"Koronaparty". Pokazał tłum podróżnych na Okęciu, którzy próbują przebukować bilety

Anna Dryjańska
– Tego samego blatu dotykało 500 osób z różnych stron świata. Jeśli choć jedna miała koronawirusa, to myślę, że były idealne warunki do rozprzestrzeniania się choroby – mówi naTemat Tomasz Staśkiewicz, były dziennikarz INNPoland. Mężczyzna, który nie mógł się skontaktować z lotniskiem Okęcie przez telefon i internet, pojechał na miejsce by przebukować swój bilet lotniczy do Kanady.
Były dziennikarz INNPoland – podobnie jak inni podróżni – nie mógł się skontaktować z lotniskiem Okęcia przez telefon ani messenger. Chciał przebukować bilety lotnicze z powodu koronawirusa. Na lotnisku kłębił się tłum niedoszłych podróżnych. fot. Tomasz Staśkiewicz/Facebook
Konkretne konsekwencje wprowadzenia stanu zagrożenia epidemicznego w związku z koronawirusem wymienił na piątkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki (PiS). – W nocy z soboty na niedzielę wstrzymane zostaną międzynarodowe połączenia lotnicze i kolejowe. Samochodowy ruch dla Polaków wracających do Polski będzie utrzymany, ale na granicach będą bardzo rygorystyczne zasady wjazdu i kontroli sanitarnej – wyjaśniał szef rządu.

Wielu podróżnych przewidując trudności już od rana próbowało przebukować bilety lotnicze za granicę. Jedną z tych osób był Tomasz Staśkiewicz, były dziennikarz INNPoland, który miał w sobotę o 16:00 wylecieć do Kanady. Bilet kupił jeszcze w styczniu, a postanowił go wymienić na inny, gdyż – choć jego samolot jeszcze by wystartował – nie było pewności w jaki sposób i kiedy mógłby wrócić do Polski.

Infolinia LOT, która nie działa

Początkowo Tomasz postanowił skorzystać z kontaktu za pośrednictwem infolinii LOT i messengera – taką formę w związku z próbą ograniczenia zakażeń zaleciło samo lotnisko. Okazało się jednak, że infolinia jest tak przeciążona, że ciągle zrywa połączenie, a wiadomość na messengerze nie została odczytana mimo upływu wielu godzin. Z kolei próba przebukowania biletu w systemie kończyła się doliczaniem dodatkowych kosztów, stanowiących od 50 do 300 proc. ceny biletu. Dlatego Staśkiewicz postanowił załatwić sprawę na Okęciu.


Okazało się, że ten sam sposób – z podobnych przyczyn – wybrało wielu innych podróżnych z Polski i zagranicy. Na lotnisku powstała duża kolejka. – Pracownice okienka dwoiły się i troiły, by wszystkim pomóc. Widać było, że są bardzo zmęczone. Ja wyszedłem po północy, czyli ponad godzinę po tym, jak powinny zakończyć pracę, a za mną kłębił się jeszcze tłum ludzi, którzy potrzebowali przebukowania biletów – mówi Tomasz.

Nerwy i ludzkie dramaty

Dodaje, że na lotnisku było sporo nerwów i ludzkich dramatów. – Za mną stała sześciosobowa rodzina z USA: małżeństwo z czwórką dzieci. Mieli wyjechać z Polski za kilkanaście tygodni. Teraz nie wiedzą kiedy i jak wrócą do Stanów – mówi. Relacjonuje, że zaproponował im odstąpienie swojego biletu do Toronto, ale 1 bilet nie załatwiał sprawy.

Staśkiewicz Podkreśla, że kobiety pracujące na Okęciu nie miały maseczek ochronnych, mimo że stykały się z setkami pasażerów. – Jedyne, czym dysponowały, to medyczny żel antybakteryjny do rąk przy blacie. Swoją drogą tego blatu kolejno dotykało z 500 osób. Jeśli choć jedna miała koronawirusa, to myślę, że były idealne warunki do rozprzestrzeniania się choroby. W kolejce ludzie starali się trzymać na odległość, ale to nie było zalecane 1,5 metra. Dlatego na Facebooku określiłem tę sytuację mianem koronaparty – wyjaśnia były dziennikarz. Tomasz podkreśla, że pracownice Okęcia robiły co mogły, by pomóc podróżnym. – Ludzie stawali na rzęsach. Zawiódł system – konkluduje.

Czytaj także: Od "niech jadą!" do "prawdziwych bohaterów". Burza po wpisie Brudzińskiego o lekarzach walczących z koronawirusem