"Prawdziwy facet nie może żyć bez mięsa". Jedyny w Polsce kulturysta-weganin obala ten stary mit

Michał Jośko
Utytułowany kulturysta, który odżywia się wyłącznie roślinami? Jak to?! Porozmawiajmy z Adamem Kuncickim, czyli 25-latkiem, który jest w naszym kraju wyjątkiem potwierdzającym pewną regułę. Otóż tak, można i naprawdę kochać zwierzęta, i odnosić sukcesy w sportach sylwetkowych. Sprawdźmy jego patent na połączenie tych dwóch rzeczy.
Nie trzeba budować umięśnionej sylwetki na diecie mięsnej. Dowodzi tego historia Adama Kuncickiego, kulturysty – weganina. fot. Facebook.com/Kuncicki
Dorastałeś w typowym polskim domu, w którym dziecko jest przekonywane, że bez schabowego z porządnie omaszczonymi ziemniakami nie urośnie duże i silne?

Tak, przerobiłem podobny scenariusz, który jest przecież normą w naszym kraju, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Pochodzę z Prabut, niewielkiego, liczącego 13 tysięcy mieszkańców miasta, w którym do "wynalazków" takich jak wegetarianizm i weganizm podchodzi się, mówiąc najdelikatniej, z dystansem. Wyobraź sobie, że o tego rodzaju dietach usłyszałem po raz pierwszy dopiero jako 19-latek!

Wcześniej nie wyobrażałem sobie nawet, że można zrezygnować całkowicie z "tradycyjnej" nad Wisłą wieprzowiny albo mięsa drobiowego. Choć już od dzieciństwa nie chciałem jeść np. smalcu, kaszanki albo czerniny.


Wiesz, moja mama urodziła się na wsi, parę kilometrów pod Prabutami. Często jeździłem do dziadków posiadających gospodarstwo rolne, gdzie byłem świadkiem np. zabijania kur czy kaczek.

Widok zakrwawionych zwierzaków z obciętymi głowami sprawił, że już jako mały chłopiec zacząłem odczuwać poważny dylemat: przecież aby na moim talerzu wylądowało pyszne "mięsko", musi ucierpieć jakieś stworzenie.
Fot. Facebook.com/Kuncicki
Jednak od momentu, w którym w twoim życiu nastąpiła wielka zmiana, dzieli nas jeszcze dobre parę lat…

Gdy zbliżałem się do dziewiętnastki, przyjaciel – jedyny znany mi wówczas weganin – zaczął uświadamiać mi pewne kwestie, pod jego wpływem zacząłem szukać odpowiednich informacji w internecie i w ten sposób trafiłem na pewien film z rzeźni. To był moment przełomowy – wstrząs totalny, rozpłakałem się…

Zdałem sobie sprawę, że wszystkie te rzeczy dzieją się wyłącznie dlatego, że chcę mieć na talerzu wieprzowinę. Uznałem, że tak dalej być nie może: podjąłem decyzję o zmianie diety, zacząłem stopniowo ograniczać spożywanie produktów odzwierzęcych. Celem miał być stuprocentowy weganizm.
Fot. Facebook.com/Kuncicki
Dlaczego zdecydowałeś się na metodę małych kroków?

Cóż, prędko okazało się, jak trudno połączyć rozwój kariery sportowej z tego rodzaju dietą. Owe pięć lat temu brakowało mi elementarnej wiedzy, tak więc musiałem zacząć kombinować.

Testowałem swój organizm, obserwowałem jego reakcje i wyciągałem odpowiednie wnioski. Przed dobre pół roku działałem metodą prób i błędów.

Dodajmy, że w tamtym czasie w polskich sklepach naprawdę trudno było kupić odpowiednią żywność. Szedłem na zakupy, desperacko szukając produktów z napisem "vegan" i znajdowałem wyłącznie pasztet sojowy.

