TEN fotograf opowiada jak powstają jego niesamowite zdjęcia. To trudniejsze, niż myślisz

Karolina Pałys
Wydaje się, że tańczą, jak im zagra: pozują z kijkami narciarskimi w łapkach, wspinają się na kwiaty, urządzają wyścigi min-samochodów. Zdjęcia wiewiórek wykonujących niesamowite akrobacje, wykonane przez holenderskiego fotografa Geerta Weggena, regularnie, co kilka miesięcy zachwycają świat. Rozmowy z twórcą tak wyjątkowych ujęć nie sposób zacząć inaczej, jak tylko…
Geert Weggen całe dnie spędza w towarzystwie wiewiórek. Zwierzątka często pozują. Ale czy chętnie? Fot. Geert Weggen
...jak pan to robi? W jaki sposób skłania pan wiewiórki do pozowania w tak zaskakujących okolicznościach?

Wiewiórki przychodzą z własnej woli. Mieszkam niedaleko lasu, więc mogą przechodzić bezpośrednio z drzew prosto do mojego domu.

Ale chyba jakoś musi je pan przekonać, żeby ustawiały się w taki, a nie inny sposób?

To dość proste. Wytłumaczę za pomocą metafory: powiedzmy, że wiem, gdzie pani mieszka i wiem, że codziennie wraca pani do domu o określonej porze. Pewnego dnia kładę na chodniku portfel. To, co z nim pani zrobi, definiuje mój następny krok. Podniesie go pani? Zignoruje? Wyjmie zawartość? Jeśli weźmie pani pieniądze, wiem już, co może być przynętą, więc następnego dnia mogę położyć je w innym miejscu, a pani być może zmieni swoją trasę powrotu do domu.

Wiadomo, że pieniądze nie pojawiają się tam same z siebie, że to ja je podkładam. Tak samo wiewiórki wiedzą, że to ja zostawiam im jedzenie, bo właśnie ta zachęta najlepiej na nie działa. Wiedzą jednak również, że mogą mi zaufać, bo nie zrobię im krzywdy, tylko zdjęcie.

Czyli jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o orzechy?

Zdecydowanie. Bez odpowiedniej przynęty nie byłbym w stanie robić zdjęć (śmiech).

Czy w jakiś sposób zachęca pan wiewiórki do zabawy, do tego, żeby zainteresowały się rekwizytami?

Jeśli chcę zmienić zachowanie wiewiórek, mogę na przykład użyć sygnału dźwiękowego i sprawdzić, jak zwierzę się zachowa. Czasem dźwięk dzwonka może je spłoszyć, czasem sprawić, że zainteresują się określonym rekwizytem. To jednak działanie tylko na krótką metę — za drugim razem wiewiórka może zignorować dźwięk. Wtedy zmieniam taktykę i dodaję nagrodę, czyli ulubiony smakołyk.

Wiewiórki są więc interesowne. Czy to znaczy, że nieco podobne do ludzi?

Są bardzo podobne. Ludzie są oczywiście bardziej skomplikowani, zaprogramowani, co wypada robić, a czego nie wypada. Wiewiórki nie mają takich zahamowań. Tak samo, jak my potrzebują miłości, ale przejawiają też gniew, irytację, zazdrość; lubią dominować, przywiązują się do miejsc. Chociaż są zwierzętami społecznymi, zdarzają się też wiewiórki-odludki.

Niektóre z nich natychmiast wskakują mi przez okno do domu, niektóre są niesamowicie ostrożne, zanim się odważą. To takie subtelności, ale ludzie reagują w ten sam sposób.

Kiedy zdał pan sobie z tego sprawę? Która wiewiórka jako pierwsza pokazała swój talent do pozowania?

Tak naprawdę zaczęło się od obserwacji ludzi. 13 lat temu zajmowałem się ezoteryką, szamanizmem. Dużo zastanawiałem się nad tym, dlaczego ludzie zachowują się w określony sposób. Nie byłem w stanie tego pojąć. Interakcje zaczęły mnie męczyć. Zamknąłem się więc we własnej bańce. Zbudowałem dom w odludnej części Szwecji i zdecydowałem się na życie z dala od zgiełku.
Fot. Geert Weggen
Wcześniej miał pan normalną pracę?

Wcześniej przez piętnaście lat mieszkałem w Amsterdamie. Potem w Hadze, na Sri Lance… Moja przygoda z fotografowaniem zwierząt zaczęła się jednak od lisa. Po przeprowadzce do Szwecji zbudowałem dom z ogromną, otwartą werandą. Pewnego dnia pod drzwiami czekał lis. Przychodził codziennie, przez parę tygodni.

