Najpierw koronawirus, teraz to. Chiny szykują się na nową plagę. "To może być kolejny cios"

Katarzyna Zuchowicz
Walka z koronawirusem spędza chińskim władzom sen z powiek już od trzech miesięcy i wciąż nie widać jej końca. Ale na horyzoncie pojawiają nowe problemy. Chińskie media donoszą, że rząd wzmacnia środki ochronne i przygotowuje plan działania. W teren mają być wysłani inspektorzy, mają nasilić się kontrole. Wszystko z powodu obaw przed szkodnikami, które – jeśli się pojawią – mogłyby dla Chin oznaczać nowe zagrożenie.
W cieniu koronawirusa w Chinach pojawia się nowe zagrożenie – obawia przed inwazją szkodników, które mogą zniszczyć uprawy. Fot. YouTube / DW News
Chińskie władze walczą z koronawirusem, miasta w prowincji Hubei od tygodni odcięte są od świata, w Wuhan część mieszkańców nie może nawet opuścić domów, by zrobić zakupy. Według niektórych odczuwane są też braki żywności.

A co będzie, jeśli – jak opisują chińskie media – kraj mogłyby zaatakować szkodniki niszczące uprawy? O tym zaczyna być głośno w cieniu koronawirusa. Wymieniane są nazwy dwóch potencjalnych zagrożeń. Szarańcza pustynna, która spustoszyła uprawy w kilku krajach Afryki i Azji, i mogłaby dostać się tu z Pakistanu lub Indii. A także Spodoptera frugiperda (ang. fall armyworm), rodzaj żarłocznej ćmy, który występuje w Amerykach i w Afryce, ale pojawił się też w innych krajach. W 2019 roku zaatakował Chiny, tu przezimowały jego larwy.


"Trzeba stawić czoła nowemu zagrożeniu" – ostrzega teraz chińska telewizja CGTN. A niektórzy internauci pytają w komentarzach: "Świńska grypa, armyworm, koronawirus i możliwa plaga szarańczy. Czym sobie Chiny na to zasłużyły?".

Co to jest Spodoptera frugiperda


W Chinach wiedzą, co taka inwazja szkodników może oznaczać. Pierwszą przeżyły już w ubiegłym roku. Spodoptera frugiperda przybyła z Ameryk w styczniu ubiegłego roku. Zaatakowała w południowej prowincji Junnan i stamtąd rozprzestrzeniła się dalej. W maju opanowała 15 prowincji. Do września 2019 roku – ponad milion hektarów ziemi w 26 prowincjach Chin.

"Spodoptera frugiperda to kolejna klęska dla państwa bezsilnie walczącego z epidemią ASF i kilkoma innymi groźnymi chorobami zwierzęcymi, która prawdopodobnie przyczyni się do poważnego zakłócenia produkcji żywności" – pisał w ubiegłym roku polski portal cenyrolnicze.pl.

Tyle że teraz doszła jeszcze walka z koronawirusem. A jedną z prowincji, którą w ubiegłym roku zaatakował szkodnik, była Hubei, skąd w tym roku epidemia koronawirusa rozniosła się na cały świat.

Czytaj także: Dramatyczna sytuacja we Włoszech. Gwałtowny wzrost liczby zgonów i zakażeń koronawirusem

Spodoptera frugiperda przypomina ćmę. "Przełamała barierę międzykontynentalną i z obszaru obu Ameryk dotarł do Afryki i Azji, zjadając hektary upraw ryżu, kukurydzy, warzyw, bawełny i wielu innych gospodarczo ważnych roślin" – tłumaczy portal cenyrolnicze.pl. To jedno z niewielu polskich źródeł, gdzie znajdziemy opis szkodnika. A także zagrożenia, jakie może stanowić. "Już niedługo może stać się problemem również w Europie i Australli, zagrażając światowej produkcji żywności" – czytamy.

W tym roku faktycznie mówi się o nim również w Australii.

Szkodnik groźny dla upraw


Chińskie władze od początku grzmiały, że Spodoptera frugiperda może stanowić ogromne zagrożenie dla gospodarki żywnościowej w kraju. Zachowuje się niemal jak armia, na co miałaby wskazywać angielska nazwa.

"To uzasadnione przydomki dla owada, którego gąsienice są w stanie masowo zjadać uprawy ponad 180 gatunków roślin, w tym wielu ważnych ekonomicznie, takich jak pszenica, soja, trzcina cukrowa, kukurydza, ryż, bawełna, pomidor, papryka, cebula, fasola, warzywa dyniowate i kapustne" – podawał polski portal.

W ubiegłym roku chińskie władze wypowiedziały szkodnikom wojnę. We wrześniu, gdy skończył się sezon, ogłosiły koniec. Podobno pomocne było użycie insektycydów z dronów. Ale już wtedy ostrzegano, że rok 2020 może być jeszcze gorszy. Że spodoptera frugiperda może zaatakować jeszcze większe zbiory na jeszcze większych obszarach kraju. A także, że może pojawić się wcześniej i zniszczyć młode uprawy.

"Insekty nie dotarły na północny wschód kraju, gdzie znajduje najważniejszy region upraw kukurydzy. Ale mogą wrócić i stanowić zagrożenie w przyszłym roku" – ostrzegał Pan Wenbo, dyrektor jednego z departamentów w ministerstwie rolnictwa. Również Amerykański Departament Rolnictwa twierdził, że w 2020 roku szkodnik może zaatakować wszystkie uprawy zbóż w Chinach.

W Chinach boją się plagi szarańczy


Dziś, w czasie epidemii koronawirusa, temat w mediach wraca. Można przeczytać, że zima była ciepła, co może stanowić dobre warunki dla rozwoju larw. W obawie przed nową inwazją, do walki z potencjalną plagą spodoptera frugiperda Ministerstwo Rolnictwa przekazało lokalnym władzom ponad 7 mln dolarów.

Jak będzie, za wcześnie oceniać. Ale słychać też o możliwym zagrożeniu plagą szarańczy, która niedawno pustoszyła kilka krajów Afryki i Azji. I tu pojawiły się ostrzeżenia ze strony rządu. Do Chin plaga jednak jeszcze nie dotarła, niektórzy twierdzą nawet, że zagrożenie jest niewielkie, ale i tak są obawy, że szarańcza może dostać się tu z Pakistanu i Indii. "Chiny wzmacniają plany walki ze szkodnikami, które zagrażają rolnictwu" – pisze "China Daily". Informuje, że prowincji Junnan mają być one zastosowane w kwietniu. Na kluczowych obszarach pojawią się m.in. punkty monitorujące sytuację. Przygotowano zapasy pestycydów i innych środków. "Więcej inspektorów zostanie tam wysłanych, by powstrzymać szkodnika" – donosi. W Pekinie powołano specjalną komórkę do monitorowania sytuacji i szybkiego reagowania. Jeszcze w marcu rząd planuje spotkania z ekspertami, by skoordynować ewentualne działania w sakli kraju, w tym – jak podaje "South China Morning Post" – system ostrzegania. Chiny chcą pomóc też Pakistanowi w walce z szarańczą w tym kraju.
Czytaj także: Największa od dziesięcioleci plaga szarańczy. "Mogą zjeść wszystko"

"Plaga szarańczy jeszcze bardziej mogłaby obciążyć chińską gospodarkę, która cierpi z powodu koronowawirusa" – zauważa gazeta.