Sokół o biznesie: "Jeśli czegoś nie wiem, to nie udaję, że wiem i nie robię z siebie idioty"

Monika Przybysz
Stworzył markę streetwearową, która rozpoznawalnością konkuruje z kultowymi brandami zza oceanu. Od ponad dwudziestu lat jest aktywny na polskiej scenie hip-hopowej. W kampanii smartfonów Samsung Note10+ przekonuje, że biznes prowadzi na własnych zasadach. Czy to oznacza, że kręci go robienie interesów? A może Sokół ma po prostu dużo biznesowego szczęścia?
Mat. prasowe
Czy Sokół-raper i Sokół-przedsiębiorca to dwie różne osoby?

Zapytajmy jakiegoś psychiatry czy mam rozdwojenie jaźni, ale o ile mi wiadomo - nie mam. Każdy inaczej zachowuje się na basenie, inaczej przy obiedzie, a inaczej na pogrzebie. Nie oznacza to, że ma w sobie jakieś tajemnicze demony trzech różnych osób.

Początki Prosto: czego najbardziej się bałeś?

Zaczynając nie bałem się niczego, bo byłem młody, głupi i wydawało mi się, że wszystko jest oczywiste. To domena ludzi niedoświadczonych, wszystko wydaje im się łatwe. Im lepiej znasz się na czymś, tym więcej wiesz też o zagrożeniach.

Jakie były najtrudniejsze wyzwania, z jakimi musiałeś się zmierzyć?

Najtrudniejsze wbrew pozorom są te momenty, kiedy biznes szybko się rozrasta. Sporo już wiesz, pieniądze w grze stają się nagle większe, a ty nie masz doświadczenia w takiej skali i małe błędy mogą kosztować więcej.

Kiedy pomyślałeś, że biznes to jest coś, w czym jesteś dobry?

Obserwuję, kojarzę fakty, nieźle też przeczuwam. Ale najlepiej czuję się w kreacji i szeroko pojętym wizerunku. Nie czuję się typowym biznesmenem, to określenie kojarzy mi się z kimś kto dobrze liczy, odkłada, rozważnie inwestuje. Ja jednak działam o wiele bardziej intuicyjnie.

Czyli sukces odnoszą ci, którzy "czują" rynek, produkt?

Nie ma recepty na biznes, bo nie ma jednego modelu biznesu. Jeśli celem w biznesie ma być wyłącznie gromadzenie środków i zysk, to ja niewiele o tym wiem. Znam się na budowaniu marek, zwłaszcza tych emocjonalnych. Tu jednak najważniejsza jest intuicja i przeczucie. Możesz analizować bez końca, robić testy konsumenckie, badania rynku i w ten sposób stworzyć produkt. Ale jest masa produktów i usług, które powstały, bo założycielowi brakowało czegoś dla niego samego.

Przez markę emocjonalną nie rozumiem brandu wyłącznie bazującego na emocjonalnym PR, ale markę, z którą ktoś się utożsamia, którą kocha, która staje się częścią wizerunku osoby korzystającej z produktów tej marki.
Fot. materiały prasowe
Czy był taki moment, kiedy biznes traktował cię z dystansem - bo jesteś raperem, a nie “poważnym” partnerem do rozmów?

Oczywiście. To zaczęło się zmieniać z czasem.

Myślę, że nadal przeważa wyobrażenie poważnego człowieka zajmującego się biznesem, który przychodzi w garniturze, krawacie, jest poważny i konkretny. Konkretny chyba jestem, ale robię sobie czasami żarty nawet na ważnych spotkaniach.

Nie mam kompleksów, wchodzę i rozmawiam, jeśli czegoś nie wiem, to nie udaję, że wiem i nie robię z siebie idioty. Ale dziś to podejście do gościa w czapce i sportowej bluzie się zdecydowanie zmieniło, mam wrażenie, że ludzie po drugiej stronie stołu szanują profesjonalizm, a nie fajerwerki i fasadę.

Zaczynałeś w czasach, kiedy firmą nie można było kierować z poziomu smartfonu. Wspominasz je z nostalgią czy raczej z ulgą, że już minęły?

Wspominam je z nostalgią, która towarzyszy nam, kiedy spoglądamy wstecz, ale też z ulgą. Często żałowałem, że nie poszedłem drogą projektowania, które od dziecka było dla mnie ważne. Myślałem sobie, że grafik może siedzieć z laptopem na końcu świata na plaży i zamykać sobie po kolei projekty.