Dawniej zdarzało mi się robić zdjęcia na zlecenie, jeszcze w czasach, kiedy fotografia wymagała sporo zachodu. Dzisiaj, w dobie aparatów cyfrowych, jest znacznie łatwiej, więc kiedy więc zobaczyłem lisa, postanowiłem do tego wrócić.

Codziennie robiłem więc kolejny krok, oswajając go z moją obecnością. Po kilku dniach lis podchodził tak blisko, że mogłem go dotknąć. Zaczął wspinać się po barierkach, pudłach, wchodzić do domu.

Po jakimś czasie lis zniknął, pojawił się jednak ptak. Już pierwszego dnia jadł mi z ręki. Zacząłem rozwieszać lusterka, ustawiać scenografię i oczywiście robić zdjęcia… Niedługo później zaczęły odwiedzać mnie wiewiórki.

Musi pan mieć siódmy zmysł do komunikacji ze zwierzętami.

Niektórzy tak mówią, ale ja jestem po prostu obserwatorem. Wydaje mi się, że dzięki mojej duchowości i życiu w odosobnieniu, jestem w stanie skomunikować się lepiej z naturą.

Pobyt w tu, w Warszawie, to mój pierwszy wyjazd od 5 lat. Miasto mnie przytłacza, czuję się przebodźcowany. Tu dzieje się tyle rzeczy na raz, to zupełnie inny rytm, inny świat, niż ten, którego jestem częścią.
Fot. Geert Weggen
Jak bardzo oddalony od cywilizacji jest pana dom?

Żeby dostać się na lotnisko musiałem jechać dwoma autobusami, pokonać około 100 km. Miejsce, gdzie mieszkam, wiele osób nazywa “umierającą wsią”.

Jest pan jedynym mieszkańcem?

Nie, jest nas około 500, w większości starszych osób. Nikt nie chce tam kupować domów — dlatego ja to zrobiłem (śmiech). Mam las na wyciągnięcie ręki, góry. Jestem odizolowany.

Zaskoczył pana sukces wiewiórek?

Nie planowałem go, chociaż tak naprawdę... Zaskoczyło mnie, że ludzie dostrzegli je tak późno. Kiedy pokazałem zdjęcia lisa, od razu posypały się nagrody. Wiewiórki na początku zyskały pewną popularność, która potem trochę osłabła. Prawdziwy boom zaczął się tak naprawdę w zeszłym roku. W związku z nim zrezygnowałem z dorywczych prac, które czasem brałem i postanowiłem skupić się wyłącznie na fotografii.

Czego ludzie nie wiedzą o wiewiórkach?

Zaskakująca dla wielu może być informacja, że nie wszystkie wiewiórki żywią się orzechami. Tam, gdzie mieszkam, nie ma drzew orzechowych. Moje wiewiórki jedzą raczej jagody, grzyby. Gdybym pierwszego dnia, kiedy przychodzą do mnie nowe wiewiórki, wystawił orzechy laskowe czy migdały — nie dotknęłyby ich, bo nigdy wcześniej ich nie widziały. Przekonują się do nich po czasie.

Wiewiórki bywają też wybredne. Niektóre skuszą się na nerkowca, inne nigdy w życiu nie wezmą go do pyszczka.

Czy wiewiórki czasem panu przeszkadzają?

Każda generacja jest inna. Co roku mam do czynienia z nowym miotem. Niektóre od razu na mnie wskakują — to się zdarza rzadko, choć ja bardzo to lubię. Inne wiewiórki wchodzą mi do domu.

Niektóre, z kolei, są bardzo dobrze ułożone, twardo stąpają po ziemi. Jeśli właśnie takie do mnie przychodzą wiem, że nie ma szans na zdjęcie, na którym będą balansować w rozkroku pomiędzy dwoma kwiatami. Są na to po prostu zbyt ostrożne.

Irytuje mnie też, kiedy wiem, że specjalnie przychodzą do kuchni, bo wiedzą, że dostaną jedzenie. Nie chcę ich od siebie uzależniać, przyzwyczajać do tego, że dostają ode mnie pokarm. One muszą umieć przetrwać samodzielnie. Jedzenie, które im daję, to tylko deser.

Ile czasu zajmuje zrobienie jednego zdjęcia?

Kiedyś potrafiłem spędzić nad jednym zdjęciem pięć dni i nie zawsze udawało mi się je zrobić. Dzisiaj jest znacznie łatwiej.

Dużo zależy od pory roku. Obecny czas jest dość trudny, bo śnieg zdążył już stopnieć, a ja uwielbiam zdjęcia w białym puchu, z lodowymi soplami.
Fot. Geert Weggen
W zimie wiewiórki też pana odwiedzają? Nie zapadają w letarg?

Nie, pojawiają się codziennie. Naprawdę, przychodzą do mnie każdego dnia od 7 lat — niezależnie od tego, czy jest zima, czy lato, czy pada śnieg, czy świeci słońce.