Tak więc początkowo moja dieta opierała się głównie na bułce z owym pasztetem, opcjonalnie dobijając jajecznicą. Na tym kończyła się moja kreatywność kulinarna. Kiepska sprawa, zwłaszcza dla kogoś, kto trenuje na poważnie kulturystykę.

Nic dziwnego, że nadeszło poważne załamanie formy…

Było tragicznie. Wyobraź sobie, że bezproblemowo podnosisz 200 kilo, a po zmianie diety momentalnie okazuje się, że… ledwo dajesz sobie radę ze 140 kilogramami. Lecz utrata siły to nie wszystko: miałem znacznie gorsze samopoczucie, byłem ospały i wiecznie zmęczony.

Jednak wszystko minęło, gdy zoptymalizowałem sposób odżywiania – okazało się, że nie tylko wróciłem do wcześniejszych możliwości, lecz wręcz je przeskoczyłem. Do dziś zaliczam progres i plan na ten rok wygląda następująco: mistrzostwo świata w kulturystyce naturalnej. Dla chcącego nic trudnego.
Fot. Facebook.com/Kuncicki
Na ile trudne jest dziś kupienie odpowiednich produktów w polskich sklepach?

Widzisz, nigdy nie zaopatrywałem się w jakichś sklepach specjalistycznych, zakupy robię po prostu w Biedronce albo Lidlu. No i muszę stwierdzić, że na przestrzeni ostatnich paru lat sytuacja zmieniła się diametralnie.

Na półkach można znaleźć nie tylko coraz większy wybór produktów nieprzetworzonych – zbóż i roślin strączkowych – będących podstawą mojej diety.

Coraz częściej pojawiają się także wegańskie odpowiedniki mięsa, sera, mleka i jogurtu. Dołóżmy do tego wegańskie odżywki dla sportowców, czyli coś, o czym jakiś czas temu mogłem jedynie marzyć… Nastąpiła naprawdę wielka zmiana – dziś naprawdę łatwo zrezygnować z jedzenia zwierząt, natomiast coraz trudniej o dobrą wymówkę.

Jeżeli chodzi o pewne zmiany w myśleniu: na ile największe miasta różnią się od najogólniej pojętej prowincji?

Rzeczywiście, pod tym względem różnice wciąż są spore. Jakiś czas temu mieszkałem w Warszawie, gdzie rezygnacja z produktów odzwierzęcych jest czymś zupełnie normalnym a restauracje wegańskie można znaleźć na każdym kroku.

Dziś moje życie toczy się między Prabutami oraz Iławą, czyli jednych z całego mnóstwa polskich miejscowości, w których wciąż jest jeszcze naprawdę wiele do zrobienia; nie tylko w kwestiach dietetycznych, mówię także o najogólniej pojętym traktowaniu zwierząt.

Moja miłość do tych stworzeń nie kończy się wyłącznie na tym, że ich nie jem. Działam też w fundacji Viva, do tego staram się forsować mądre inicjatywy jako radny.

Jeden z przykładów: zaproponowałem, aby podczas miejskich obchodów Sylwestra fajerwerki zastąpić pokazem laserów. Nastawiałem się na duży opór, a tu miłe zaskoczenie: burmistrz Prabut oraz inni radni przyjęli ten pomysł wręcz entuzjastycznie.
Fot. Facebook.com/Kuncicki
Czy podobnym entuzjazmem wykazali się twoi bliscy, gdy podjąłeś decyzję o weganizmie?

Gdy rozpocząłem swoją przemianę, przez jakiś czas wręcz bałem się i wstydziłem mówić o tym komukolwiek. Ukrywałem to nawet przed rodziną. Gdy po jakichś dwóch miesiącach powiedziałem o tym ojcu, usłyszałem sarkastyczne: w porządku, zobaczymy, ile wytrzymasz.

Potraktował to jako chwilowy kaprys – bo przecież wiadomo, że prawdziwy facet nie może żyć bez mięsa! W podobny sposób reagowali znajomi…
Fot. Facebook.com/Kuncicki
Zdarzało się słyszeć docinki ze strony innych sportowców?

