Nie mają barszczu, nie słyszeli o pierogach. Tak obchodzą święta "polscy Flamandowie"

Aneta Olender
Dy Halikjaöwyd – żeby usłyszeć taki zwrot wcale nie trzeba udawać się w podróż do Skandynawii, bo "dy Halikjaöwyd" oznacza Wigilię i mówią tak mieszkańcy polskich Wilamowic w woj. śląskim. Żyje tu około 3 tys. osób. Część z nich pielęgnuje wyjątkowe tradycje związane m.in. z Bożym Narodzeniem. O tym wyjątkowym czasie zgodził się opowiedzieć Tymoteusz Król ze Stowarzyszenia na Rzecz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego Miasta Wilamowice "Wilamowianie".
Po wojnie mieszkańcy Wilamowic nie mogli mówić w swoim języku. Fot. Tymoteusz Król
Wilamowianie przygotowują na kolację wigilijną dziewięć potraw, a nie dwanaście?

To jest trochę tak, jak w całej Polsce. Tradycyjnie na stole wigilijnym jest dwanaście potraw, ale jeśli się liczy, to w sumie nikt nie wie, czy ziemniaki i kapustę traktować osobno, czy też nie. Podobnie jest w Wilamowicach, tym bardziej, że trochę się to spolszczyło i jeśli ktoś zapyta, to jednak mówi się o dwunastu potrawach.

Jednak starsi mieszkańcy Wilamowic mówią o dziewięciu. Ja też pamiętam dziewięć. Potwierdzają to również źródła etnograficzne sprzed pierwszej wojny. Tym ta miejscowość właśnie się wyróżniała.


Ma to jakieś znaczenie? W przypadku dwunastu potraw mówi się o dwunastu apostołach.

Myślę, że to też nie jest tak do końca. To jest dorabianie różnej symboliki. Na tym polega kultura ludowa. Oczywiście 9 jest liczbą, która ma znaczenie w kulturze i tradycji.

Co musi pojawić się na stole w Wilamowicach?

Potrawą, która musi się znaleźć na stole, są tzw. kluski z miodem i z makiem. Nie ma to jednak nic wspólnego z kluskami, ponieważ są to malutkie bułeczki, które gotuje się w mleku i podaje polane mlekiem i lekko roztopionym miodem.

A zupa z pieczek?

Ta zupa jest także popularna w innych miejscach. Pieczki to są suszone owoce. W Polsce często podaje się to jako kompot, a w Wilamowicach jako zupę, ponieważ później serwuje się ją z grochem.

Są pierogi?

O tym, że ktoś je pierogi na Wigilię, dowiedziałem się dopiero w liceum.

Myślałam, że w Wigilie wszyscy jedzą pierogi...

U nas w ogóle tego nie ma. A jaką zupę je się u pani podczas Wigilii?

Barszcz.

Właśnie, a w Wilamowicach nie ma barszczu. W Wilamowicach są dwie zupy, czyli zupa z pieczek i żur na rybich głowach.

Podobno w Wilamowicach zasiada się do kolacji wigilijnej z monetami w kieszeniach.

To robi się po to, aby zapewnić sobie dostatek w przyszłym roku. Tych tradycji jest więcej. W Wigilię od rana trzeba było sprzątać, a właściwie każdy powinien się wziąć za to, co do niego należy, ponieważ to, co robimy w Wigilię, robimy cały rok.

Są też wróżby z cebulą. Cebulę posypywało się solą, każda część odpowiadała konkretnemu miesiącowi, te części, które były wilgotne, wskazywały na mokre miesiące, a suche na suche.

Czyli była to wróżba pogodowa?

Tak, ale jedną z ciekawszych tradycji, która się zawsze wszystkim podoba, jest ta, która mówi o tym, że po kolacji wigilijnej należy wypić jeden lub dwa kieliszki wódki, dlatego, żeby cały rok później człowieka nie suszyło.

Co jeszcze wyróżnia Wilamowice, jeśli mówimy o Bożym Narodzeniu?