Które ze zdjęć lubi pan najbardziej?

Ze względu na komercyjny sukces cenię zdjęcie, na którym wiewiórka balansuje na dwóch kwiatach łubinu. Lubię też zdjęcie, na którym zwierzątko obejmuje słonecznik, a to dlatego, że ten kwiat wyrósł z nasiona, zakopanego własnie przez wiewiórkę.

Wiewiórki zwykle zapominają, gdzie schowały pożywienie. Są roztrzepane tak samo, jak ludzie (śmiech).

Które zdjęcie było najtrudniejsze do zrobienia?

Ujęcia “ekstremalne” bywają trudne. Niewiele wiewiórek decyduje się, żeby stanąć w rozkroku pomiędzy dwoma kwiatami. Takie akrobacje potrafiło wykonać tylko kilka w mojej karierze.

Niektóre wiewiórki lubią się popisywać?

Na to zawsze liczę. Problem w tym, że podczas takich ujęć bardzo łatwo jest uszkodzić kwiatek. Wystarczy, że wiewiórka wejdzie po nim raz i rekwizyt jest do wyrzucenia, trzeba podstawić nowy.

Żeby wykonać zdjęcie “akrobacyjne”, trzeba usunąć z planu wszystkie przeszkody. Potem to tylko kwestia odpowiedniego naprowadzenia wiewiórki.

Pamiętam, że zdjęcie z kijkami i nartami też było trudne do wykonania. Przy tego typu ujęciach często podwieszam rekwizyty na drucikach, wyżej zawieszam też jedzenie — dzięki temu wiewiórka ma więcej możliwości ruchu. Często ustawiam też obok siebie dwie różne sceny — w ten sposób zwiększam szansę na złapanie dobrego ujęcia, bo tak naprawdę nigdy nie wiem, co zainteresuje wiewiórkę, albo z której strony podejdzie.

Zdarza się, że kilka wiewiórek przychodzi razem czy raczej pojawiają się pojedynczo?

Czasem pojawia się ich kilka na raz, ale wtedy z reguły nie udaje się zrobić dobrego zdjęcia. Tworzy się chaos, zaczynają się walki o jedzenie, pojawia się agresja…

Wiewiórki są w stosunku do siebie agresywne?

Tak, potrafią być. Wiewiórki, jak już mówiłem, są bardzo podobne do ludzi. Jedne chcą być liderami, walczą o dominację. Inne — wolą trzymać się z boku, być niewidocznymi.

Do Warszawy przyjechał pan w związku z promocją kalendarza z pana zdjęciami, który wydaje marka Felix. Producent orzechów postanowił również zaangażować się w pomoc dzikim wiewiórkom. Bo tak naprawdę prawdziwa natura wiewiórek jest zupełnie inna obrazu, który mamy w głowach: mięciutkich, słodkich stworzonek.

W sumie takie też wydają się na moich zdjęciach. Jestem jednak zdania, że wiewiórki absolutnie nie nadają się na zwierzęta domowe. To dla mnie dość problematyczna kwestia, bo wiele osób pisze do mnie i dzieli się swoimi opowieściami o wiewiórkach mieszkających w domach…

Może myślą, że pan swoje też udomowił?

Tak, ale ja jestem przeciwny trzymaniu wiewiórek w domach, zakładaniu im szelek, przebieraniu ich. Oczywiście, wiewiórka w niewoli będzie żyła znacznie dłużej — może nawet ponad 10 lat. “Moje” wiewiórki żyją najwyżej trzy lata. Nie mniej jednak uważam, że miejsce tych zwierząt jest na wolności.

Wysyłam więc nieco sprzeczny przekaz, to prawda...

Niektóre “role”, w których obsadza pan wiewiórki, są również dość kontrowersyjne…

Tak. Zrobiłem, na przykład, zdjęcie z wiewiórkami i figurką Donalda Trumpa. Nie chciałem jednak, żeby miało przekaz polityczny, w żaden sposób nie odzwierciedla ono moich poglądów. Pomyślałem tylko, że w ten sposób wykreuję ciekawą scenę. Okazało się jednak, że wiele osób odebrało zdjęcie jako wyraz poparcia dla prezydenta USA, co kompletnie nie było moją intencją.

Skupiam się na robieniu ładnych zdjęć, takich, które będą wzbudzały w widzach radość. Celowo nie pokazuję wad, jakie wiewiórki posiadają. A mają ich całkiem sporo: potrafią być złe, samolubne, zazdrosne. Do tego to drapieżniki, o czym łatwo zapominamy, bo są takie urocze. Podobnie jak koty: nawet te domowe mają instynkt zabójcy, czy tego chcemy, czy nie.
Fot. Geert Weggen

Artykuł powstał we współpracy z marką FELIX.