Nie. Ci, którzy osiągnęli jakieś sukcesy, są otwarci, absolutnie nigdy nie wyszydzają osób, które mają inny pomysł na utrzymanie odpowiedniej formy. Nigdy nie krytykują i wykazują się pokorą, po prostu – z ciekawością poznają nietypowe alternatywy dotyczące diety.

Chłoną wiedzę nawet wówczas, gdy sami nie zamierzają z niej korzystać. Tak jest w tym przypadku: osoby uprawiające sporty siłowe po prostu boją się zrezygnować z produktów odzwierzęcych, dlatego wciąż jestem jedynym kulturystą-weganinem w Polsce.

Doprecyzujmy, że nie mówimy tutaj o kimś, kto po prostu ćwiczy, a efekty demonstruje na Instagramie czy Facebooku – bo takie osoby być może się znajdą – lecz osobie zajmującej się sportami sylwetkowymi na serio i biorącej udział w zawodach. Zwłaszcza, że chodzi o kulturystykę naturalną – to już skrajność skrajności, niemal niewyobrażalna dla większości ludzi.

Lecz naprawdę rozumiem powyższe obawy, gdyż – powiedzmy sobie uczciwie – tego rodzaju aktywność fizyczna jest najbardziej wymagająca pod względem diety, to właśnie tutaj najtrudniej znaleźć idealne alternatywy.

W całym mnóstwie innych dyscyplin sytuacja wygląda zgoła inaczej – tam ograniczenie konsumpcji mięsa, bądź wręcz całkowita z niego rezygnacja, jest świetnym pomysłem. Pierwszy przykład z brzegu: jako dietetyk opiekuję się grupą utytułowanych motocrossowców.

Okazuje się, że zawodnicy, którzy wybrali "bezmięsność", zaliczyli niesamowitą poprawę tego, co w tym sporcie najważniejsze, czyli niesamowitej wręcz wytrzymałości fizycznej.

W ogóle jest tak, że o ile wcześniej po porady dietetyczne zgłaszały się niemal wyłącznie dziewczyny, to dziś zwiększa się odsetek mężczyzn, czyli reprezentantów płci, która zawsze miała znacznie większe opory w kwestii ograniczania konsumpcji mięsa. Włączając w to panów, którzy naprawdę poważnie zajmują się sportem.

Jeszcze, kończąc wątek docinków: w szyderstwach z mojej diety specjalizują się jedynie internetowe mędrki oraz rozmaici pseudoznawcy. Wiesz, typy z gatunku: ćwiczę od lat i choć nie ma praktycznie żadnych efektów, to uważam się za alfę i omegę.
Fot. Facebook.com/Kuncicki
Masz jakąś poradę dla osób, które podjęły decyzję o rezygnacji z mięsa, lecz są demotywowane przez otoczenie?

To bardzo ciężki temat… W Polsce wciąż bardzo często zdarza się, że bliscy naprawdę intensywnie utrudniają wytrwanie w podobnym postanowieniu. Nie chodzi wyłącznie o żarty w stylu: "co, znowu to żarcie kurom będziesz wyjadał?", bo znam przypadki znacznie bardziej radykalne. Jakie?

Oto nierzadki scenariusz: najpierw młody człowiek długo i mozolnie przekonuje rodzinę, aby uszanowała jego decyzję. Wreszcie matka zgadza się i zaczyna przygotowywać mu posiłki wegetariańskie albo wegańskie, jednak… po kryjomu – dla dobra dziecka – dodaje do nich produkty odzwierzęce.

Jak widzisz, choć w naszym kraju jest pod tym względem coraz lepiej, do sytuacji idealnej wciąż daleko. Róbmy po prostu swoje, nie przejmujmy się presją ze strony otoczenia i bądźmy konsekwentni w swoich wyborach – lepszej porady chyba nie ma.