Jest taka wilamowska wróżba, która jest trochę makabryczna. Trzeba wyjść z pokoju, żeby gospodyni mogła schować pod talerzami: glinę, pieniądze, grzebień, chleb. Jeśli ktoś odkryje talerz z pieniędzmi, to oczywiście oznacza finansową pomyślność, chleb symbolizuje urodzaj i dużo jedzenia, glina jest zapowiedzią śmierci, a grzebień chorób.

Istotne są też tradycje kolędnicze. Co prawda dziś to wygląda inaczej niż kiedyś, ponieważ jeszcze kilkanaście lat temu tych grup chodziło znacznie więcej. Wśród młodych ludzi miało to też cel matrymonialny. Natomiast starsi nie zbierali niczego, tylko chodzili od domu do domu i nazwijmy to "imprezowali".

Jednym z wilamowskich zwyczajów, kultywowanych w niektórych domach do dzisiaj, jest także potrząsanie drzewami owocowymi, gdy dzwony dzwonią na pasterkę, u nas jest to o 23:30. Wtedy jest urodzaj.

Pana ulubiona tradycja?

Przed pasterką, a czasami i w Boże Narodzenie na mszy o 11, jest orkiestra dęta, która gra stare pastorałki wilamowskie. One są bardzo skoczne i radosne. Natomiast po pasterce grana jest pastorałka "Hola, hola".

Kim są mieszkańcy Wilamowic?

W XIII w. Wilamowice zostały założone przez osadników z Zachodu. Nie wiemy do końca skąd, są różne teorie. Prawda jest jednak taka, że najlepiej mówić, że Wilamowianie to osadnicy germańskiego pochodzenia, którzy przyszli z Zachodu. Najczęściej mówi się jednak, że to Flamandowie lub Holendrzy. Tak przynajmniej uważa się w Wilamowicach.
Macie też swój własny język, który UNESCO umieściło na liście ginących języków świata.

Język wilamowski uznany jest zarówno przez Bibliotekę Kongresu USA, przez UNESCO i wiele innych zagranicznych organizacji, czy uniwersytetów. Zresztą na Uniwersytecie Warszawskim są przedmioty dotyczące języka wilamowskiego. Ja również prowadziłem naukę tego języka.

Niestety nasz kraj nie uznaje języka Wilamowian za język regionalny. Staramy się o to od wielu lat, ale na razie bez rezultatów.

Po wojnie wilamowskie tradycje były tępione?

Tak. Jeśli chodzi o tradycje wigilijne, to pewnie nikt nie sprawdzał tego, kto i co je. Jednak jeśli chodzi o strój i o język to było to bardzo tępione. Nie był to zakaz odgórny, nikt w Warszawie tego nie wymyślił, zresztą tam nikt pewnie nawet nie miał pojęcia, że taka miejscowość istnieje.

Mieszkańców Wilamowic prześladowali mieszkańcy okolicznych wsi, lokalni działacze komunistyczni. Osoby, które mówiły po wilamowsku były bite. Kobiety, które nosiły tradycyjne stroje, rozbierano na ulicy, a stroje rekwirowano.

Z jednej strony mówiono, że to germańskie i dlatego je zabierano, ale później często drogo je sprzedawano, bo były zrobione z bardzo dobrych materiałów. Poza tym Wilamowianie byli bogaci, więc szukano pretekstu, żeby przejąć ich majątek. Oczywiście ta historia jest bardziej skomplikowana.

Najcięższe prześladowania skończyły się około roku 1950, ale Wilamowianie byli w obozach, i w Polsce i na terenie Związku Radzieckiego, więc strach pozostał. Nawet w latach 70. czy 80. jeśli ktoś chciał się uczyć wilamowskiego języka, mówiono, że lepiej nie, bo to ściągnie uwagę i jest niebezpieczne.

Jak życzyć szczęścia po wilamowsku?

Hamłikjy Wåjnaht oznacz wesołych świąt, ale nie do końca, bo Hamłik to słowo oznaczające wesoły w domu, z rodziną i przyjaciółmi.