To nie jest zwykły film o dojrzewaniu. Jeśli skończyłeś 30-stkę, musisz go obejrzeć
Xavier Dolan wydoroślał, choć na pierwszy rzut oka wcale tego nie widać. Wydaje się, że z plakatu jego najnowszego filmu, “Matthias i Maxime”, patrzy na nas lekko arogancki 20-latek. Tymczasem Dolan, mając za sobą trzy dekady życia i kilkanaście filmów na koncie, wreszcie zrozumiał, że aby wywołać emocjonalny kipisz w głowach widzów wcale nie trzeba krzyczeć, ciąć się, wpadać w histerię, czy zabijać własnej matki. Dzisiejszych 30-latków przeraża coś innego - oni sami.
Prawdopodobnie zrobiłby go zaraz po studiach, a może nawet jeszcze w trakcie ich trwania — dokładnie wtedy, gdy wedle obowiązującego jeszcze jakiś czas temu podziału, rozpoczynać powinien się etap życia określany jako stabilny i stateczny — dorosły w pełnym znaczeniu tego słowa.
Etap, w którym na życiowy egzamin przychodzimy przygotowani, jak na ustną maturę z polskiego: znając wszystkie odpowiedzi na pamięć. Kim jesteśmy? Co chcemy osiągnąć? Z kim spędzimy życie? Łatwizna. Nic, tylko wskoczyć w trybiki społecznego porządku, zacząć się realizować i tym samym kupić sobie kolejne 20 lat względnego, egzystencjalnego spokoju — co najmniej do nadejścia kryzysu wieku średniego.
Pokolenie Dolana, rocznik 1989, czyli pokolenie 30 plus, przesunęło tę granicę ostatecznych wyborów o co najmniej 10 lat. A może w ogóle ją zlikwidowało? Patrząc na to, jak bardzo zagubieni wydają się bohaterowie filmu — Matthias (Gabriel D’Almeida Freitas) i Maxime (Xavier Dolan) — opcja druga wydaje się bardziej prawdopodobna.
Na tle innych członków paczki, Matthias wydaje się być tym najbardziej “poukładanym”. Nazwisko ojca, właściciela znanej firmy, otwiera mu wiele zawodowych drzwi, co nie oznacza, że Matthias czerpie ze swojej uprzywilejowanej pozycji większe korzyści, niż powinien: nie można mu odmówić, że pracuje rzetelnie i ambitnie, wyznaczając sobie kolejne cele zawodowe.
Zupełnie inaczej do życia podchodzi Maxime, dla którego przepustką do lepszego świata ma być bilet na lot do Australii oraz świadomość, że w końcu uwolni się od ciężaru toksycznej relacji z agresywną, schorowaną i uzależnioną od alkoholu matką.
W rolę kobiety, która rujnuje Maxime’owi życie nie mógł, prawdopodobnie, wcielić się nikt inny: Anne Dorval powraca i podobnie, jak w “Mamie” oraz “Jak zabiłem własną matkę” staje się symbolem tego, jak trudno uwolnić się od tego najbardziej pierwotnego rodzaju miłości — nawet jeśli jest on z gruntu skażony i patologiczny.
Problemy rodzinne nie są jednak tym, co sprawi, że zarówno poukładany Matthias, jak i niepewny i poszukujący Maxime, zaczną kwestionować wszystko to, co dotychczas definiowało ich jako ludzi, mężczyzn i przyjaciół.
Fot. materiały prasowe / Gutek Film
Jedyne zadanie, jakie stawia przed nimi scenariusz stworzony przez egzaltowaną studentkę filmoznawstwa, to romantyczne zbliżenie. Dziewczyna klika przycisk "play" na smartfonie i wychodzi z pokoju. Panowie odgrywają to, co mają do odegrania, mało tego — za swój występ zbierają doskonałe recenzje — od znajomych, rodziny, przyjaciół.
Homoseksualna miłość nie jest dla nikogo tematem tabu. Oczywiście, bywa przedmiotem bardziej lub mniej trafionych żartów, które jednak nigdy nie mają znamion agresji czy pogardy. Nawet oficjalna “premiera” nagrania ma miejsce podczas spotkania mamy przyjaciela Matthiasa i Maxime’a z jej koleżankami.
Starsze panie, chichocząc, komplementują przystojnych chłopców oraz ich talent aktorski. Problem w tym, że sami zainteresowani niespecjalnie mają ochotę wysłuchiwać miłych słów. Właśnie uzmysłowili sobie bowiem, że przez całe swoje dotychczasowe życie właściwie nie wiedzieli, kim są, a przede wszystkim kogo chcą i mogą kochać.
— Całe życie zmagam się z męską dwuznacznością — z mężczyznami, którzy chcieli się ze mną przespać, ale nieustanie mówili: ‘Nie, nie jestem gejem' — mówił Dolan w wywiadzie dla New York Times’a.
Symbolem oszukiwania własnej seksualności po to, aby dopasować się do panujących w społeczeństwie standardów, w filmie jest Matthias, który reaguje agresją na każdą próbę zbliżenia ze strony Maxime’a.
— Ten film opowiada o toksycznej definicji, którą społeczeństwo nadało męskości. To, co odczuwają moi bohaterowie to po prostu miłość. Ale oni cały czas zastanawiają się, czy to miłość gejowska — tłumaczył Dolan.
To, co szczególnie szokuje w opisie sytuacji, jaki szkicuje Dolan, jest to, że nawet w społeczeństwach tak otwartych, tak akceptujących różnorodność, jak kanadyjskie z którego wywodzi się reżyser, miłość rodząca się pomiędzy mężczyznami potrafi być dla nich samych, niesamowicie przerażająca.
— [Kiedy byłem młodszy] społeczne definicje seksualności czy płci dopiero się kształtowały. Dzisiaj, dzięki Bogu, są znacznie pojemniejsze, co nie oznacza jednak, że całkowicie pozbyliśmy się umysłowych blokad, które nie pozwalają nam korzystać z tych możliwości — tłumaczył Dolan.
Pomimo faktu, że film traktuje o miłości pomiędzy dwoma mężczyznami (lub jej braku — to już musicie sprawdzić sami w kinie), Dolan nie umieści na swoim filmie etykiety: “kino gejowskie”.
— To nie jest film gejowski. To film o życiu — cytuje jego wypowiedź portal IndieWire. — Tak naprawdę nie sądzę, że moi bohaterowie zdają sobie sprawę, że to, co przeżywają, to miłość gejowska. To miłość. Po prostu — tłumaczył.
Symbolem tego, że zarówno społeczeństwo, jak i my sami, mamy szansę pozbyć się wartościujących etykiet, jest Maxime, a właściwie wielka blizna na jego twarzy, której nikt ze znajomych nie zauważa: — Przyjaciele naprawdę akceptują go takim, jaki jest. [...] W grupie tych młodych mężczyzn Maxime czuje się tak komfortowo, że potrafi zapomnieć nawet o tym, że na twarzy ma wielkie znamię — tłumaczy reżyser.
Czy otoczenie rzeczywiście będzie tak samo wspierające, kiedy do fizycznej “odmienności” dojdzie inny jej rodzaj? Czy egzamin 30-latków zostanie zaliczony? Odpowiedź poznacie w kinach — już od 21 lutego.
Artykuł powstał we współpracy z Gutek Film.