Oczywiście to jakaś utopia, bo w rzeczywistości to rzadkość. Większość grafików pracuje zespołowo i o wiele łatwiej być wtedy obok współpracowników i reagować natychmiast.

To samo dotyczy mnie. Ile mogę, robię na mieście, na wakacjach zagranicą, czy we własnym domu, ale są rzeczy, które muszę robić w biurze, bo jest po prostu łatwiej mieć pod ręką całą ekipę. Smartfony, laptopy, internet i praca zdalna to jednak zbawienie dla osób takich jak ja, pozwalające nam na wiele niewyobrażalnej wcześniej swobody i mobilności.

Pretekstem do rozmowy jest kampania marki Samsung, w której bierzesz udział. Czy na przestrzeni lat zmieniło się twoje podejście do współpracy z markami?

Oczywiście. Zmieniła się moja pozycja negocjacyjna, dająca mi dzisiaj pełną swobodę, a kolejne kampanie zakończone sukcesem tylko ją umacniają. To daje mi możliwość współpracy na własnych zasadach.

Jakimi kryteriami kierujesz się podejmując taką współpracę?

Rozmawialiśmy przed chwilą o czasach, kiedy firmy, działy marketingu i agencje reklamowe traktowały mnie z góry. Przy wyborze partnera najważniejsze jest dla mnie to, czy marka, z którą współpracuję jest dla mnie fajna, czy korzystając z jej produktów musiałbym udawać, robić z siebie kogoś kim nie jestem.

Ja używam telefonów Samsunga od lat, powie ci to każdy mój znajomy. Pierwszego Note’a kupiłem w Brazylii kilka lat temu. Nie reklamowałbym również rzeczy złej jakości czy kiepskich marek.

Wierzę też, że nie należy się rozdrabniać. Inaczej wygląda w ringu bokser z reklamą dwóch fajnych marek, a inaczej taki, który ma na spodenkach 20 logotypów lokalnych punktów pedicure, sklepów z oponami i solariów. Pewne rzeczy są po prostu absolutnie nie do zaakceptowania, niezależnie od oferowanych kwot. Odrzucam zdecydowaną większość propozycji.
Fot. materiały prasowe
Co cię napędza w biznesie? Fakt tworzenia czegoś nowego? Pasja? Pieniądze?

Zdecydowanie tworzenie nowych rzeczy. Sam proces jest dla mnie zawsze bardziej ekscytujący niż efekty. Zresztą, to samo mam przy nagrywaniu płyt. W momencie kiedy jest gotowa czuję nawet pewnego rodzaju pustkę, stratę, koniec pewnego etapu, który był super.

Sukces biznesowy smakuje tak samo jak sukces muzyczny? Bardziej cenisz uznanie publiczności czy współpracowników?

Ja ogólnie źle znoszę pochwały, chociaż bardzo lubię uczucie satysfakcji z dobrze wykonanej pracy. W rodzinie nie byłem nigdy typowany na człowieka sukcesu, byłem raczej czarną owcą, choć nie jedyną. Fajnie jest czuć, że wbrew wielu przewidywaniom, całkowicie po swojemu, udaje ci się robić coś dobrze. Ale to nie jest satysfakcja na zasadzie odbijania piłeczki i udowadniania czegoś komukolwiek. Raczej przyjemne poczucie, że możesz ufać samemu sobie, swoim wnioskom i intuicji.

Czy masz złote zasady, którymi kierujesz się w biznesie? Kod, którego absolutnie nigdy nie łamiesz?

Muszę wierzyć w sens tego biznesu. Nie potrafię robić rzeczy na siłę. Jestem w stanie zacisnąć zęby, nie poddaję się łatwo, ale muszę wierzyć w efekt. Jeśli czegoś nie czuję, nie robię tego.

Muzyka, zarządzanie wytwórnią i marką odzieżową to już maks twoich mocy przerobowych czy przeciwnie? Na jakich jeszcze polach chciałbyś się sprawdzić?

Nie lubię stagnacji, więc absolutnie nie powiedziałem ostatniego słowa. Po kilku sytuacjach w których doradztwo kreatywno-komunikacyjne okazało się celne, postanowiliśmy z Rafałem Groblem rozwinąć nieco Most Creative. Pracuję też nad własnym produktem w zupełnie innym segmencie. Wierzę, że bardzo dobrym.

Pozostałe patenty Wojtka Sokoła na prowadzenie biznesu na własnych zasadach możecie sprawdzić tutaj.

Materiał powstał we współpracy z firmą Samsung w ramach kampanii: "Na Twoich Zasadach".