykłada człowiek, a nie jakieś tam cykle klimatyczne na naszym globie. Rewolucja przemysłowa to nie jest cykl przyrodniczy, tylko model drastycznego przyspieszenia rozwoju ludzkiej rasy, jak się okazuje, przynoszący spore spustoszenie.

Nie jestem jakimś lewackim przeciwnikiem owej rewolucji, ale mam swój rozum i widzę, jakie szkody przynosi produkcja energii z węgla, albo produkcja CO2 ze spalin ropopochodnych lub hałd śmieci, w których życie na Ziemi po prostu tonie. Oczywiście, można to wszystko bagatelizować, gadać w kółko o jakichś liberalnych strachach, ale jak długo? Ziemia umiera, a wraz z nią wszystko to, co tu żyje. I tego życia jest coraz mniej, nie więcej. I nie jesteśmy tu, na Ziemi, po to, aby ją zniszczyć, tylko po to, aby zostawić ją następnym pokoleniom, w tym naszym dzieciom, wnukom i prawnikom.

Polski rząd rzecz jasna niczego nie wygrał. Niczego nie uzyskał i nikomu się nie postawił. "Sukces” Morawieckiego polega na tym, że otrzymaliśmy jedynie czas do czerwca przyszłego roku, aby ostatecznie zaakceptować neutralność klimatyczną do 2050. Jeśli tego nie zrobimy, rząd polski, rząd Zjednoczonej Prawicy, wyłączy Polskę z funduszu wsparcia finansowego na niezbędne koszty zmian głównie w energetyce. I będą to dodatkowe koszty nie tego rządu, tylko milionów Polaków, którzy w tej czy innej formie złożą się na to, co i tak jest nieuniknione.

Odpowiedzialny rząd twardo by negocjował, aby uzyskać od Unii jak najwięcej, ale nie wyłamując się z tych negocjacji, tylko właśnie w nich będąc, cały czas i bez przerwy. Decyduje o podziale tortu ten, kto przy stole siedzi a nie ten, którego nie ma.

Ubiegłotygodniowy "efekt mrożący” w wykonaniu wszechzdolnego premiera Morawieckiego ma dokładnie taką samą wartość, jak "efekt mrożący” Beaty Szydło w sprawie wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej. A dlaczego czerwiec? Bo będziemy już po wyborach prezydenckich i wtedy (jeśli Andrzej Duda zdobędzie reelekcję) rząd polski podpisze wszystko, co mu Unia podsunie. Tak właśnie wygląda owa godnościowa polityka Polski w wykonaniu dyplomatołków z obecnego obozu władzy.